Od zawsze przeciwstawiano wojnę pokojowi nie bacząc, że jest to właściwie jedno zjawisko. W cywilizacji człowieka nie są to sprawy przeciwstawne, a jedynie oscylacyjne ruchy na osi. Dlatego też wezwanie z czasów słusznie minionych „walka o pokój” brzmi głupio, a wszelkie, zwłaszcza poetyckie wezwania do zerwania z wojennym zapałem, trafiają kulą w płot. Zawsze są jakieś wojny, a nasza akceptacja dla nich waha się gdzieś pomiędzy nimi, a stanem nudnego podobno, pokoju.
Trafiłam na wideoklip pięknej piosenki Dimasha Kudaibergena, młodego człowieka o niespotykanych możliwościach wokalnych (6 oktaw od barytonu do sopranu), kompozytora i instrumentalisty, „Wojna i Mir”, ilustrowany scenami filmowymi z seroialu „Gra o tron” i pani Annie Popławskiej zawdzięczam go i tłumaczenie tekstu. Nie przez przypadek przytaczam najpierw tekst, zanim udostępnię link do wideoklipu. Tekst bowiem i melodia piosenki wyraża zadumę nad tym, jak uchronić pokój, podczas gdy towarzyszą jej obrazy krwawej walki na polu bitwy, gdzie trup ściele się gęsto, a przeciwstawni bohaterowie reprezentują siły dobra i zła, jakby w ogóle krwawa walka zawierała w sobie jakiekolwiek dobro.
Oto tekst:
Kto jest gotów zrobić pierwszy krok?
Kto jest gotów otworzyć ramiona?
Lecz nienawiść niszczy niezliczone nadzieje
I odrzuca miłość za horyzont.
Ach, ta wojna i pokój…
Ach, nienawiść i współczucie…
Ile smutku jest w stanie wytrzymać serce?
Ile cierpienia jest w stanie pomieścić?
Jak uchronić ten pokój?
Jak utrzymać równowagę między dobrem a złem?
Jak przetrwać między ogniem a lodem?
Lecz dobro i zło nadal prowadzą bitwę…
Ach, ta wojna i pokój….
Ach, nienawiść i współczucie…
Nawet łzy z czasem mogą zamienić się w kamień.
Czy pozostanie ktokolwiek, kto jeszcze będzie pamiętał o miłości i nienawiści?
Ach, ta wojna i pokój…
Ach, nienawiść i współczucie…
Ile smutku jest w stanie wytrzymać nasze serce?
Ile cierpienia jest w stanie pomieścić?
Ile smutku jest w stanie wytrzymać nasze serce?
Ile cierpienia jest w stanie pomieścić?
A teraz proszę, oto link do wideoklipu:
Ogladając klip i słuchając towarzyszącej mu piosenki, opieram się emocjom, próbując patrzeć obiektywnie (na ile to możliwe dla osoby, u której piękna muzyka i wspaniałe głosy przedostają się głębiej, niż zechciałyby dopuścić jakąkolwiek świadomą refleksję, tak że zapomina i 6-ciu oktawach wyszkolonego głosu, operującego świadomie ze znajomością efektów), zapominając na chwilę, że ukochany, przystojny bohater serialu, zabijający w amoku wrogów, w ostateczności jest po prostu zabójcą, niczym innym.
Wszystkim miłośnikiem „Gry o tron” (w wersji filmowej przynajmniej, gdzie życiowe postawy są spolaryzowane i nie zawierają specjalnych niuansów) rzuca się w oczy przeciwstawienie bohaterów. Ten, który reprezentuje dobro, walczy z mieczem do ostatka, sam przeciwko zastępom wrogów, ten który reprezentuje zło, mając za sobą multum wojsk, reaguje krzywym uśmieszkiem. Co oczywiście nie do końca jest prawdą, bowiem po obu stronach stały liczne wojska. Z klipu zostaje nam w pamieci ów krzywy uśmieszek okrutnika i podlca i zapominamy, że do niego doprowadziło go wiele doznanych krzywd od własnej rodziny i innych – tylko dlatego iż swego czasu nie był odpowiednio stanowczy i jednoznaczny i że poddawał się licznym zawirowaniom emocjonalnym, przez co nieustannie był wystawiany na cudze ciosy. Zwłaszcza tych, którzy byli mu najbliżsi.
Przypomina mi się inny bohater kultowej opowieści, mianowicie trylogii Tolkena. Ów potworek, Smeagol zwany potem Gollumem, równie rozdarty między sprzecznymi emocjami, przegrywa własną grę ze światem i pragnieniami, ponieważ nie udało mu się zachować etycznej homeostazy. Nawet opierając się na historiach filmowych, czy powieściowych bohaterów, łatwo odgadujemy, iż tzw. „dobrzy ludzie”, stworzeni są przez okolicznosci mniej okrutne, niż te, które stworzyły „złych ludzi”. W tym zakresie przeszliśmy długą drogę od dziewiętnastowiecznego dydaktyzmu i moralizatorstwa do pogłębionej akceptacji odstępstw od umoralniającego wzorca.
Tak jakoś się składa, że motywy, którymi się w danym czasie zajmuję, nakładają się niespostrzeżenie na siebie, a informacje ich dotyczące płyną do mnie z różnych żródeł. Na problem nienawiści i jej przejawów podczas wojnen zwróciłam uwagę w czasie ostatniej lektury. Zawsze pomijałam książki, których tematem były bitwy, ponieważ sam problem bitewnych strategii i okrucieństw (konieczne czy nie?) nużył mnie. Ostatnio postanowiłam zerwać z pójściem na łatwiznę i korzystając z wypożyczalni przeczytałam trylogię powieści o Hanniballu i jego inwazji na Rzym („Hannibal – wróg Rzymu”, „Hannibal – pola krwi”, „Hannibal – chmury wojny” Bena Kane). W powieściach tych wyraźnie widać zmianę spojrzenia na zmagania wojenne. Główni bohaterowie są przyjaciółmi, choć walczą po obu stronach i nieustannie zmagają się ze sprzecznymi uczuciami: patriotyzmem, lojalnoscią wobec wodzów i towarzyszy, poczuciem braterstwa ale i z przyjaźnią łączącą z wrogami, których narzucił los.
Pani Annie Popławskiej dziękuję za inspirację i tłumaczenie tekstu piosenki.