Dobro ze złem w ustawce

Początek czasów, kiedy zaczęłam się zastanawiać nad dobrem i złem i ich wzajemnym stosunkiem, pomijając oczywiście okres początków nauki religii, nastąpił wówczas, gdy zainteresowałam się SF i sama zaczęłam pisać opowiadania, a więc ponad 40 lat temu. Środowiska twórców w których przebywałam i grupa, do której należałam, namiętnie dzieliły świat na dwie frakcje, nie dobrą i złą, a podobnie, chociaż nie jednakowo nazwane: na frakcję dobra i frakcję zła. Tylko z pozoru nie widać w tym różnicy, ale jest przynajmniej w SF znacząca. We frakcji dobrej może występować pewna liczba czynników złych, a we frakcji złej znaleźć się jedna czy druga jednostka dobra. Tymczasem SF wymaga, aby frakcja była jednorodna, inaczej trzeba by się zastanawiać jak wewnątrz frakcji odróżnić epizody od całości, a to może przeszkadzać w kształtowaniu fabuły przez pisarza. Zresztą polscy pisarze SF mają w przeważającej mierze poglądy prawicowe, a właśnie prawica celuje w dzieleniu świata na cząstki jednorodne, a zwłaszcza na pozytywne i negatywne w całej rozciągłości, pisane jako dobro lub zło.

Od samego początku mnie to raziło i przeszkadzało, także w pisaniu, aż sprawiło, że porzuciłam tę konwencję na zawsze. Ukryty w głębi mojej osoby chochlik nawoływał bezustannie do komplikowania różnych sytuacji, poglądów i prawd, czasem wręcz zaprzeczenia im. Lubiłam bohaterki stare, złe i brzydkie, a nie ładne, długowłose, roznegliżowane blondynki z aparatami strzelającymi w dłoniach i jak łatwo się domyślić, wydawcy przerabiali je na łatwiejsze do strawienia przez młodzież postaci. Zawsze jednak uważałam, że dobro i zło sytuuje się na jednej osi, powiedzmy od minus jeden do plus jeden. Zero  dla mnie jest punktem przełomu, miejscem nijakim, które może być złe lub dobre, w zależności od punktu widzenia, co dopiero w przyszłości się okaże.

Obecna narracja polityczna zbliżyła się niesłychanie do poglądów młodziutkich wówczas pisarzy SF, dla których dobro było piękne, upostaciowane przez piękną (i seksowną), roznegliżowaną dziewczynę, zło zaś brzydkie, pokraczne i wykrzywione, a w dodatku głupie, Wystarczyło bohaterowi spojrzeć na postać widoczną na nowej planecie i od razu wiedział, że bez dalszych dywagacji ma ją zastrzelić. 

Niektóre, dziś kultowe postaci bohaterów stworzonych przez moich kolegów twórców takie miały wówczas początki, choć na szczęście i oni i literatura SF dojrzała. Pomiędzy dobrem i złem zaś zamiast nieciągłości stał gruby mur, nieprzekraczalny. Pod tym względem było nawet gorzej niż przy nauczaniu religii i katechizmu w szkole podstawowej, które pozwalało domniemywać, że istnieją osoby mogą się poprawić i nawrócić, ze złych stać się dobrymi. Takie coś we współczesnej narracji nie jest dopuszczalne, a jeśli się trafi, nie wiadomo co z nim zrobić.

Przykładem jest Banaś, prezes NIK,  dla dawnych kolegów samo zło, dla opozycji nie wiadomo kto, dopóki Tusk nie oświadczył, że można traktować go jako świadka koronnego, a ten jest samo dobro, bo pozwala zwalczyć zło.

Przyrzekałam sobie, że nie będę bawić się w politykę, ale cóż, dziś nie dałam rady. A to za sprawą ukraińskiej pisarki Oksany Zabużko, bowiem zwrócił moją uwagę wywiad przeprowadzony z nią, w  „Wysokich Obcasach” z 11 lutego br. Mówi ona:

 “Znajomi którzy przyjeżdżali z Moskwy przed 2014 rokiem opowiadali, że to miasto, po którym nie sposób się poruszać. Bo jeżeli zapytasz na ulicy o drogę, to w odpowiedzi słyszysz: „A co, oczu pani nie ma?!”. Nienawiść wisi w powietrzu i można na niej siekierę zawiesić. Jeśli pani włączy rosyjską telewizję, to tam wszyscy krzyczą, tak jakby coś przerażającego się stało. Za tą szkołą zła stoi sowiecki wywiad, który w imieniu rosyjskiego państwa toczy od lat wojnę z cywilizowanym światem.”

