Mądrość tureckich seriali (2)

cz.1 – “Mądrość tureckich seriali” blog  “Prababcia mniej ezoteryczna” rok 2016

http://www.taraka.pl/madrosc_tureckich_seriali

 Kamera wisi na klamce. Bohater wyciąga rękę i dotyka klamki, jednak pojawia się ktoś, kto ma do niego jakąś sprawę. W pokoju szpitalnym, do którego zamierzał wejść bohater, dobry policjant; jego brat morderca dusi ich matkę świeżo po zawale. Morderca ją dusi i płacze. Bohater załatwia sprawę i już, już ma wejść, ale pojawia się ktoś inny i ma do niego jeszcze jakąś inną sprawę. Naciśnięta klamka wraca do pierwotnej pozycji… oglądamy właśnie sto któryś tam odcinek serialu. Na tle klamki i ręki pojawia się końcowy napis. Rzut oka do wnętrza pokoju szpitalnego: morderca chowa się za filarem, matka leży nieprzytomna.Nie wiemy czy żyje, aż do następnego odcinka. Nawiasem mówiąc ,wszyscy bohaterowie tego i innych seriali, niezależnie od statusu społecznego i materialnego, zawsze przebywają w jednoosobowych pokojach szpitalnych (chyba, że mają przebywać tam z innym bohaterem drugoplanowym).

W następnym odcinku okazuje się że matka tylko na chwilę straciła przytomność i nic nie pamięta, albo udaje że nic nie pamięta. W międzyczasie trzy przebitki innych sytuacji z innymi bohaterami; im bardziej głupawe i nieważne dialogi, specjalnie wybrane dla opóźniania akcji, tym bardziej nasze emocje rosną. Dopiero w połowie następnego odcinka dowiemy się, że matka przeżyła.

Wytarmoszeni emocjami, zatrzymujemy transmisję, bowiem zaschło nam w gardle albo musimy iść do toalety. Zerkamy na zegarek – upłynęło już 2,5 godziny od początku filmu. Wracamy do rzeczywistości. Nie zamierzaliśmy poświęcić tyle czasu głupawym serialom. Co nas jednak przy nich trzyma? Właśnie proste, nieukrywane przed nikim emocje. Bohaterowie płaczą i wrzeszczą albo dają innym po mordzie za nas, niejako w naszym imieniu, bohaterom naszych, prywatnych, nigdy nie nakręcanych seriali.

Przywykliśmy w naszej kulturze do okazywania swoich uczuć w formie stonowanej, nienachalnej – chyba że ich otwartość kultura promuje. Nie wypada robić dramatów na pogrzebach, ale można wrzeszczeć i nawet płakać na meczach. Mężczyźni nie płaczą ale kulturalni nie biją po mordzie (chyba że po meczach).

Turcja jest równie patriarchalnym krajem, jak Polska. Różnica między nami polega tylko na tym, że Turcy się tego nie wstydzą. Mężczyźni mogą uderzyć kobietę, a potem tego żałować I przepraszać ją, co obie strony tolerują I uważają za normalne. Podobnie zwyczajne jest uleganie przesądom społecznym np. tego rodzaju, że samotny mężczyzna nie może mieszkać w domu gdzie mieszkają kobiety. Turcy i Turczynki lubią się całować po rękach kobiety mężczyzn I mężczyźni kobiety, nie wmawiając widzom, że to przestarzały cmok-nonsens. Nie boją się i nie wstydzą emocji. Biegają, wrzeszczą, mężczyźni płaczą i wcale nie czują się przez to mniej męscy, zwłaszcza że gdy życie im zbyt mocno dokuczy odbierają to sobie pięściami na innych mężczyznach.

Po obejrzeniu kilkudziesięciu odcinków większość tych emocji wchłaniają widzowie. Potem następuje czas, kiedy sami jesteśmy odświeżeni ,napojeni wodą ze zdroju uczuć złych i dobrych, ale zawsze prawdziwych. Wówczas czujemy się jak po wysłuchaniu duszoszczypatielnych melodii I wreszcie możemy zacząć się nudzić przy tych filmach. Jeszcze parę odcinków i przestajemy oglądać serial, bo staje się dla nas już nudny. Zaczyna odstręczać nas gest bohaterki, oddmuchującej co raz to ten sam kosmyk włosów, zamiast go przypiąć jakąś spinką, czy zaduma bohatera, klepiącego się co chwilę za uchem albo zwolniony film poprzedzający ważne akcje, które zaraz nastąpią i służący temu, żebyśmy zaskoczeni nie przegapili czegoś przypadkiem.

