część 2 : Śladami maltańskich darów
Podarki Malta International Airport
Upominki kupione na Malcie
Dawno, dawno temu żył raz sobie potężny król, któremu urodził się długo wyczekiwany syn, dziedzic korony. Wyrósł on na pięknego młodzieńca, ale był też kapryśny, niecierpliwy i samolubny. Pewnego razu królewicz stłukł dzban biednej staruszce, która zaczerpnęła oliwę z zamkowej cysterny. Rozżalona staruszka na odchodnym powiedziała królewiczowi:
„Obyś nigdy nie znalazł Krainy Trzech Krzywych Cytryn!”
Niestety, nikt na dworze nie słyszał o takiej krainie, ani mędrcy, ani nawet żeglarze.
Królewicz zapragnął tak bardzo odnaleźć tę tajemniczą krainę, że nie mógł o niczym innym myśleć, stracił chęć do życia i zaczął chorować. Wyruszył w świat rozpytując po drodze o Krainę Trzech Krzywych Cytryn. Wreszcie pewien napotkany żebrak powiedział królewiczowi, który obiecał za wieści bochen chleba, że kraina ta leży za siedmioma morzami, za siedmioma wyspami, tam, gdzie słońce wschodzi. Królewicz mimo obietnicy pozostawił głodnego żebraka bez nagrody. Podobnie postąpił wobec starego wędrowca, od którego dowiedział się, że Kraina Trzech Krzywych Cytryn jest strzeżona przez potężną wróżkę. Usłyszał również, że tylko jeden raz na sto lat cytryny rodzą po jednym owocu i jeden człowiek może je dostać. A są to cytryny o czarodziejskiej mocy: jedna z nich zapewnia wieczną młodość, druga piękność, a trzecia daje szczęście.
Upłynęły lata, królewicz wędrując przeżył tysiące przygód, aż posiwiały mu włosy. Po drodze, opętany pragnieniem znalezienia Krainy Trzech Krzywych Cytryn, okazywał się zawsze bezlitosny wobec spotykanych ludzi. Aż w końcu, kiedy przepłynął siedem mórz i siedem wysp przemierzył, usłyszał, że właśnie jest w Dolinie Trzech Krzywych Cytryn. A była to dolina jakby wymarła, z gajem uschniętych drzew i głazami rozrzuconymi po polach. I były tam trzy poskręcane, uschnięte drzewka cytrynowe. Zrozpaczony królewicz przeklął chwilę, w której dowiedział się o Krainie Trzech Krzywych Cytryn. Wtedy stanęła przed nim piękna wróżka i powiedziała, że to nie dla niego wyrosły i dojrzały czarodziejskie owoce, bo są one nagrodą dla tych, którzy nie tylko są wytrwali w dążeniu do celu, ale nadto dokonują wielkich czynów, bronią słabszych i krzywdzonych. Już podąża po te owoce, cenniejsze niż całe złoto świata, bohater mężny i szlachetny. To powiedziawszy, wróżka zniknęła, a królewiczowi brzmiały jeszcze jej słowa: „nie dla ciebie, nie dla ciebie…”
Taka jest w skrócie treść maltańskiej baśni, jak wszystkie bajki, z morałem.
I rzeczywiście, nieurodzajne, kamieniste, spalone słońcem wyspy zyskały nowe oblicze dzięki pracowitości, mądrości i zapewne szlachetności jej kolejnych mieszkańców.
Na podróż po maltańskich wyspach, z życzeniami niezapomnianych wakacji, Malta International Airport przygotował dla nas, pasażerów rejsu LOT-u, podarki. I oczywiście darów było siedem, ale można je podzielić na trzy grupy wg wskazówek dla podróżnych.
Zawsze miej przy sobie butelkę z wodą
Malta może się poszczycić 300 dniami słonecznymi w roku, krystalicznie czystymi i lazurowymi otaczającymi wodami, można więc powiedzieć, że jest to raj. Ale te rajskie wyspy zawsze zmagały się z problemem braku wody do picia. Brak rzek, mało opadów, mimo to Malta doskonale poradziła sobie z tym problemem. Woda, z której korzystają Maltańczycy w kuchniach i łazienkach pochodzi częściowo z wody morskiej, odsalanej i uzdatnianej do picia. Ma jednak leciutko wyczuwalny słonawy posmak, więc wielbiciele herbaty kupują sobie wodę w dużych butlach.