Przeprowadzająca wywiad stwierdza dalej:

Pisze pani, że celem tej bezkrwawej „informacyjno psychologicznej” części rosyjskiej machiny wojennej jest narzucenie przeciwnikowi takiego obrazu świata, żeby w sytuacji zagrożenia był niezdolny do podjęcia właściwej decyzji w interesie własnego bezpieczeństwa.” I dalej:

“Podbój bez pełnowymiarowej inwazji opiera się na czterech filarach: demoralizacji, destabilizacji, kryzysie i normalizacji.

W przypadku Ukrainy etap pierwszy może być nazywany „powtórną rusyfikacją”, a jego początki kryją się w latach 90. Wyjaśnię to z perspektywy własnej działki. Kiedy Ukraińcy budowali od podstaw własny rynek książki i zakładali pierwsze prywatne wydawnictwa, w Moskwie pojawiły się „agencje literackie”, które wykupiły na Zachodzie prawa do przekładów popularnych autorów „na całe terytorium byłego ZSRR” i w ten sposób na długo zablokowały publikację ukraińskich przekładów. Do 1997 roku Krym i Donbas zostały objęte monopolem rosyjskich dystrybutorów książek, więc ukraińskim wydawcom pozostawało wpraszanie się do ich księgarni gdzieś „na najniższą półkę”. Podobnie rzecz się miała z ukraińską muzyką, filmem, show-biznesem – ze wszystkimi sferami, w których potrzebny jest masowy odbiorca.” 

Od zawsze uwielbiałam teorie spiskowe, co nie znaczy jednak, że poddawałam się im wierząc w nie, jedynie ulegałam urokowi narastania wokół nich prostoty, oswajania kolejnych komplikacji w miarę, jak demaskowano  przekłamania. Nie do naśladowania w tym zakresie jest powieść Umberto Ecco “Wyspa dnia wczorajszego”, pozwalająca wniknąć w procesy formułowania teorii przyrodniczych i technicznych w Średniowieczu; pokazująca gdzie zbaczano ze ścieżki logiki na rzecz nieuprawnionych domysłów i pożądanych wniosków i jak naginano fakty, aby sprostać teoriom, co kończyło się zazwyczaj klęską.

Znam kilka książek Oksany Zabużko i muszę powiedzieć, że dysponuje ona właściwą kobietom wnikliwością spojrzenia na rzeczy poważne za pośrednictwem drobiazgów, na które poważne autorytety nie zwróciłyby uwagi, a co więcej, nie potrafiłyby zrozumieć ich znaczenia dla rzeczy na pozór o wiele istotniejszych. 

Idąc jej śladem zainteresowałam się sprawą wydawnictw w Polsce, a także dystrybutorów książek, a właściwie redukcji tych ostatnich do jednego, znaczącego, bez którego żadna książka parę lat temu nie ujrzałaby światła dziennego i powiem, że miałam podobne spostrzeżenia, które tłumiłam w sobie, nie wierząc z zasady w teorie spiskowe. Uczciwie muszę dodać, że nie wiem jak jest dzisiaj, ale fakt, że księgarnie internetowe, które zastąpiły stacjonarne, prowadzą politykę wydawniczą skierowaną jedynie na zyski, co oddziałuje na wydawnictwa, powodując zalew literatury śmieciowej i może odbywać się już własnym pędem po zniszczeniu większości źródeł dobrej literatury dając dużo do myślenia. Prawdopodobnie jednak do tego celu nie była nam potrzebna Moskwa, wystarczyła zmowa nieudaczników. Chociaż, kto wie?   

