Podstawowa różnica między dyskusją prawdziwą, a pozorami dyskusji na ogół nie polega na w złej czy dobrej woli, chociaż przez upór słuchania raczej swoich argumentów niż cudzych, często dyskusja taka eskaluje w kierunku bezprzedmiotowej wrogości. Na końcu zaś rozgrywa się coś w rodzaju walki o to, kto będzie miał ostatnie słowo. Nie jest to więc dyskusja, a słowna przepychanka.
Ciekawy przykład stanowi dzisiejsza dyskusja na FB na temat, wydawałoby się całkiem neutralny, jakim jest kapusta, rzekomo kwaszona, a nie kiszona.
Zaczęłam ja wpisem na temat dawniejszego, naturalnego sposobu kwaszenia kapusty. Na mój wpis pewien pan poprawił mnie, że:
użyłam nieprawidłowego sformułowania: powinnam napisać „kiszenie” a nie „kwaszenie” kapusty, ponieważ „kiszenie” jest procesem naturalnym, a „kwaszenie” polega na zalewaniu kapusty kwasem mlekowym.
Odpisałam mu z pozycji mojego wieku i doświadczenia w domowym przetwarzaniu żywności, że:
kiedyś nie było rozróżnienia: kiszona i kwaszona – używano tych pojęć zamiennie, zależnie od rejonu Polski. Obecnie to rozróżnienie wykorzystuje się, podobnie jak „masło” i „masełko”. To jeszcze jeden sposób na obejście przepisów – podobnie jak „oscypek” i „scypek” i wiele innych.
Na to pan podtrzymał swoje zdanie powtarzając z uporem, że
jest różnica między kiszeniem, a kwaszeniem – zakwaszaniem, czyli zalewaniem kwasem. I to od kiedyś –
dodał dla pognębienia mnie – niby że niesłusznie. Ale nie wiedział, że trafiła kosa na kamień. Moja pasja pouczania innych zetknęła się z jego pasją pouczania innych, z tym, że ja chciałam mu wytłumaczyć, o co mi chodzi, a on chciał mi wytłumaczyć, że ja nie mam racji. Nie zamierzając bynajmniej się poddać, odwołałam się do innych autorytetów (nie oszczędzając adwersarzowi małej złośliwości). Napisałam:
„Zapomniałam, że wy, młodzi wiedzę czerpiecie z internetu. Ale i tam znalazłam: z Wikipedii „W powszechnym odbiorze konsumentów (ale nie jest to poparte żadnymi regulacjami prawnymi) kiszenie i kwaszenie to dwa różne procesy. Przy czym kiszenie uznawane jest za dobre i zdrowe, a kwaszenie postrzegane jest jako proces sztucznie przyspieszony. Tak jak wspominaliśmy, pogląd ten nie ma poparcia w literaturze fachowej, ale nie oznacza to, że producenci nie stosują praktyk, które przez świadomych konsumentów są niepożądane.”
Wydawało mi się jasne: ludzie tak uważają, co nie ma poparcia w słowniku ani w prawie. No ale pan uznał, że właśnie o to mu chodziło i dogłębnie wyjaśniając powtórzył bardziej szczegółowo, na czym polega różnica między kiszeniem, a kwaszeniem. Trochę miałam już dość tej dyskusji, ale podjęłam ostatni wysiłek w celu uwidocznienia panu, że rozmawiamy o dwóch różnych sprawach:
Poza tym, że określeń kiszenie/kwaszenie używano zamiennie, a dopiero teraz nabrały takiego odmiennego sensu. Właśnie zlewam obecnie swoje nalewki na aronii i nie dlatego nazywam je „nalewkami”, że je „nalewam” tylko od „nalewu” czy inaczej „nastawu”, choć ktoś kto je w przyszłości będzie pił pomyśli, że to od tego, iż sama nalewałam je do butelek, a nie uczyniono tego fabrycznie. Różni nas podejście do słów – ja traktuję je z punktu widzenia historii i dialektów, Ty zaś przywiązujesz wagę do nowo nabytego znaczenia, nie koniecznie słownikowego. I nie popartego regulacjami prawnymi.