Butelka na wodę z ochraniaczem termicznym, którą dostaliśmy w praezencie, przypomina, że tutaj w lecie nie ma kropli deszczu, jest upalnie i słonecznie. Chociaż w tym roku było wyjątkowo gorąco jak na czerwiec, a słońca jakby trochę mniej, bo z Sahary (do Afryki jest niedaleko) wiatry przyniosły mnóstwo żółtego pyłu.Jest go tak wiele, że samochód zostawiony na parkingu pod wieczór jest wyraźnie żółtawy. Wszystko wokół było pokryte tym pyłem, wyraźnie widać to na zdjęciach. Pył, zawieszony w wilgotnym, bo nadmorskim powietrzu, powodował przymglenie zdjęć, traciły one na ostrości i kolorze.
Podróżuj z dobrze przygotowanym bagażem
Służą temu turystyczne niezbędniki i przydasie, które dostaliśmy.
Swoją walizkę podróżną można zabezpieczyć kolorowym paskiem (podarek), a na wycieczki zabrać lekki torboplecaczek z tkaniny (podarek). Do plecaka warto zapakować tkany tutaj , bawełniany plażowy ręcznik, podobny do naszych cepeliowskich bieżników (podarek) i blaszane pudełeczko z pastylkami miętowymi (podarek). Na Malcie uprawiano kiedyś dużo bawełny, a mięta, podobnie jak inne miejscowe zioła, ma niepowtarzalny, silny aromat. I orzeźwia!
Warto popłynąć łódką do Lazurowej Groty, zwiedzić kamieniste Comino z Błękitną Laguną.Woda jest tam przejrzysta i ma przepiękny kolor, jeśli jest słońce. Plaże nad Zatoką Św. Pawła, wzdłuż której jest dużo hoteli, nie są zbyt piękne: na ogół małe, kamieniste, buroszare. Ale w Błękitnej Lagunie jest kilka plaż z żółtym piaseczkiem, tyle, że są jak te wyspy: malutkie. Trzeba też pamiętać o wygodnym obuwiu, bo wszędzie są kamienie.
Podróżowanie indywidualne jest tutaj łatwe. Można wynająć sobie samochód, ale nie jest to konieczne. Na Malcie funkcjonuje doskonale sieć autobusów, które docierają prawie w każde miejsce warte zobaczenia, a wszędzie jest blisko. Zagubić się jest tutaj trudno, tubylcy są życzliwi, więc wskażą drogę, znają angielski i są zaszczepieni. Tak, tak – na Malcie bardzo dba się o to, żeby się nie zarazić. Procentowo najwięcej zaszczepionych przeciw Covid-19 wśród krajów UE jest na Malcie – bodaj 98%. A mimo to nawet na plaży trzeba było nosić maseczki. W tym upale!
Spróbuj dań maltańskiej kuchni
Oczywiście warto popróbować miejscowej kuchni. Charakterystyczny wśród napojów maltańskich jest Kinnie, napój z miejscowych gorzkich pomarańczy i ziół, pyszny i doskonały na upały (jeśli zimny i z lodem). Puszkę Kinnie i Snacki zawierające ser kozi miejscowego wyrobu dostaliśmy od maltańskiego portu lotniczego w prezencie. Malta ma poza tym swoje wino (czerwone mi smakowało) i dwa gatunki piwa Cisk typu angielskiego. Brytyjczycy w dalszym ciągu chętnie przyjeżdżają na Maltę, mogą tutaj jeździć lewą stroną drogi i zjeść takie śniadanie, jak lubią: jajka na bekonie i fasolkę.
Maltańskie dary natury, owoce, warzywa i zioła, pochodzą głównie z Gozo, które jest bardziej zielone niż Malta i pełni rolę eko-ogródka. Uprawia się tu (i jada) marchewkę i groszek, fasolkę (bardzo angielskie), jest trochę oliwek, kaparów, pomidorów. I bardzo dużo, bardzo smacznych ziemniaków, których zbiory są 4 razy w roku. Nic więc dziwnego, że ziemniaki na różne sposoby przyrządzone są prawie w każdym posiłku. Z owoców – są winogrona, pomarańcze, brzoskwinie.