Wspominałam kilkakrotnie, że po wyjściu z domu, po czterech latach oglądania świata z balkonu, paradoksalnie, gdy już na ten balkon wyjść nie mogłam, kiedy dysponując wózkiem elektrycznym zwiedzam na nowo moją najbliższą okolicę. Powyższe słowa dotyczące Moskwy śmiało można zastosować do mojego niewielkiego osiedla, mającego zresztą znakomitą opinię jako miejsce przyjazne, pełne zieleni i wolnych jeszcze przestrzeni nie zaplombowanych totalnie. Niemniej atmosfera wśród ludzi podobna jest tej, która panuje w programach telewizyjnych, gdzie politycy dyskutują nad najnowszymi aferami. Już kilka razy zmuszona byłam odwiedzić moją przychodnie zdrowia, a raczej choroby i codziennie napotykam na przejawy nieżyczliwości i niechęci, czasem zupełnie bezpodstawnej. W ostatni piątek np. pewna kobieta, przechodząca obok mojego wózka z nienawiścią syczała przez zęby: rozkraczy się taka… zajmując tylko miejsce zamiast udać się prosto do grobu. Roześmiałam się, ponieważ akurat moja nowa przychodnia niedawno oddana do użytku w nowym budynku dysponuje dużymi przestrzeniami, niedostępnymi w poprzedniej. Naprawdę tam żaden wózek nawet bliźniaczy nikomu nie zastawi drogi i w przeciwieństwie do sklepów nie żałowano tam przestrzeni.

Wracam więc do refleksji Oksany Zabużko. Resztki mojej duszy z wyrytym w nią motywami SF dobudowują jakąś historię spiskową w rodzaju, że to może Moskwie o to chodziło, żeby w Polsce ludzie skakali sobie do gardeł o byle g, na szczęście jednak rozsądek podpowiada mi, że jest to zwykła natura ludzka, której dano przestrzeń swobodną do rozwoju bez ograniczeń, czyli upragnioną każdemu wolność, a której żadne stworzenie nie umie wykorzystać wyłącznie w dobrym celu. Bowiem jako że nie ma dobra i zła, nie ma też rzeczy ani spraw jednoznacznie dobrych albo jednoznacznych złych; wszystko może przerodzić się z jednego w drugie, a właściwie problem polega jedynie na zachowaniu proporcji: odpowiednia ilość dobra + niewielkie zaburzenie złym, żeby nie było nudno i jednostajnie, równa się akceptowanemu poziomowi wydarzeń i postaw. Nuda przyciąga zło, ale jednocześnie niewielka, dopuszczalna ilość zła może tę nudę zmniejszyć. Tak mi się przynajmniej wydaje na zwykły babski rozum kuchennej filozofii. Swego czasu w literaturze modne były sielanki, a ogół utworów literackich zawierał opowieści o pięknej miłości i wspaniałej moralności ludzi postawionych w obliczu konieczności wyboru. Po jakimś czasie czasie ludziom się to już znudziło i np. teraz w Netflixie konia z rzędem temu, kto znajdzie film lub serial bazujący na zwykłym życiu, gdzie nie ma żadnego wątku kryminalnego. Po prostu świat dobra znudził się ludziom doszczętnie, potrzebują świata zła, żeby poczuć poczuć dreszczyk emocji.

Niestety, świat przestaje być względnie bezpieczny, wszystkie konie jeźdźców apokalipsy ruszają na raz z kopyta i tylko drobiny oddechu czasu dzielą nas od katastrofy. Ustawka gry zła z dobrym przestaje mieć sens, chociaż władcy pieniądza nadal na niej zarabiają. Mam nadzieję, że ja tego nie doczekam.

Dawno temu czytałam nowelę Raya Bradbury’ego, w której po Armagedonie następowała scena wówczas mogąca zostać uznana za optymistyczną, gdy nieopodal opuszczonego przez ludzi domu ostatnia małpa rodziła pierwszego człowieka. Dziś trudno zobaczyć jakikolwiek przejaw optymizmu w obliczu tego, co nadciąga. Może, gdyby można było powtórzyć historię jeszcze raz, ludzie nauczyliby się wyważania stopnia wolności i zniewolenia, znaleźliby mechanizmy zabezpieczające to, co koniecznie musi zostać zabezpieczone i pozostawiające to, co może być wolne i swobodne. Stworzenie boskie pod tym względem zawiodło na całej linii.

