Bezsilność wtóra

Sytuacja na kwarantannie (w moim przypadku nieustannej) kieruje moje myśli ku tym zamkniętym i jestem myślą z kimś, kto TAM jest, GDZIE jest. Opowiada o nim żona, była lub aktualna, zależy od miejsca przebywania dokumentów krążących między różnymi urzędami.

Rozmawiam z żoną. Jej włączył się rano czujnik dymu, bez sensu i potrzeby. Potem sam się naprawił.  Wszystko jest pomyłką, i życie i śmierć, i obecność i odejście, a nasze wybory iluzją. Wrogowie stają się przyjaciółmi, gdy jesteśmy razem myślami TAM.

Myśli intensywnie: jak się TAM obywa bez swoich leków, bez książek, bez filmów i bez czego tam jeszcze muszą się ludzie obywać. Przyzwyczajony do czynnego życia, jak znosi przymusową bezczynność? Czy myśli o niej? Czy jej sen nie przedostał się do jego snu? Wie, że cierpiał na bezsenność, ostatniego maila dostała od niego 22 lutego o godzinie 1, 24. Nic osobistego, tylko gazetka. Ale nie spał. A rano… Rano zaświeciło w oczy oślepiające słońce.

Czy ja mogę jeszcze coś zrobić? – myślała intensywnie. – Jestem ostatnia w kolejce osób uprawnionych. Jestem ostatnia w kolejce tych, którzy jeszcze coś mogą. Prawdę mówiąc nawet nie ustawiam się w tej kolejce. Tej bezsennej nocy otworzyła okno i przesiadła się na fotel. Księżyc ginął w powodzi miejskich świateł, a towarzyszył im błękitny błysk światełka nowego monitora od telewizora. Obudzona w środku nocy zimnym powiewem wiatru odczytała przesłanie, którego nie zamawiała. Tak bywa czasami, że budzą się uczucia, które kiedyś – wydawałoby się – umarły.

Patrzę dla niej w gwiazdy, w ich horoskop. Niczego nie wskazuje, poza wielkim zamieszaniem i nieporozumieniem. Koniunkcja tranzytującego Jowisza do urodzeniowego Neptuna w opozycji do Księżyca, szczególnie wielkiego tamtej nocy. Poza tym NIC, co mogłoby wskazywać, przestrzec, dać do myślenia. WIELKA POMYŁKA – klasycznie. Czasami horoskopy wskazują czyjąś śmierć także jako wielkie nieporozumienie. Ale o śmierci nikomu się nie mówi, taka jest zasada etyki astrologów.  Zamknięcie też pokazuje: więzienie, szpital, zakon, odludna wyspa… Ale nie tym razem.

Ja obudziłam się też kiedyś o czwartej rano z uczuciem, że pali mnie cała skóra. Pomyślałam: odleżyny i z przerażeniem przesiadłam się na fotel. W fotelu tym przespałam do rana. Piekła mnie lewa strona, obojczyk od serca, a na nadgarstku pojawił się wielki wylew. Ucieszyłam się. Lepiej na nadgarstku niż w mózgu. Głupio się cieszyć z czegoś takiego. Miałabym sprawę z głowy, niech inni się martwią! Ale jak jest, gdy boli cudze ciało, nie własne?

Pyta mnie ta żona/nie żona: – Kto zapłacze razem ze mną, komu starczy odwagi?

Trzeba powiedzieć jasno – w aresztowaniu tym nie było najmniejszego sensu, dowodu, uzasadnień zarzutu. Był jeden pewnik: władza polowała na kogoś, kto się jej naraził grubiaństwem, długim ozorem, a działał na tyle szeroko, że spodziewano się coś na niego wysupłać, znaleźć. Osoba o którą się martwiłyśmy z jego żoną może mogłaby coś powiedzieć, naskarżyć, dać cynk… Bo znała tego właśnie człowieka. 

