O zawłaszczaniu symboli

W moim mieszkaniu wisi obraz podarowany mi przez malarkę Izabelę Ołdak, stanowiący pewną formę podsumowania naszych dyskusji o szeroko pojętej ezoteryce. Przedstawia on szczyt góry stanowiący tło do znaku mocy, na który to szczyt miałyśmy wspiąć się razem jeszcze za mojego życia po ukończeniu kuracji. Nie wspięłyśmy się i nie zobaczę już gołoborza na tym szczycie (przynajmniej za mojego obecnego życia), jednak obraz wisi jako pamiątka chwilowego opuszczenia realiów tego świata na rzecz marzeń i wyobrażeń, a także dlatego, że słowiańszczyzna jest mi bliska z rodzinnych tradycji sięgających pradziadków. Było to dość dawno ale niezbyt, zaledwie parę lat wstecz. Kołowrót skojarzony z krzyżem solarnym wg spisu symboli słowiańskich takie ma znaczenie:

Jednakże w oczach pewnego przedstawiciela władz zaszeregowano mnie do grona osób, z którymi nie chciałabym być kojarzona. Ze zdziwieniem bowiem zapytał czy istotnie mnie, w moim wieku, fascynuje swastyka. Co więc mogło się stać, że serio doradza się mi, abym obrazu się pozbyła lub przeniosła go do łazienki? A przecież słowiańskość, jako tradycja, nigdy nikomu nie przeszkadzała.

Mój dziadek, walczący w I wojnie światowej, jako oficer armii austrowęgierskiej, zamieszkujący dawne Kresy, miasteczko w zakolu Dniestru, kultywował tradycje wiążące się ze słowiańskością m.in. poprzez nadanie dzieciom drugich imion o słowiańskim brzmieniu. Jako nauczyciel zapisywał i swoim dzieciom polecał zapisywać przebieg obserwowanych na wsi uroczystości i obrzędów i omawiał ich tradycyjny wymiar. Jedno z takich „wypracowań” jakie polecił napisać swojej córce opublikowałam w serii „Z szuflad starego biurka” w „Tarace”.

Moja próba nadania dzieciom  drugich słowiańskich imion nie była udana. Zbysława w dokumentach zmieniano na Zdzisława, Zbisława, a Miłosława na Mirosława. Kilkakrotnie musieli zmieniać lub prostować omyłki, nawet w trybie sądowym. Zresztą jest to chyba tradycja rodzinna, ponieważ imię mojej teściowej „Maria” vel „Marianna” musiało zostać sądownie zmienione po jej śmierci (na potrzeby postępowania spadkowego). Tu przyczyny były inne niż w przypadku moich dzieci, gdy imion nie było w urzędowym spisie; światopoglądowe można rzec, jako że w tamtych czasach i w tamtych okolicach księża uważali, że Maria była tylko jedna (podobnie jak Jezus) i w związku z tym nie zapisywali tego imienia w aktach cywilnych, potem jednak, gdy władzę przejęli bolszewicy, wszystko się odmieniło, a święta biurokracja zmusiła po raz kolejny do zmiany imienia nieszczęsnej zmarłej.

Już te przykłady świadczą, że nigdy nie było łatwo iść pod prąd preferowanej aktualnej ideologii.  Co było pochwalane za czasów mojego dziadka, raziło za PRL. W moim długim życiu obserwowałam owe śmieszne wygibasy ideologiczne, czasem nawet kilkakrotne w jednej sprawie i niewiele jest mnie w stanie zdziwić. Wyznawca teorii egegorów powie, iż owe myślokształty, napędzane energią ludzkiej myśli, muszą zmieniać swoją formę i siłę, bowiem wierzy, że mogą żyć własnym życiem i posiadać własną wolę. Bo jak inaczej wytłumaczyć owe wolty zawłaszczanej historii?

Podobnie jest z symbolami. Na myśl przychodzi mi od razu tęcza, sierp i młot, różne kwiaty czerwone, białe i inne, będące niegdyś symbolem uczuć łączących dwoje ludzi, a zawłaszczone przez politykę. Zwłaszcza polityka jest takim pożeraczem wszystkich możliwych symboli, jako egregor sprawuje się jednak doskonale, ponieważ łączy wielu ludzi, upraszcza i trywializuje wszystko, nadaje energię głupcom i nieudacznikom, a wiarę nieśmiałym i poniżanym.