Recepta może i słuszna, ale jak ją zrealizować? Wszak trzeba odrzucić wszelki przymus, musi go zastąpić dobrowolność, inaczej przymus będzie eskalował aż do momentu, gdy trudno będzie go opanować. Samoświadomość ludzi jako całości populacji jednak jest niska, dodatkowo nikomu z rządzących niepotrzebna, A procesy wychowawcze trwają o wiele dłużej, niż mamy cierpliwości. Znamy z historii epoki, gdy wierzono w możliwości człowieka rozwijane przez wykształcenie ale tak jakoś wyszło, że epoki te skończyły się w niesławnie. Jestem więc pesymistką i pozostaje mi tylko wierzyć, że jakiemuś  zadziwiającemu przypadkowi możemy zawdzięczać rozwiązanie. Wcześniej jednak świat musi obrócić się do góry nogami i grzmotnąć na pysk.

Jeszcze tygrysica

Ostatnio moda na poezję przybrała nieco karykaturalne oblicze. W programie telewizyjnym TVN  “Szkło kontaktowe” dzwoniący do studia mają 1 minutę na wypowiedź, a ponieważ najczęściej  jest ona kalką tego, co słyszymy w telewizji lub czytamy w prasie, oglądając ten satyryczny program, swego rodzaju dobranockę dla dziadków i babć, podświadomie traktuję ją jak przerwę reklamową, przerzucając swoją uwagę na coś innego, bliższego mojemu zainteresowaniu, na przykład uschnięty liść z pnącza, który trzeba oberwać, czy inną rzecz, którą trzeba komuś zlecić. Może dlatego niektórzy z dzwoniących, a jest ich coraz więcej, swoją wypowiedź ubierają w formę rymowaną, żeby przykuć uwagę słuchaczy.

 Wiele z tych wykwitów poetyckich poświęconych jest prezesowi, którego częstochowskie rymy bynajmniej nie opiewają w przeciwieństwie do Naczelnika Piłsudskiego, o czym pisałam wcześniej, małostkowo naśmiewając się z łupieżu i butów nie do pary, a także, już na poważnie, ostatnim życiowym problemom, a mianowicie inflacji lub brakowi węgla na składach, czy też aktualnym aferom, a właściwie ich wyliczaniu. Tematy te są tak wałkowane w telewizji  oficjalnie niesłusznej, choć podobno zawsze prawdziwej, że powodować mogą odruch wymiotny, jak przy oglądaniu niektórych osiągnięć telewizji rzekomo słusznej, więc kiedy jeszcze trafi się na poetyckie wzloty, ma się już dosyć. Chciałoby się posłuchać o życiu prawdziwym, które jednocześnie, innym torem biegnie, jak to życie prawdziwe, smutne, śmieszne lub beznadziejne, nigdy nie jednoznaczne, w którym być może właśnie ów węgiel odgrywa niemałą rolę, podobnie jak inflacja; jednakże nikt nie myśli o nich jako o rzeczach najważniejszych dla konkretnego człowieka. Mogą stanowić one  przepełnienie kielicha goryczy, którą utoczono wcześniej.

Jakiś czas temu, w marcu 2022 roku zamieściłam opowieść malarki, Jadwigi Pizl o czasach, które spędziła jako dziecko na Syberii. Tak jakoś okrutnie się składa, że ludzie którzy doznali krzywd w dzieciństwie lub wczesnej młodości, także na starość muszą mierzyć się z życiowymi problemami, zamiast odpoczywać i kontemplować piękno natury i drobnych kwiatków wyrastających na ich grządkach ale i na drodze życia. Różnica polega na tym, że na starość niewiele  już się ma siły do walki z przeciwnościami losu, a otoczenie jakoś to wyczuwa i z okrucieństwem cechującym ludzkie masy w sprawach codziennych, dokłada swoje cegiełki do ich cierpień.  Powstają wówczas opowieści o miłości do dzieci, które nie chcą znać rodziców, o współmałżonkach tychże dzieci, które izolują je od matek i ojców, kiedy tamci zostali już skłonieni do dokonania na ich rzecz darowizny najważniejszych elementów majątku – mieszkań lub domów. W tych życiorysach najgorzej mają samotni, zwłaszcza kobiety.