A ten, którego znał, nagrywa filmy, w których prezentuje dziesiątki dokumentów ukazujących bezprawie jasno i bezsilnie, bowiem nikt nie może nic zrobić w obliczu nawiedzonego spojrzenia inkwizytora, któremu dano władzę. Z drugiej strony jednak nikt nie jest w stanie zweryfikować opowieści, która towarzyszy dokumentom.

A my pytamy, skąd się biorą teorie spiskowe. Z bezsilności rzecz jasna. Usiłujemy wytłumaczyć coś, czego nie wiemy i na co nie mamy najmniejszego wpływu albo naszego wpływu nie doceniamy. Najczęściej widzimy czyjąś złą wolę ale czasem idziemy w ślad filozofów podpierając się ich autorytetem.

Czytam:

„W przyszłości będziemy eliminować duszę za pomocą leków. Pod pretekstem „zdrowego punktu widzenia” znajdzie się szczepionka, dzięki której ciało ludzkie będzie leczone jak najszybciej bezpośrednio po urodzeniu, tak aby człowiek nie mógł rozwijać myśli o istnieniu duszy i Ducha.

Lekarzom materialistom zostanie powierzone zadanie usunięcia duszy ludzkości. Tak jak dzisiaj, ludzie są szczepieni przeciwko tej chorobie czy schorzeniu, tak i w przyszłości dzieci będą szczepione substancją, która może być produkowana właśnie w taki sposób, że ludzie dzięki temu szczepieniu będą odporni na bycie poddawanymi „szaleństwom” życia duchowego. Byłby on niezwykle mądry, ale nie rozwijałby sumienia, a to jest prawdziwy cel niektórych kręgów materialistycznych.

Dzięki takiej szczepionce można łatwo rozluźnić ciało eteryczne w ciele fizycznym. Po odłączeniu ciała eterycznego, związek pomiędzy wszechświatem a ciałem eterycznym stałby się niezwykle niestabilny, a człowiek stałby się automatem, ponieważ ciało fizyczne człowieka musi być wypolerowane na tej ziemi przez wolę duchową. Tak więc szczepionka staje się rodzajem arytmetycznej siły; człowiek nie może już pozbyć się danego materialistycznego uczucia. Staje się materialistą konstytucji i nie może już wznieść się do poziomu duchowego”.

Tak, tak, mylimy się. Nie napisał tego żaden mój nawiedzony duchowo znajomy z facebooka, nie jest to żaden płaskoziemiec ani antyszczepionkowiec ani inny nawiedzeniec, piszący bloga z przesłaniem dla świata. Napisał to niemiecki filozof, Rudolf Steiner (1861-1925) za Wikipedią “austriacki filozof, mistyk, badacz spuścizny Goethego, twórca antropozofii. Steiner zyskał początkowy rozgłos jako krytyk literacki i filozof kultury. Na początku XX wieku założył ruch duchowy, antropozofię, jako ezoteryczną filozofię wyrastającą z europejskiego transcendentalizmu i teozofii.” Częściowo przynajmniej należy go traktować poważnie.

Dziś takie teorie powstałe z bezsilności za sprawą internetu mnożą się jak króliki w upale, choć są jawnie nieprawdziwe. Komu by się chciało szczepionkami usuwać duszę, żeby rządzić ludzkością? Wystarczy jakiś związek chemiczny, własność takiego medium jak facebook, parę cyrkowych sztuczek, jak religijnej treści obrazy wyświetlane na tle chmur plus sprzyjające ustawodawstwo,

Zresztą nie taki człowiek, z którego wysączono duszę jest niebezpieczny. Największe niebezpieczeństwo grozi nam ze strony tych, którym wsączono kilka dusz na raz, a jedna z nich jest przekonana iż bez niej i bez jej porządków świat ulegnie zagładzie, trzeba go więc jak najszybciej i drogą na skróty naprawić. Jedna z tych dusz realizuje coś, co uważa za swoje powołanie, druga garściami czerpie z metod inkwizytorów, trzecia idzie w tym na skróty nie widząc, ile zła wyrządza, a któraś kolejna zacierając ręce wydaje nie swoje pieniądze. Kilku takich ludzi plus jakieś zjawisko przyrodnicze albo epidemia… I kilka ustaw

Bezsilność

W taki dzień jak ten nie chce się wstawać i patrzeć na świat. Wszystko wygląda jak festiwal bezsilności, każda ze stron, napędzana siłą prowadzącą niegdyś Edypa ku zatracie porusza się niczym marionetka na patyku, wykonując sobie przypisane przez kogoś ruchy.

