Pewna moja znajoma, pani około pięćdziesiątki, napisała:
“Uwaga – będzie ostro. Uważam, że każda kobieta popierająca PiS musi być bezdennie głupia. Ja rozumiem, że kobiety w wieku powyżej 60 lat zioną zawiścią w stosunku do kobiet w wieku „rozrodczym” bo są za stare na zajście w ciążę dlatego popierają PiS i czarną mafię kościelną ale kobiety młode, które mogą zajść w ciążę która może zakończyć się urodzeniem dziecka bez głowy, które dobrowolnie oddają swoją macicę w władanie starym obleśnym dziadom (np. Kaczyński, Terlecki), gnojom którzy wykorzystają nieletnie dziewczyny (były marszałek Sejmu)… Jak nazwać takie kobiety? Gardzę takimi kobietami… “
Przeraża mnie ta mentalność nastolatki, ten brak refleksji i to podpieranie pretensji do świata powtarzanymi bezmyślnie bzdurami o zależności wieku od zazdrości o młodość(???) i urodę, to spłycanie wszystkiego, sprowadzanie spraw poważnych do głupawego banału. Łatwo gardzić kimś, o czyich doświadczeniach nic się nie wie i o kim z wyżyn własnego konta na FB można nie myśleć, chłonąc ostatnie porywy własnej młodości.
Dlatego opowiem o doświadczeniu mojej rówieśniczki, koleżanki z którą kiedyś razem pracowałam, niesympatycznej osoby, niezbyt lubianej. Treścią mojej opowieści, jej morałem właściwie jest relacja (ponadczasowa) o tym, jak bardzo można utonąć w poczuciu winy. Jeśli wie się o tym, co kobieta ta i inne jej podobne przeżyły, trudno zdobyć się na pogardę. Po prostu nie przystoi myślącej kobiecie, siostrze w strapieniach.
Jakkolwiek była niesympatyczna i nielubiana, pomagała koleżankom z pracy udzielając pożyczek z kasy zapomogowej w razie konieczności dokonania tzw w PRL “skrobanki”. Środki antykoncepcyjne wówczas nie istniały, a choć aborcja była prawnie dopuszczalna, skierowaniu do szpitala na zabieg towarzyszyło coś w rodzaju dochodzenia (komisja trzyosobowa z czynnikiem społecznym) a szpitale już wówczas manewrowały kolejkami w ten sposób, że po doczekaniu się na wyznaczenie terminu, sprawa najczęściej była już bezprzedmiotowa. Dlatego potrzebna była zaufana koleżanka zarządzająca zakładową kasą zapomogowo-pożyczkową. I czasem kilka remontów mieszkania w niedługim okresie czasu.
Ela (to nie jest jej prawdziwe imię) dostała pierwszej miesiączki w wieku 11 lat w stołówce domu wczasowego, gdzie wyjechały z matką na dwutygodniowe wczasy. Kąpała się w jeziorze, a potem w mokrym kostiumie boso weszła na obiad nie zauważając, że zostawiła na lastrykowej podłodze czerwone ślady. Nikt jej nie uprzedził, że coś takiego może zajść i z czego to się bierze, więc bardzo się przeraziła i myślała, że umrze ze wstydu. Wszyscy na nią patrzyli z niesmakiem, a pani sprzątaczka przyleciała zaraz z mokrą szmatą, owiniętą wokół szczotki, mrucząc pod nosem: “niby miastowe a wstydu nie mają!”
Matka dołożyła swoje trzy grosze, ale od tamtej pory zaczęła traktować córkę trochę poważniej. Wszak była już kobietą, więc należało udzielić jej pakietu przestróg i pouczeń koniecznych dorosłej kobiecie. Z innych źródeł Ela też czerpała wiedzę, niestety jednak czasem zamiast wyjaśnień dostawała nowe zagadki.
Uznając jej dorosłość matka rozpoczęła dzielenie się wiadomościami związanymi z rodzeniem dzieci, przy czym problemy poczęcia, seksu i przyjemności zostawiała z boku. Eksponowała odpowiedzialność i obowiązki. Mimo to informacje były tak frapujące, że dziewczyna chłonęła je całą sobą.