Kiedyś malarka była przybranym dzieckiem szamanów. Teraz uważa ona, że wie jak rozstać się z tym światem I pisze do mnie list, w którym żegna się właściwie z miłością do tego świata, nie chcąc wykorzystać tego szamańskiego doświadczenia, pomagającego jej w dzieciństwie w walce o przetrwanie z radzieckimi władzami. Mnie, otrzymującej taki list, zwiększa on  poczucie niemocy i braku sprawczości. Jako młodsza osoba nie zastanawiałam się nigdy nad sprawami, na które nie mam wpływu, ba, wyśmiewałam swojego męża, który tkwił przed telewizorem i wymyślał rządzącym, podobnie jak obecni rozmówcy “Szkła Kontaktowego” w myśl dawnego przysłowia, że „mówi dziad do obrazu, a obraz do niego ani razu”. Myślę o mojej korespondencji do malarki, pozostającej bez odpowiedzi, wyrzucam sobie, że być może nie użyłam takich słów i argumentów, które wywołałyby lepszy odzew i czuję jej ból nie umiejąc się od niego zdystansować.

W swoich własnych, życiowych sprawach nie jestem skuteczniejsza, a jeśli, to przez przypadek.

Odkąd mam inwalidzki wózek elektryczny, odbyłam kilka wycieczek po osiedlu. Zastanawia mnie, czemu akurat Żabka jest sklepem mało, że nieprzyjaznym osobom niepełnosprawnym, to jeszcze w dodatku ich personel stosuje głupie argumenty na udowodnienie braku sprawczości, a więc, że nie jest w stanie udrożnić przejazdu lub wjazdu do sklepu dla takiej osoby.  Miliony przeznaczone na głupie reklamy tej sieci, jeśliby dodano do nich kilkadziesiąt tysięcy na likwidację schodków lub zawalidróg w ich lokalach plus co nieco na szkolenie personelu sklepów z podstawowych zasad kultury przyniosłyby o wiele lepsze efekty, zwłaszcza na takich osiedlach jak moje, zamieszkanych głównie przez pozostałości populacji z czasów PRL.  To już trzecia nowootwarta Żabka, z którą mam niedobre doświadczenia. Na drodze między regałami stoi skrzynka, pusta, czekająca na jakieś butelki. Pani, którą proszę o zabranie tej skrzynki, żebym mogła wyjechać ze sklepu, ponieważ jest za ciasno do skrętu wózka, oświadcza mi, że ona nic nie ma do powiedzenia, ponieważ sklep obowiązują pewne standardy  i akurat takie skrzynki należą do tych standardów, na które podpisała umowę ze franszynodawcą (???). Miałam mnóstwo emocji, ponieważ zawracając potrąciłam regał i coś tam z niego spadło. Pani patrzyła nieprzyjaźnie i usiłowała mi tłumaczyć, że jej nic zrobić nie wolno, bo skrzynka na butelki musi stać akurat w tym miejscu. Czy w Żabkach zatrudniają wyłącznie takie głupiątka, przepraszam za to określenie,  czy to już takie nieszczęście mojego osiedla, na którym są aż trzy takie sklepy, wszystkie nieprzyjazne osobom niepełnosprawnym. Nic dziwnego, że nie widuję ich na ulicach.

Może zbyt emocjonalnie reaguję na to wydarzenie, ale po czterech latach nie wychodzenia z domu, cały świat odbieram bardziej wyraziście i wielu nowych rzeczy jeszcze nie rozumiem… Czy polityka już tak zepsuła społeczną świadomość, że ludzie gadają głupoty nie zastanawiając się zupełnie nad tym co mówią? Czy franszyzobiorcy mają wyłączone myślenie, skoro ich argumenty są, jak dawniej mówiono, jeszcze głupsze niż ustawa przewiduje? Czy może umowę z Żabką pisały równie niedouczone SI, jak konsultantki Play?

