Silne kobiety

czyli rodzaje i gatunki babsztyli
tudzież katalog “trudnych sytuacji życiowych”

W grupie Meta (dawnyFB) o nęcącym tytule “Książki, które warto przeczytać” znalazłam poniższe ogłoszenie. Znalazłam, to złe określenie; nie szukałam ani grupy, ani polecenia, jako że listę książek, które mam zamiar jeszcze przeczytać przed ostatecznym ustaniem możliwości podejmowania wszelkiego rodzaju takich (i innych) działań mam ustaloną i zapisaną, a jej rozszerzania dokonuję w oparciu o inne kryteria. Ta lista wpadła mi w oko, bowiem zostałam poinformowana, że jedną z co najmniej kilkuset propozycji (co wynika z liczby wpisów) jest moja powieść “Taniec kury”.

Proszę o polecenie książek o silnych kobietach, które dają sobie radę w trudnych sytuacjach życiowych /wszystkie gatunki/.

Zadumałam się jednak nad tym poleceniem. Czytając gdzieś recenzję niemiłosiernie potraktowanego filmu Netfliksa “Damy” przeczytałam zdanie, pod którym raczej się podpisuję:

“Pojęcie „silnej kobiecej bohaterki” coraz bardziej się dewaluuje, a winę za to ponoszą twórcy filmów. I widzowie. Przyzwyczailiśmy Hollywood, że szczyptą feminizmu da się ugłaskać krytyków, płomienną mową w imieniu wszystkich kobiet zamydlić oczy widowni.”

Dodałabym jednak od siebie, że pojęcie to nie jest i nie było jednoznaczne – zawiera wiele rodzajów tej siły fizycznej i duchowej oraz parę jeszcze innych od gatunku “Babsztyl” do kogoś, kogo możemy nazwać “kobietą ogarniętą” albo “poukładaną” czy po prostu pewną siebie. Już od jakiegoś czasu miałam zamiar  zająć się przeglądem tych gatunków z punktu widzenia moich 82 lat, jako kolekcji modnej wersji siły, bowiem ta ocena, jak wszystko zresztą, łącznie z cechami charakteru i chorobami (np. ongiś  histeria, dziś depresja, ADHD i inne) zależy od mody przemijającej, jak inne mody.

Pozwólcie że zacznę od pewnej rozmowy biurowej sprzed lat, którą opowiadam czasem jako anegdotę, choć wydarzyła się naprawdę. Omawiając ówcześnie wyświetlany w kinach film francuski z serii “Markiza Angelika”, którego bohaterka przeżywa rozmaite opresje, w wyniku których trafia do haremu sułtana, co powoduje dodatkowe komplikacje w jej losach, jedna z pań opowiadających koleżankom treść filmu na zakończenie usłyszała westchnienie (w samej siermiężności peerelowskiego przełomu lat 70-tych i bodajże już wkraczania systemu kartkowego na wszystko, co potrzebne do życia (tj. mięso, słodycze, mąkę, tłuszcze, alkohol, papierosy i buty) i refleksję: : Takie jest życie…

‎Jakie jest życie, takie i są i silne kobiety. Słabe zresztą też.

Najdawniejszy model, tuż powojenny, to prawdziwa baba: silna, zwalista w chustce na głowie, traktorzystka lub rolniczka dźwigająca snopy zboża, ewentualnie murarka kładąca cegłę na cegle lub robotnica przemysłu rzekomo lekkiego stojąca na nogach jak słupy, z węzłami żylaków, przy maszynie wypluwającej z siebie zwoje tkanin, papieru lub czegoś innego, liczonego w metrach lub kilogramach. Obejrzeć ją można na płaskorzeźbach warszawskiego MDM lub wykwitach sztuki tzw. socrealistycznej. To był model mający pogodzić ideologię z życiem, w istocie uzależniony od realiów życia i stosownej do zadań życia urodzie. Przeciętna kobieta w tamtym czasie liczyła 1,60 m  wzrostu (określanego w rysopisie w dowodzie osobistym jako średni. Kobiety określane jako wysokie miały powyżej 1,65m). Większość, poza młodziutkimi dziewczynami, w odniesieniu do dzisiejszych kryteriów urody była po prostu za gruba i miała zbyt wiele pryszczy od niezdrowego, tłustego jedzenia plus wystający brzuch od licznych ciąż.