Dowiedziała się więc, za jak wiele rzeczy odpowiada dorosła kobieta. To, że już może urodzić, wcale nie oznacza przyzwolenia na brak powagi w traktowaniu rzeczy. Żadna miłość i inne bzdury nie są ważne.
– Kiedy ty myślisz o randkach i innych fiu-bździu, życie szykuje ci przeszkody i zagadki do rozwiązania, od których zależy twój los. Słuchaj więc uważnie. Znasz naszego kuzyna, Mariana? Pewnie nie wiesz, że urodził się obojnakiem. To taki ktoś, o kim nie wiadomo, czy jest kobietą czy mężczyzną. Nie ochrzczono go dlatego i przez pierwsze dwa czy trzy lata życia ubierano na zmianę: raz w sukienki raz w spodenki. Potem rodzice zdecydowali, że zostanie chłopcem, w szpitalu zrobiono mu operację, a kiedy dorósł i okazało się, że pod innym względem jest kaleką, ożenił się z porządną dziewczyną, ale też kaleką, tyle, że on był głuchy, a ona kulawa. Jednak oboje nie byli głupi, żyli sobie spokojnie, pokończyli szkoły i mieli dwoje dzieci, zupełnie normalnych, a nawet, powiedziałabym, przemądrzałych. Syn wyjechał za granicę i nawet jakąś książkę napisał po angielsku od początku do końca. Córka została aktorką, ale za cicho śpiewała i nie zrobiła kariery. No więc mieli mnóstwo szczęścia ci rodzice Mariana.
Dlaczego mieli szczęście? To u nich, te kalectwa, to było rodzinne. Dziadek Mariana, brat twojego dziadka miał trzy żony i z każdej po kilkoro dzieci. To był taki szaławiła, wprowadzał nowe władze w Polsce po wojnie. Komunista znaczy się. Pierwsze dwie żony były starsze, tak koło trzydziestki, bo brat dziadka lubił starsze kobiety. Nie za stare, ale takie średnie. Ale dzieci były pół na pół – jedna zwykłe, inne upośledzone umysłowo. Brat dziadka dowiedział się od jakiegoś lekarza, że stare kobiety mogą częściej rodzić dzieci niedorozwinięte, więc trzecią żonę wziął młodą, czternastoletnią. To była matka Mariana.
– No to… nie kobieta była winna….
– Nie masz racji – powiedziała matka. – Kobieta jest odpowiedzialna za to, kogo wybierze na ojca swoich dzieci.
Ta świadomość zniszczyła moją koleżankę, gdy przyszło jej urodzić jedno dziecko niepełnosprawne, a drugą ciążę przerwać. Zakochała się w niewłaściwym człowieku. dlatego ma na sumieniu dwa życia, a na plecach niesie do końca garb winy i obowiązku. Jest morderczynią. Rozgrzeszyć mógłby ją tylko biskup, bo zwykły ksiądz nie ma uprawnienia. Nie może przystępować do sakramentów i musi odpowiadać dlaczego, kiedy ją pytają.
Zaniedbana, zła, trudna do wytrzymania, ze szczętem nieszczęśliwa. Wszystko daje swojemu dziecku, ale nigdy nie mogąca sprawić, żeby było szczęśliwe. Mąż odszedł i dostał rozwód z jej winy bo nie chciała z nim współżyć.
Ale to były inne czasy – nie było badań prenatalnych, wiedzy o dziedziczeniu i genach, omówień problemów w prasie czy książkach, nie było też internetu. Nie było środków antykoncepcyjnych poza szmatką nasączoną octem – po. Nie było osób niepełnosprawnych, tylko kaleki – ale kobiety i tak zawsze były winne. I – jak dziś wspomniana moja znajoma z FB – wieszają psy na innych kobietach. Także za to, że nie umieją utrzymać przy sobie mężów. I że są niesympatyczne.