Mój syn twierdzi, że bierze się to stąd, że MOGĄ. Jemu, młodemu jeszcze mężczyźnie nikt tak by nie podskoczył jak babci na wózku. I coś w tym jest. Ratunek widzi w jednym: babcie są zbyt pokorne, przepraszają, że żyją, może powinny wymyślić coś, co wymusi na innych szacunek i respekt. 

Jeśli ma rację, to oczywiście tygrysia czapka nie wystarcza; producenci inwalidzkich wózków elektrycznych powinni na wyposażeniu ich umieścić jakiś rodzaj paralizatora, a może nawet działka strzelającego mało groźnymi ale bolesnymi pociskami lub śmierdzącą ich zawartością,wzorowaną na broni skunksa.

Ale świat nigdy nie bywa jednoznaczny. Co do mojego poprzedniego felietonu – to Play uznał, że uwierzytelniłam się wystarczająco i zdecydował przenieść mój telefon bez dalszych problemów, zaś pani doktor co drugi dzień wykonuje zabiegi uprzejmie i ze zrozumieniem dla odczuwanego bólu i moich pisków, sama załatwiając z rejestratorkami terminy i godziny więc jednak ta tygrysia czapka nie stanowiła przeszkody w interakcji z otoczeniem, jak już sądziłam.

Wracając do poezji i częstochowskich rymów: Czy powinnam zamienić słowo mówione na słowo deklamowane, koniecznie z częstochowskimi rymami, by stać się bardziej sprawcza, w co wierzą ludzie wychowani na reklamach posługujących się nieznośnym patosem i przesadą opiewając zgoła przyziemne produkty jak np. środki na zatwardzenie? Przesiąkli tę poetyckością wszyscy dookoła. Czytam przed chwilą  w gazecie fragment opisujący jakąś demonstrację:

„Stojący na chodnikach mieszkańcy z ukraińską flagą w dłoniach nie potrafili ukryć wzruszenia”. Pytanie zasadnicze: dlaczego akurat mieli ukrywać wzruszenie?  Wzruszenie mogą ukrywać wstydzące się panienki przyjmujące zaręczynowy pierścionek od kawalera, z którym do tej pory najwyżej się całowały, a nie uczestnicy demonstracji! Zbitki słowne będące namiastką poetyckości są wygodne, ale bezsensowne i drażniące dla ludzi z wyczuciem języka. Czytaj dalej

Tygrysica

Kilka dni wcześniej kupiłam sobie czapkę z wizerunkiem tygrysa, żartując że przyda mi się w kontaktach ze światem zewnętrznym, ponieważ z reguły takie babcie jak ja są traktowane źle i poniżająco. O tym przekonałam się ostatnio po 4 latach nie wychodzenia z domu, gdy w przychodni lekarz pierwszego kontaktu zwymyślał mnie za pewną niezręczność pielęgniarki, poprawiła to rejestratorka, której nie widziałam zza wysokości lady siedząc na wózku, a przy okazji dostało się pani Ukraince, która grzecznościowo mi towarzyszyła asekurując na wypadek, gdyby odmówił posłuszeństwa silnik elektryczny wózka, wrażliwy na ujemne temperatury. Nie chcę wnikać w szczegóły, ale żadna z nas, ani ona ani, ja nie wypowiedziałyśmy jednego słowa, sytuacja była domyślna. Pani pielęgniarka zapukała do gabinetu próbując zapytać o coś, związanego z moją  wizytą, a pani doktor kazała jej czekać, pielęgniarka zaś  odeszła na chwilę zawołana przez kogoś. 

Niestety czapka mi w tej sytuacji nie pomogła, Być może nawet zaszkodziła. Pani doktor wypadając z gabinetu zobaczyła mnie w tej idiotycznej czapce i uznała że zawraca jej głowę jakaś wariatka. Żeby być jednak sprawiedliwą muszę dodać, że udzielono mi pomocy poza kolejką i wykonano zabieg, który był potrzebny w mojej sytuacji.

Tygrysicą wygodniej jest być we własnym domu, Z własnym telefonem i przy własnym komputerze, ale i to nie zawsze.

