Utonąć w niepamięci

Utonąć w niepamięci

Zanim utonę, zadam sobie najpierw ważne pytania; potem przywołam przypomnienia:

Czy niepamięć jest bardziej wodna czy powietrzna? A może ognista, niszcząca wszystko w bezkształtnym bezładzie? Czy jest świadoma? Czy może być niezależną od pragnień i chęci? Czy jest dobrem czy uciążliwością? Czy pragniemy mimo wszystko swoją niepamięć upamiętnić? Może klepsydry są tego dowodem? Zaproszono mnie do polubienia strony o klepsydrach i nekrologach. Złośliwe czy zabawne? Ale polubiłam, sama nie wiem czemu.

Kilka dni temu trafiłam z powrotem do PRL-u, ale PRL-u gorszego niż wówczas był, gdy był. Zdarzyło się tak, że nagły zawrót głowy pomieszał mi sufit z podłogą i mimo iż siedziałam na wózku inwalidzkim, nie zdążyłam się schwycić jego poręczy i przytrzymać, tylko zanurkowałam w dół, ocknąwszy się na zakrwawionej od wielkiego guza na czole podłodze, z wózkiem na plecach. Przez ponad godzinę nie udało mi się podnieść, ale szczęśliwie telefon upadł wraz ze mną i odnalazłam kogoś, kto miał klucze od mojego mieszkania i mógł przyjechać wezwawszy przedtem pogotowie.

Od razu muszę zaznaczyć, że wszyscy: ratownicy lekarze i personel szpitalny, z którym miałam do czynienia, byli na najwyższym poziomie zawodowym, a ponadto życzliwi i mimo iż zabiegani, pomocni we wszystkim, w czym, mogli. Cała reszta wyglądała gorzej niż za PRl-u. Począwszy od karetki, zimnej bo nieogrzewanej, (a mnie z nóg spadły kapcie i przemokły cieniutkie spodnie i sweter, które wyciągnięto na chybił trafił z szafy),  poprzez brak zdawałoby się tak prostej i potrzebnej rzeczy, jak pampersy czy jakiś koc. Karetka stała długo w kolejce, więc przemarzłam na kość.

Ratownicy byli tacy mili, że zanim odjechali, jeszcze zawieźli mnie do łazienki i wyszperali skądś pampersa oraz pożyczyli jakiś koc. Otrzymałam bardzo dobrą jakościowo maseczkę i oczywiście pobrano mi wymaz do testu na koronawirusa. Na poczekalni przeleżałam kilka godzin i to był już postęp w stosunku do mojego męża, który przed śmiercią, w tym samym wiodącym warszawskim szpitalu przesiedział na krzesełku, a gdy z niego spadł, przeleżał na na jakimś wózku, w sumie ponad 24 godzin, w epoce jeszcze przed koronawirusem. Z tamtego pobytu utkwiła mi w pamięci młoda dziewczyna okropnie przez kogoś pobita, ze złamaną ręką i zakrwawioną twarzą, w zabłoconej białej bluzce, czekająca na lekarza i badanie przez kilka godzin. Ja zostałam przebadana i odwieziona do domu karetką tylko po 8 godzinach. I jeszcze na początku, w karetce, zdezynfekowano i przemyto mi czoło i twarz.