W różnych czasach kobiety mają różne oczekiwania. 

Pierwsze, jak zawsze, były postulaty bytowe – kobiety chciały pracować dlatego, żeby uniezależnić się od mężczyzn ale i także od rodziny, w której dominował patriarchat. Jak zazwyczaj chciały też rozrywki, którą mogły znaleźć w uczestniczeniu z życiu społecznym, gdy mogły poznawać kogoś spoza własnego, najbliższego otoczenia. Chętnie maszerowały w pochodach pierwszomajowych, bo wzdłuż ulicy Marszałkowskiej rozmieszczano megafony, z których po pochodzie płynęły skoczne melodie mazurków  i oberków w rodzaju kultowej piosenki “Na prawo most, na lewo most, a dołem Wisła płynie”.a przed Pałacem Kultury można było potańczyć na ułożonych deskach. Chodziły na wiece i akademie typu “ku czci” lub “ręce precz od” głodne zawarcia nowych znajomości z silnymi mężczyznami. 

 Osiągnęły pożądany sukces, wprawdzie częściowo, ponieważ granice zawodów kobiecych rozszerzyły się, ale nie znikły zupełnie Niemniej to osiągnięcie, jak większość w historii obróciło się przeciwko nim. Po prostu w jakimś momencie uznano, że w zasadzie kobieta powinna pracować na równo z mężem dla utrzymania rodziny, nie zwolniono jej jednak z obowiązków domowych, które dalej były bezpłatne i niedoceniane. Silna kobieta tamtych czasów pracowała fizycznie, w małżeństwie rodziła dzieci (jeszcze liczne, bo poza skrobankami nie było innych sposobów uniknięcia powiększania się rodziny, więc w miarę przybywania lat jej obowiązki nie malały, ale rosły.Z krzepkiej baby w jakimś momencie stawała się obciążeniem systemu emerytalnego państwa – oczywiście przestając uosabiać ideał “silnej kobiety”.

Nieco później pojawił się postulat wykształcenia. Na pierwszy rzut oka kobieta wykształcona miała lepiej: nie męczyła się tak fizycznie (ale mniej zarabiała), rosły więc jej obowiązki względem męża i dzieci. Wymagano od niej aby oprócz opieki i zapewnienia im bytu także wychowywała je i to w dodatku w określony sposób. Niemowlęta karmiono butelką, co do minuty, dokładnie co trzy godziny, nie przytulano o nie noszono na rękach (bo się rozpaskudzą), więc na ogół więcej wrzeszczały niż spały. Kiedy wreszcie cichły, kobiety wolny czas poświęcały na codzienne pranie tetrowych i flanelowych pieluch (nie było jeszcze pralek, nawet zwykłych, które ukazały się w sklepach w połowie lat sześćdziesiątych, Mąż teoretycznie miał być partnerem żony w obowiązkach, ale teoria teorią, a życie swoją praktyką dodawało obciążeń, bowiem mężowie wracali z pracy przeważnie zmęczeni i brudni, więc żony musiały i ich ogarnąć. Wzorem były wówczas żony górników, najtrudniejszych do wymycia, jako, że najczęściej odbywało się to w dużych emaliowanych miskach. Luksusem były ubikacje wspólne na dwa piętra, z zimną wodą. W blokach na głównej ulicy Żoliborza palono pod kuchnią węglem, a zamiast lodówki służył otwór w murze między kuchnią a ulicą, na przestrzał, przydatny w zimie. Zakupy robiło się codziennie, a posiłki pracowicie przyrządzało w postaci rozmaitych klusek i pierogów, bowiem zaopatrzenie w Polsce, jak zawsze w PRL mocno kulało.