Zaczęło się banalnie. Zadzwoniono do mnie w sprawie zmiany telefonu komórkowego z  UPC na Play, do czego zachęcano licznymi reklamami w telewizji pokazującymi dwóch przesympatycznych i przystojnych panów. Wyraziłam zgodę i oczekiwałam na przysłanie mi  materiałów. Podświadomie jednak nurtowały mnie pewne wątpliwości, ponieważ wysłano mi sms-a polecającego zalogować się na określonej stronie, a z tej strony zalogować się do swojego banku. W moim mózgu otworzyła się pewna klapka I zamiast od razu logować się do banku, kliknęłam w miejsce, gdzie mogłam zgłaszać zapytania. Wyświetliła mi się informacja, że zgłaszanie zapytań jest niemożliwe. Ponieważ jednocześnie otrzymałam korespondencję na maila, stamtąd też chciałam wysłać zapytanie, tak samo jak z telefonu. I tu moja korespondencja nie została dostarczona z niewiadomych mi powodów. Postanowiłam więc zacząć od wejścia na ogólnie dostępną stronę Play, gdzie reklamowano tę usługę i wdać się w rozmowę z konsultantem celem wyjaśnienia swoich wątpliwości. Poniżej moja korespondencja z konsultantką.

Jasmina xxx 11:48

Dzień dobry, co mogę dla Ciebie zrobić?

Klient 11:50

Telefonicznie wyraziłam zgodę na przeniesienie numeru. Otrzymałam pakiet umów. Nie jestem jednak w stanie zalogować się inaczej niż za pomocą banku, a tego nie chcę. Jak to zrobić? A może to oszustwo? Z podanego linku do zalogowania się wiadomości nie są dostarczane

Jasmina xxx 11:51

Proszę o chwilę cierpliwości. W tej sprawie przekieruję czat do odpowiedniego działu

Został Pan przeniesiony/Została Pani przeniesiona do: Sandra K..

Sandra K. 11:54

Cześć, Którego numeru telefonu dotyczy sprawa? 🙂

Klient 11:54

605-606-xxx

Sandra K. 11:56

Gdzie dokładnie próbujesz się zalogować?

Klient 11:57

Czekamy na potwierdzenie warunków oferty i tożsamości telesales@playsklep.pl do KASIA.URBANOWICZ@xxx 3 lut

Sandra K. 11:58

Tak, w tym linku trzeba zalogować się przez bank, aby potwierdzić tożsamość.

Klient 12:02

Ale jak nie mam profilu zaufanego? nie mam takiego obowiązku. Poza tym w informacji podano, że są 2 możliwości zalogowania. Mam wątpliwości, czy nie jest to próba wyłudzenia przez kogoś, kto zna moje dane z UPC

Sandra K. 12:04

Mail telesales@playsklep.pl jest prawidłowym mailem z Play, jest tam obsługa procesu potwierdzenia tożsamości.

Klient 12:05

czy ja rozmawiam z botem SI? Jeśli tak, odstępuję od umowy. Odpowiedź nie na temat

Sandra K. 12:08

Nie, nie rozmawiasz z botem. Jeśli nie chcesz potwierdzać tożsamości przez bank, drugą opcją jest przekazanie kopii dowodu osobistego kurierowi.

Klient 12:09

Kopii dowodu osobistego nie wysyła się. Mogę okazać lub pozwolić zrobić zdjęcie

Sandra K. 12:09

Jeśli wybierasz przesyłkę zamówienia kurierem, to musisz okazać dowód osobisty w celu weryfikacji.

Klient 12:14

Mogę okazać, ale nie o to chodzi. Jak zawiadomić, że przyjmuję ofertę, skoro wiadomości nie są wysyłane ze strony ani z telefonu ani z maila. Jaką mogę mieć pewność że to uczciwa transakcja. Wolę zrezygnować. Gdzie wybierać opcję przesyłki kurierem? Wszystko łącznie z Pani odpowiedziami nieprofesjonalne pani K (bez nazwiska)

Przeczytana

Sandra K. 

W momencie składania zamówienia, więc telefoniczne z konsultantem, informujesz, że wybierasz opcję przesyłki kurierem oraz weryfikację tożsamości przy kurierze.