Może życie osób prowadzących czynny tryb jest nieco inne, Życie jednak osób skazanych na domowe więzienie (choć bez opaski kontrolującej na nodze, a z zegarkiem kontrolującym funkcje życiowe na nadgarstku, oraz alarmem przeciwwstrząsowym w razie upadku), pozbawione istotnych emocji rozmaitych rodzajów, z wyjątkiem może zniechęcenia; pożąda wręcz silnych uczuć i wzruszeń. Wielkie dzięki więc składam twórcom tureckich seriali. Mam nadzieję że ich bohaterowie nie staną się bardziej nowocześni, I szybko nie upodobnią się do naszych, polskich wykwitów, snujowatych i nieszczerych, skażonych społecznym tabu.

Nie takich np. jak stylizowane na autentycznie, rzekomo z życia wzięte historie, gdzie codzienność w domu i w pracy miesza się z drobnymi kłamstwami i oszustwami. Jak facet oszukuje kobietę, to albo z powodu innej kobiety, albo z powodu handlu narkotykami .albo z powodu tego, że ukrywa iż jest przestępcą, najczęściej narkotykowym handlarzem lub dilerem. Inne przypadłości polskim scenarzystom/kom nie przychodzą do głowy – zwłaszcza, że jest ich niewielu/le, może nawet jedno czy dwoje. Aż się prosi żeby facet oszukiwał kobietę z tej przyczyny, że chce jej bezinteresownie dokuczyć, albo że jest lepiej notowana w pracy przez przełożonych. Jak mogą wyglądać rzeczywiste powody zbrodni, może pokazać ostatnia historia porwania 14-latki przez matkę jej koleżanki oraz tortury które jej zadano z powodów zupełnie idiotycznych, jeśli nie kompletnie nieznanych, w sposób także niezrozumiały. Samo życie – chciałoby się powiedzieć – połowa niepojęta.

Mój ci jest

No i wreszcie mam go. Jest mój, całkowicie i nieodwołalnie. Dopasowany do mnie, jak szyty na miarę. Za jego sprawą wreszcie po czterech latach uwięzienia mogę wydostać się na świat. Poczuć wiatr, słońce, zobaczyć ludzi na żywo, jak wyglądają, jak są ubrani, jak się poruszają, co robią, na co patrzą. Dzięki niemu mogę wejść do sklepu i obejrzeć wszystko na żywo. Jestem jak dziecko; pytam pani sprzedawczyni, jak się ta wędlina nazywa, kupuję 10 dag, nie jestem już skazana na ćwierć kilo szynki, które jako standardowy zakup zlecałam innym osobom. Mam trochę kłopotu z obsługą bankomatów, cztery lata temu były inne bankomaty i i inni operatorzy w tych samych miejscach. Teraz nie wiem, czy zrealizują moją kartę i mam też problem z odczytaniem cyfr na błyszczących klawiszach, ponieważ świat oglądam z pozycji kilkuletniego dziecka. Są też i inne kłopoty: windy zamykają się za szybko, zanim zdążę wejść, przytrzaskują mnie, nie zawsze wyrabiam się na zakrętach i denerwuję się i pocę, gdy muszę wjechać na górkę lub zjechać z niej. Nie do końca umiem jemu zawierzyć, wszak prawo jazdy robiłam 58 lat temu. Ale wszystkiego się nauczę, choć trochę się poobijam i tu i ówdzie przytrzasnę. Leją mi się łzy od świeżego powietrza i przeglądając się w przypadkowych lustrach, widzę bladą cerę, która za PRL cechowała więźniów,  gdy jeszcze nie przysługiwało tyle czasu na spacerniaku, co obecnie.

Pan, który mi go przywiózł mówił, że oglądał wiele babć, które latami nie wychodziły z domu, zanim nabyły uprawnienia to jego posiadania. Nie zawsze zresztą mogły z nich skorzystać, mieszkając na którymś piętrze bez windy. Ja dostąpiłam tego szczęścia, chociaż słoika już nie odkręcę, ani nie otworzę butelki, to jednak mogę posługiwać się joystickiem. Muszę jednak na razie korzystać z pomocy osoby towarzyszącej, bowiem silnik rozpędza się z pewnym opóźnieniem, a w tym czasie, gdy otworzą się drzwi windy, nie zdążę wjechać przed ich zamknięciem.

Mój ci jest, mój wspaniały, elektryczny, zwinny wózek inwalidzki. Połowę ufundował mi  NFZ, gdy ortopeda orzekł, że mam niesprawne 4 kończyny – 2 ręce i 2 nogi. To zabawne, cieszyć się z postępów choroby, czyż nie? Ale jest taka nasza rzeczywistość, jak z marnego dowcipu. Gdybyż jeszcze te windy zaopatrzyć w sztuczną inteligencję, albo może zaprogramować tak, żeby ich drzwi nie zamykały się tak szybko, jak życzą tego sobie pełnosprawni normalni.