„Przykład z nalewkami jest nieadekwatny do rozpatrywanej sytuacji. Ja nie skupiam się na słowach, tylko PROCESIE wytwarzania, a procesy kiszenia i kwaszenia to dwie różne sprawy (o czym sama powiedziałaś cytując wikipedię)”
Na koniec już – to dwie różne sprawy nazwane dość przypadkowo ponieważ znaczenie słownikowe jest zamienne. Ale więcej nie dyskutuję bo to nie ma sensu, skoro mnie nie czytasz ze zrozumieniem. Ja wiem, o co Ci chodzi, ale ty nie wiesz o co chodzi mnie. Nasze zdania NIE SĄ SPRZECZNE – moje po prostu dotyczy nazw, a nie procesów. Teraz zostawiam Ci jeszcze ostatnie słowo (zazwyczaj faceci muszą je mieć) i już dalej nie będę komentować. Howgh!
No i Pan musiał mieć ostatnie słowo, a właściwie dwa wpisy (nie przytaczam już bo nic nowego nie wnoszą do argumentacji), nie odnosząc się do mojego spostrzeżenia, tylko z uporem maniaka powtarzając swoje poprzednie twierdzenia.
W ferworze naszego sporu, z powodu głębokiego weń zaangażowania nie spostrzegliśmy, że wydawać mogłoby się dziwne, iż spieramy się o znaczenie dwóch niewiele znaczących słów, podczas gdy w kraju politycy i ludzie spierają się o Trybunał Konstytucyjny, Konstytucję, patriotyzm i wiele innych, ważniejszych od kapusty spraw. Jednak, gdy dokładnie przyjrzeć się tym sporom, widocznym staje się, podobne, jak w przytoczonej opowieści jądro sporu: Jedni mówią o tym, co jest lub chcą, żeby było, drudzy zaś o tym, jak powinny brzmieć słowa, które mogą stanowić wyraz tej chęci. Niechlujstwo językowe rozpleniło się powszechnie; niewiele osób widzi potrzebę precyzyjnego wyrażania myśli, używania słów zgodnie z ich słownikową definicją, co ważne jest zwłaszcza w stanowieniu prawa. Wydawałoby się to dziwne w czasach, gdy nie trzeba mieć kilkunastu słowników na półce, pod ręką i miejsca na biurku, pracowicie przewracać ich kartek dla odnalezienia poszukiwanego znaczenia – w Googlach wszystko się znajdzie bez większego trudu. Co gorsze – w ogóle nie jest rozumiany problem: czytanie wypowiedzi i wypowiadanie zdań zgodnie z ich skodyfikowanym znaczeniem, inaczej mówiąc czytanie (także pisanie) tekstu ze zrozumieniem. Ten problem umyka powszechnemu zrozumieniu.
Sednem sporu o kapustę było rozumienie słów słownikowe (skodyfikowane) lub przypisywane im znaczenia zgodnie z tym „co ludzie uważają”. Oczywiście język potoczny jest żywy, zmienia się stale, a zmiany w słowniku pojawiają się wówczas, gdy używanie jednego znaczenia stanie się powszechne. To, że ktoś myli „bynajmniej” z „przynajmniej” nie oznacza jeszcze, że natychmiast słowniki mają uznać za prawidłowe takie zamienne używanie słów (jest to z punktu widzenia logiki akurat przypadek odwrotny niż kiszenie/kwaszenie, gdzie źródłosłów „kiszenia” jest zwyczajowo przyjętym w niektórych rejonach kraju rusycyzmem). Nasza „kwaszenina” to rosyjska „kisłota”. Dla odróżnienia kapusty kwaszonej naturalnie od spreparowanej sztucznie można jeszcze użyć innych określeń: ukwaszona, podkwaszona, zakwaszona i tak dalej.
W sporze o kapustę należałoby przypomnieć stary, przedwojenny zwyczaj przed kiszeniem/kwaszeniem kapusty: Należało po dokładnym umyciu i wyparzeniu OKRZYCZEĆ BECZKĘ. Robiono to w celu usunięcia złych duchów, mogących powodować gnicie i psucie jej zawartości.
W sporze konstytucyjnym jak do tej pory jest jest wołaniem na puszczy każda próba rozsądnego wytłumaczenia rządzącym, co właściwie oni mówią naprawdę, gdy wydaje im się, że mówią słusznie. Ale jak OKRZYCZEĆ SEJM?