Klient

Tak mi powiedziano, że będzie kurier, to po co potwierdzenie, do którego nie mogę się zalogować  pani K (bez nazwiska)  sztuczna 1/4 inteligencjo

Sandra K. 12:20

Czy posiadasz numer zamówienia?

klient

Tak, już podaję 1146623080

Sandra K. 

W celu weryfikacji poproszę imię i nazwisko, pesel oraz adres zameldowania.

Katarzyna Urbanowicz xxxxxxxx

Ja:

Rozłączono mnie bez słowa i pokazała się strona po angielsku. Ponieważ nie ma jeszcze w naszym kraju obowiązku posługiwania się językiem angielskim, a ja uczyłam się go 60 lat wcześniej na  poezji średniowiecznych bardów oraz T. S. Eliota, świadoma, że obrażając ¼ SI naraziłam się na odwet, postanowiłam wzorem wszystkich babć potulnie oczekiwać na to, co los przyniesie.

Godz. 18,37 mail (już 3-ci od Play w tym dniu) – „Nie otrzymaliśmy potwierdzenia”. W niedzielę to samo od rana. Żadnej SI  nie przyszło do głowy, żeby zadzwonić pod numer telefonu, który właśnie miałam zamiar przenieść i spytać, dlaczego tego nie robię. Pewnie gdyby zadzwonili ,odpowiedziałabym, że zostałam skutecznie zniechęcona do „Play” i załatwiania spraw przez tę firmę.

 Teraz trochę refleksji ogólnych. Przyzwyczajona jestem do hejtu w Internecie, osobiście jednak nie byłam hejtowana więcej niż dwa, trzy razy w ciągu ostatnich lat. Tymczasem w czasie moich spacerów na wózku prawie za każdym razem spotykam się z nieuprzejmością, traktowaniem mnie jak idiotki, a są miejsca, gdzie doznaję tego za każdym razem, np. w sklepach „Żabka”. Odnoszę wrażenie, że nie dotyczy to tylko mnie, i że większość ludzi nie rozmawia normalnie tylko wrzeszczy na siebie. Ja może zwracam większą uwagę na to, ponieważ nie jestem przyzwyczajona, dlatego często mogę brać coś takiego do siebie. Co się z ludźmi porobiło przez ostatnie lata? W sklepach uprzejme są jedynie Ukrainki, sprzedawczynie polskie zaczynają od nieprzyjaznych spojrzeń, gdy usiłuję manewrować między półkami. Potem już krzyczą. To samo dzieje się w przychodni, gdzie przecież większość ludzi jest starszych, chorych i znerwicowanych. Dlaczego młode kobiety stanowiące przytłaczającą większość personelu muszą ich traktować jak niepotrzebne przedmioty zastawiające drogę? Nie tłumaczą ich niskie zarobki, rzecz może wynika raczej z powszechnego przyzwolenia na takie zachowania. Czy powszechnie powtarzana gówno-prawda o tym, że emeryci kosztują państwo zbyt wiele i że młodzi pracujący muszą na nich płacić swoimi podatkami tak już zryły mózgi szaremu, przeciętnemu człowiekowi, że czuje potrzebę dołożenia swojej działki do ogólnej niechęci? W świetle tego nie jest dziwnym, że minister Czarnek wolał przyznać dotacje znajomym na zakup siedzib dla spod dużego palca powstałym fundacjom, niż fundacjom pracującym od wielu lat na rzecz ludzi starszych i niepełnosprawnych dzieci. Te organizacje utrwalają tylko istnienie tych kategorii ludzi, zupełnie niepotrzebnie, a wręcz szkodliwie. Państwu przysłużą się bardziej patrioci, niż te ludzkie, nienormatywne odpadki.

Polacy są mili jedynie wtedy, gdy chcą cię oszukać albo do czegoś nakłonić. Metodą na wnuczka ciągle oszukiwane są starsze osoby, nieprzyzwyczajone do tego, że ktoś jest dla nich grzeczny i miły. Łapią się jak muchy na lep.

Co na nich wymyślić lepszego od tygrysiej czapki?