Postulatem kobiet za czasów mojej młodości była zerwanie z drobnomieszczaństwem, z wymaganiami wobec kobiet, z ich archaicznym wychowaniem, danie im swobody. Osiągnęły to oczywiście jak zwykle częściowo. Już nikt teoretycznie nie wytykał palcami panny z dzieckiem, potem jednak musiały mieć jakiegoś męża i go znosić, bowiem rozwód był źle widziany i trudny. Kobiecie, która nie chciała dać mężowi rozwodu nie przysługiwały alimenty, a i warunki pracy nie były w ogóle elastyczne. Rzadkością było tzw “pół etatu” marzenie większości matek. Dodając do tego zbyt małą liczbę przedszkoli i żłobków, tzw. silna kobieta była wątła, biedna i zaniedbana. Obrazem przedstawiającym jej życiowe warunki byłby widoczek ptasiego gniazda z wyciągniętymi dziobami małych żarłoków i biedna samiczka uwijająca się aby podzielić jednego nędznego robaka między lśniące agresywną żółcią gardła.

Nieco później ideałem silnej kobiety była Kobieta Pracująca, aktorka komediowa, Irena Kwiatkowska – niewysoka, ruchliwa i wyszczekana bohaterka filmu  znana z powiedzonka: “Jestem kobieta pracująca, żadnej pracy się nie boję”, zaradnością i sprytem nadrabiająca wszelkie niedostatki, jak informuje Wikipedia: – fikcyjna postać grana przez aktorkę Irenę Kwiatkowską, jedna z bohaterek serialu Czterdziestolatek (1974–1978) oraz filmu Motylem jestem, czyli romans 40-latka (1976). Pojawia się również w kontynuacji serialu, czyli w Czterdziestolatek. 20 lat później (1993).

Obecnie rodziny żyjące bez ślubu są bardzo popularne, bo wciąż wykorzystują przepisy prawa dla osiągnięcia pewnych korzyści ze swojej sytuacji. Jednak silna kobieta  typu Samotna matka choć ma o wiele mniej dzieci niż jej matka czy babcia budzi współczucie, zwłaszcza gdy na osiedlowych forach prosi o wspomożenie w postaci zakupu paliwa do jej samochodu nie wyobrażając sobie, że można jeździć tramwajem lub autobusem. 

Rozluźnienia obyczajowe i zezwolenie na wiele rzeczy pozwoliło wielu kobietom zdobywać wyższe wykształcenie (co prawda o wiele mniej liczące się do kariery niż kiedyś) i osiągać wyższe stanowiska w pracy ponieważ były bardziej pracowite, ambitne i ogarnięte niż mężczyźni. Jak zawsze jednak zdobywając coś utraciły wiele ze swoich zdobyczy, bo skończyło się tym, że kobiety  dostrzegały coraz mniejszą liczbę mężczyzn których chciałyby wiedzieć jaką życiowych partnerów i ojców swoich dzieci. Więc w końcu i tak zostają same z kłopotem, gdy mocno spóźnione pragnienie macierzyństwa nie może być zaspokojone a potencjalni partnerzy nie spieszą się do podejmowania zobowiązań.

Podobnie w pracy muszą o wiele więcej umieć niż mężczyźni żeby były traktowany i jednakowo.

Takie silne kobiety, wiedzące czego chcą nie znajdują aprobaty wśród mężczyzn. Oni wolą nieistniejące ideały z napompowanymi wargami i biustem, wymyślnie uczesane i umalowane,  w skąpej odzieży odsłaniającej nieskazitelną figurę, z łukami i strzałami, polujące na dziką zwierzynę lub księżniczki zabijające smoki jak w filmie pt “Damy”. Inaczej mówiąc Silne kobiety nie z tego świata. A namiętne czytelniczki literatury kobiecej, schematycznej i bez polotu, wierząc w ten ideał starają się doń upodobnić