W kuchni maltańskiej jest sporo ryb i owoców morza oraz hodowlane króliki. Jedno z najbardziej znanych dań to właśnie królik po maltańsku (w składzie dania są m.in. marchewka, groszek, pomidory, ziemniaki i czerwone wino). A popularne dania przekąskowe to gbejnet, pastizzi i hobżbiż-żejt (czyli chleb maltański i oliwa). Pastizzi to ciepłe bułeczki z rozmaitym nadzieniem, np. groszkiem czy serem ricotta, można je kupić w malutkich piekarenkach prosto z otwartej na ulicę witryny. Gbejnet – to ser kozi lub owczy. Ze słodyczy popularne są ciastka z daktylami i nugaty. Pyszne są miody, najlepsze z Gozo. Z alkoholi – miejscowy przysmak to likier z opuncji figowej „bajtra”i różne nalewki, np. z chleba świętojańskiego (czyli szarańczyna), mającego jakoby własności lecznicze. Maltańczycy doceniają dobre wypieki – podobno nawet można zobaczyć, jak premier kupuje sobie sam (bez obstawy) świeże bułeczki w pobliskim sklepiku. Ich potrawy są odpowiednie do ich sposobu życia, niezbyt wymyślne, ale pyszne. W dużej mierze zawdzięczają to miejscowym ziołom, które mają bardzo intensywny zapach i smak.
A jakie podarki z podróży można przywieźć swoim bliskim?
Z przysmaków regionalnych – miód z Gozo, likier „bajtra” i nalewki.
Z wyrobów rękodzielniczych – to koronki, serwetki, samodziały, obszerne swetry robione na drutach (choć w zimie jest co najmniej kilkanaście stopni). Takie wyroby można kupić na bazarach, np. w Marxsaxlokk, rybackiej miejscowości znanej z barwnych łodzi w kilku kolorach zwanych „luzzu”, a na Gozo w sklepie rzemieślniczym w skalnych grotach. Może trochę kiczowaty, ale wg mnie fajny i niedrogi prezent to fartuszek z przepisem kulinarnym (na królika po maltańsku czy ośmiornicę) albo mapkami wysp maltańskich. I obowiązkowo – z wizerunkiem krzyża maltańskiego, jaki jest na ich fladze.
Dla bardziej wymagających są szkła podobne trochę do weneckich czy ceramika. Dawniej były bardzo znane delikatne wyroby ze srebra zwane filigranami, ale tego trzeba już szukać w dobrych sklepach. Najnowocześniejszym miastem jest Sliema, tam są duże sklepy. Tam też można znaleźć sklep Marks&Spencer (dla sentymentalnych, bo u nas już ich sklepów nie ma).
Mieszkańcy Malty okazali się naprawdę sympatyczni i przyjaźni, trzeba też wspomnieć, że to prymusi, jeśli chodzi o szczepienia przeciw Covid-19. Wprawdzie cynicy powiedzą, że nic w tym dziwnego, skoro utrzymują się w 25% z turystyki, a pandemia odcięła im to źródło dochodu. Chociaż akurat Maltańczykom straty w zarobkach wyrównało w pewnej mierze państwo. Tym, którzy w wyniku pandemii utracili pracę, państwo wypłacało hojne zasiłki. Tylko skąd mała Malta miała na to środki? Wieść gminna niesie, że podobno sprzedawano po niebotycznych cenach paszporty maltańskie, i wystarczyło, żeby kupił je pewien szejk dla siebie i swojego haremu (ok. 60 szt)…
P.S. W pierwszej części mojej opowieści o Malcie trochę zbyt długo trzymałam Odyseusza w grocie Kalipso – nie było to 10 lat, ale podobno tylko 6.
Wdrodze do Lazurowej Groty
Port rybacki w Marxsaxlokk
Główna ulica Valletty przed świętem
Małgorzata Jacórzyńska-Śmigiera
20.08.2021