Poznaję w ciągu tych paru godzin  inne aspekty swojej cielesności. Jest to odkrywanie nowych lądów, niebezpiecznych, o niespodziewanych zagrożeniach, dziwnych lecz frapujących. Najpierw boli mnie każda kosteczka mojego ciała, potem tylko niektóre, według dziwacznego, nieznanego mi wzoru, ponieważ moje posłanie w domu zapamiętało kilka bezbolesnych pozycji, Tu zaś wszystkie są nowe i nieznane, a wąskie nosze bardzo utrudniają, a czasem wręcz uniemożliwiają zmianę pozycji na pożądaną. Z domu zabrałam butelkę z jakimś piciem, jednak nie byłabym w stanie jej odkręcić; zresztą znajduje się głęboko w torbie położonej w moich nogach, a tam nie sięgnę bez zmiany pozycji, której nie dokonam, bo nie dysponuję alpinistyczną linką do podciągania się, jaką mam w domu. Już od dawna nie jestem w stanie dotknąć palców swoich stóp, muszę w tym celu korzystać z pomocy pedicurzystki. Także butelki z sokiem ktoś  musi mi wcześniej odkręcić. Na szczęście mam na szyi zawieszoną torebkę z telefonem i dokumentami. Na przyszłość muszę zapamiętać, żeby mieć pod ręką butelkę z wodą nalaną z baniaka albo wcześniej odkręconą. Jeszcze inne rzeczy muszę zapamiętać: co zrobić na przyszłość: co zapakować, w jaką torbę, jakiej szerokości, aby nie wypadała przez pręty  bocznych ograniczników noszy. Wraz ze mną na ciemnej brudnej sali leży osiem osób z udarem, dwie z czymś innym + nieznana mi bliżej liczba nieszczęśników na krzesłach. Tę statystykę znam z meldunków do telefonu podawanych przez kogoś z personelu co jakiś czas.

Mam czas na rozmyślania. Nie jestem wcale szczęśliwa z powodu tego, że przeżyłam i jestem przytomna. To tylko opóźnia nieuchronny koniec, który mnie czeka. Wolałabym mieć już go za sobą, jak wszystkie niedobre doświadczenia, w które wchodziłam zatykając nos i zamykając oczy oraz skacząc przed siebie. Byle to się już szybciej skończyło. Taką miałam taktykę na życie i teraz pewnie ona by się przydała, cóż kiedy nie ja o niej mogę decydować.

Rozmyślam więc o niepamięci. Wydaje mi się jedną z kart tarota, którą trzeba podporządkować konkretnemu żywiołowi wielkich lub małych Arkanów. Trzeba też odgadnąć jej sens nie dosłowny, a symboliczny i jej związek z moją osobą, moimi doświadczeniami i moimi refleksjami. Im chcę być dokładniejsza, tym mniej czytelne okazują się karty. Wszak połowa jasnowidzów wieszczy agresję na Ukrainę, a druga połowa tylko ściemę. Podobnie jak wymowa kart tarota – precyzja staje się grobem prawdy, nawet objawionej. Życie prawdopodobnie przyzna rację jednocześnie i jednym i drugim jasnowidzom, albo żadnym.

Bracia i siostry w umieraniu i nieumieraniu, w pamięci i w niepamięci, Im mniej wiemy, tym lepiej dla nas, ale tym bardziej jesteśmy wściekli na los. Jedynie, co możemy, to dokumentować naszą złość i szukać jej uzasadnienia. I rozmywać ją w dywagacjach pewnie niepotrzebnych. 

I póki jeszcze możemy, musimy zająć się sprawami bieżącymi. Zmienić zamek na elektroniczny, skłonić administrację do rozebrania przegrody dzielącej część korytarza, skłonić sąsiadów do wyrażenia na to zgody albo zbadać podstawy prawne możliwej samowoli, gdy się na to nie zgodzą, załatwić opaskę zwana głupio nianią dla seniora ( a głupio, bo choć zarejestruje upadek i  całe mnóstwo życiowych parametrów nie przywoła żywej osoby do otwarcia drzwi gdy bliscy przebywają poza zasięgiem lub ich po prostu się nie posiada), wszystkiemu temu trzeba podołać zanim można zabezpieczyć sobie prawo do uzyskania pomocy, gdy się leży na podłodze nieprzytomnym, z dala od telefonu i jest jeszcze trochę czasu do przeżycia. No i jeszcze trzeba mieć trochę środków finansowych oraz być w pełni władz umysłowych dla prowadzenia negocjacji. Może już lepiej wcześniej umrzeć bez zachodu i kłopotu. Utonąć w niepamięci.

1 myśl w temacie “Utonąć w niepamięci

  1. Jestem po podobnym przypadku w rodzinie…i jest jeszcze osoba konieczna : pełnomocnik ustanowiony notarialnie, bo innego urzędy nie uznają.
    Nigdy nie wiadomo w jakim stanie umysłu ockniemy się po urazie, udarze etc.
    Wytrwałości Katarzyno!

Możliwość komentowania jest wyłączona.