Wiry w przestrzeni mnożą się, zagarniają coraz więcej miejsca i choć nie widać, co je napędza, czujemy przez skórę energię upartą, bezmyślną ale zdeterminowaną, jednakże cel jej działania jest nieznany.

W poprzednich odcinkach pisałam o rzeczach i sprawach, które nas zawłaszczyły, związały i od których nie możemy, na nawet nie próbujemy się wyzwolić. Dziś chcę oddać pod refleksję pogląd przeciwny – gdy wyzwolenie się nie jest dla człowieka korzystne. Oczywiście zazwyczaj nie zależy to od niego samego, a od czasu, w którym żyje, od tego jednego momentu, o którym nikt nie wie, że przesądza o wszystkim.

Swego czasu na potrzeby opowiadania “Oczy jak chabry” poświęconego pogromom Polaków na Ukrainie w czasie II wojny światowej (niestety, prawdę o tych wydarzeniach i w ogóle potrzebę mówienia i pamiętania o nich zawłaszczyła sobie jedna opcja polityczna), przeczytałam kilka tomów relacji bezpośrednich świadków wydarzeń. Wiele z nich zawierało sugestie odpowiedzi na nie zawsze zadane głośno pytania: dlaczego jedni ocaleli, a inni zginęli? Dlaczego ocalało wiele dzieci, gdy ginęły całe rodziny? Jak się stało, że niejednokrotnie mały człowiek wychodził cało z opresji, które silniejszym, bardziej doświadczonym i zdeterminowanym nie dały szans. Czy była to tylko sprawa przypadku, czy istniały w wydarzeniach prawidłowości, o których wówczas nikt nie wiedział?

Większość dyskutujących zgadzała się, że dzieci biedniejsze, z rodzin, o których mówimy dziś “dysfunkcyjne”, będąc odporniejszymi na przeszkody losu, tę miały przewagę na starcie, że do życiowych doświadczeń dołączały instynkt zwierzęcia i zwierzęcą determinację oraz swego rodzaju jednokierunkowość działań. W przeciwieństwie do rodziców, martwiących się jednocześnie o kilka spraw jak, dzieci, gospodarstwo, rodzina, przyszłość itp, dziecko martwiło się wyłącznie o siebie. Żyło wśród trudności i stresu dnia codziennego, przyzwyczajone niejako do walki o życie. Rzeczy ostateczne wyczuwało przez skórę, instynktem, nie rozumem. Ta wiedza jest coraz mniej powszechna, zwłaszcza, że świadków tamtych lat ubywa, a i tak od co najmniej kilkudziesięciu lat “historycy” wiedzą lepiej niż naoczni świadkowie. Kto tam słucha opowieści babci lub dziadka, którym opowiadali rodzice o sposobach przetrwania w zawierusze wojny, latach głodu i nędzy, opresji ze strony wszechwładzy? A jeśli wysłucha lub przeczyta relację przypadkiem jakiś psycholog, będzie twierdził,  że tamte biedne dzieci opowieściami wzmacniały swoje JA.

Była jeszcze inna prawidłowość. Większe szanse miały dzieci nieposłuszne. Moim zdaniem ratowała je nieprzewidywalność, ale kto wie? Może szła ona w parze z wyczuciem chwili, swego rodzaju wrodzoną życiową wirtuozerią, może zaś istotnie chroniło je coś innego? Odmienność, konieczność odnajdywania się wśród obcych wyostrzała spostrzegawczość, pozwalała dostrzegać prawidłowości nowego trybu życia. Nie czerpiemy dziś wiedzy od uchodźców, udajemy, że byłaby ona jedynie źródłem stresu, a stres i psychiczny dyskomfort to najgorsze, co może nam się przydarzyć. Wyraźnie widać to po ciężkich przeżyciach rodzin skazanych na przebywanie ze sobą w dwutygodniowej kwarantannie, którą uważają za najgorsze, co mogłoby ich spotkać. Albo tego, że w szkole temperaturę dzieciom można mierzyć jedynie za zgodą rodziców, bowiem niektóre może to nadmiernie stresować. Ale odbiegłam od relacji o jednym z licznych przykładów.

Znamiennym przykładem jest historia pewnego nieposłusznego dziewięciolatka, który na samym początku pogromów, gdy jeszcze niewielu Polaków wiedziało o nich,  huśtał się na furtce od ogródka – czego surowo zabraniali rodzice.  Kiedy na ich podwórku pojawiła się grupka obcych osób, mówiących po ukraińsku i nakazujących rodzicom zawołanie wszystkich członków rodziny dla przekazania im ważnego oświadczenia, nie podszedł do rodziców, jak pozostałe dzieci, a schował się w krzakach porastających płot od zewnątrz gospodarstwa. Rodzinę z komplecie zastrzelono, prawdopodobnie chodziło o to, aby uchronić wyposażenie domu przed tryskającą krwią; ocalał tylko ów nieposłuszny chłopiec, a co więcej, udało mu się na własną rękę ukrywając się przezimować, a potem dostać się do stacji, z której odbywały się transporty do Polski i tam wyjechać.

Bardzo niekomfortowe jest myślenie o tym, że społeczeństwa napędzane są przez agresję, przez wczesne doznawanie jej w dzieciństwie i naukę na własnej skórze jak się przed nią bronić, a nie przez posłuszeństwo, ugodowość, współpracę, cierpliwe znoszenie opresji. Ta druga postawa wywołuje w agresorze przekonanie, że wszystko mu wolno, a więc zwiększa sumę cierpienia. Niebezpieczne z pozoru zachowania jak demonstrowanie w obliczu aroganckiej i agresywnej władzy, ponoszenie ofiar na ogół nie idą na marne. Jeśli obracają się przeciwko społeczeństwu na skraju wytrzymałości, to potem , gdy zdobytą władzę spokojnie już przejęli inni cwaniacy. Takie zrywy, jak na Białorusi mogą źle się skończyć ale paradoksalnie, niosą doświadczenia, które temu pokoleniu mogą się jeszcze przydać. Następne już zapewne zapomną.

Wyobraźnia, inteligencja i dobre wychowanie są przeszkodą dla tych, którzy skaczą na główkę do nierozpoznanego zbiornika, choć czasem im się udaje przeżyć. Zwłaszcza, gdy przeżycie to jest jedyną szansą…

Smutek bierze gdy patrzę na współczesne dorastające dzieciaki, które nie bardzo wiedzą czego chcą, i  nudząc się przy swoich smartfonach kontestują rzeczywistość lub to, co za nią biorą, pogubione w świecie współczesności.One nie musiały jeszcze o nic walczyć i to może stanowić ich zgubę. We własnych oczach stanowią centrum otaczającego je świata, przyzwyczajone, że ścieli się on im do stóp, przeszkody własnej egzystencji widzą jedynie tam, gdzie im się wydaje, a nie tam, gdzie istnieją rzeczywiście, buntują się przeciw rzeczom nie dającym się uchwycić albo naprawić. Nawet wówczas, gdy angażują się w słusznej sprawie, ich zaangażowanie nie zabiera wiele czasu ani troski. Jakieś weekendowe zbieranie śmieci, klimatyczne strajki, najpiękniejsze przemówienia nie naprawią niczego. Nie czują, że wielkimi krokami zbliża się do nich zły wilk z otwartą paszczą, o czym nie mówiono w bajce, zapraszany przez niedocenianego pradziadka…