Spisek który nas wykończy

Pewien człowiek napisał coś w mediach społecznościowych, potem zresztą wycofał się z tego twierdząc, że było to szyderstwo, tylko nikt go nie rozpoznał. Oczywiście szyderstw nie rozpoznaje się na piśmie, lecz wyłącznie w słowach wypowiedzianych –  po akcencie i intonacji, ale to trzeba wiedzieć. Zakładam więc że było to na serio

Cytat 1: Za ten tekst z zeszłego roku usunięto mi konto. Tak po prostu. Bez żadnego wcześniejszego ostrzeżenia. Zobaczymy czy to też usuną… A zatem wrzucam. SYNDYKAT. Wiele osób w swojej zrozumiałej frustracji i wściekłości mówi: trzeba wyjść na ulice bo nas wykończą! Fala zdarzeń od marca 2020 roku – wywołana celowo – na naszych oczach niszczy świat jaki znamy z prędkością szarańczy. Z Polski tak szczerze mówiąc, zostały już tylko strzępy. Pandemia, wojna na Ukrainie, galopująca drożyzna, szalejące stopy procentowe, braki towarów, nieustanne kłamstwa medialne, kolejne zgony ludzi w sile wieku – z powodu „upałów”, depresje i samobójstwa… Proste ludzkie emocje podpowiadają zatem bunt! Problem w tym, że to tylko emocje, jak najbardziej zrozumiałe ale nie mające nic wspólnego z rzeczywistością. Były pamiętne lockodowny i maski na ulicach. Ile widzieliście ludzi bez masek? Jedna, dwie, trzy osoby na setki idących? Z kim zatem ten bunt miałby być organizowany? To śmieszne. Teoretycznie bierny opór mógłby pokrzyżować szyki planistom Covid-19. Teoretycznie bo to całkowicie nierealne. Wielu ludzi nie rozumie, że tak zwana epidemia mogła zostać odpalona tylko dlatego, że wcześniej przez całe dziesięciolecia trwały na zachodniej półkuli procesy, które wykuły pod nią glebę. Chodzi o trzy zjawiska: koncentracje globalnego kapitału w rękach garstki ludzi, którzy trzymają za jaja państwa i rządy, postęp technologiczny, który umożliwia cały proces od strony technicznej oraz całkowite rozbicie zachodnich społeczeństw, w tym naszego. I to trzecie zjawisko jest tutaj najważniejsze bo ono uniemożliwia jakikolwiek opór. Podam przykład: w PRL-u licealiści na przerwach dyskutowali o książkach, gdy wydano „Ulissesa” Joyce’a, nakład rozdrapano! Proszę popatrzeć na dzisiejszą młodzież… czym ona się dziś zajmuje? Tik Tokami? Kilka chwalebnych wyjątków młodych mądrych ludzi nie zmienia ogólnej reguły, a ta jest tragiczna. Młodzież… pal licho z młodzieżą! Popatrzmy na ludzi dorosłych! Social media porobiły z większości 30-letnich, 40-letnich i 50-letnich ludzi prymitywne meduzy, których cały świat sprowadza się do epatowania fociami z wakacji i liczenia liczby lajków pod nimi. Od 70 lat na Zachodzie i od 30 lat w Polsce trwa proces całkowitej degrengolady umysłów przy pomocy mediów, pop kultury, genderów i LGBT, konsumpcjonizmu czyli dbałości wyłącznie o własną dupę i nowoczesnych dotykowych telefonów, które zastąpiły większości realne życie. Jeśli ktoś więc zastanawia się jak to możliwe by jednym nielegalnym rozporządzeniem rządu rzucić na kolana 39 milionów ludzi to niech jeszcze raz przeczytać ostanie kilka zdań. I koło się zamyka. Bez technologii, koncentracji kapitału i zniszczenia tkanki społecznej wszystko co się dziś dzieje, nie byłoby możliwe. Co około trzysta lat dochodzi do ogromnych przetasowań cywilizacyjnych. Upadają imperia i cywilizacje bo wyczerpują swoje możliwości i zaczynają pożerać same siebie. My jesteśmy obecnie na takim etapie. Ludzie, którzy decydują o losach świata, którzy dysponują nieograniczoną władzą, to nie są idioci ani szaleńcy. To architekci jakich wielu zna historia. Oni wiedzą, że system wyczerpał swe możliwości rozwoju i musi nastąpić RESET, a jednym z jego kluczowych elementów jest zmniejszenie liczby urodzeń, odchudzenie populacji i pozbycie się ludzi starych i „niepotrzebnych”. Podwaliną tego planu są dwa czynniki: ekologia i ekonomia. Zawsze idzie o to samo: o władzę i kontrolę oraz pieniądze. Jeśli więc rozmaite sprzedajne dziwki medialne wyśmiewają takie rozumowanie jako „teorie spiskowe”, to podważają nie  tylko psychologię jako naukę o ludzkiej naturze ale i niemal całą humanistykę, która opisuje mechanizmy rządzące światem. Warto zdawać sobie sprawę, że to co zaplanowano, jest nie do zatrzymania czyli patrz wyżej. Jeśli większość wokół nas ludzi to niezdolni do niczego umysłowi impotenci, to o czym tu w ogóle gadamy? Jeśli taki bank inwestycyjny z Wall Street jak Goldman Sachs może zrujnować Grecję tylko poprzez manipulowanie na rynkach stopami procentowymi jej obligacji (długu), to jaki ktoś ma pomysł aby ten mechanizm przerwać? Ktoś chciałby wyjść z siekierą i przy pomocy serii protestów zawrócić siedem dekad historii świata? A u nas? Wy myślicie, że taki Morawiecki ma w czymkolwiek wolną rękę? Może ma, ale w obszarach o których tutaj piszemy, on robi tylko to co musi. Musi płynąć z falą bo nie ma innego wyjścia. Myślicie że Łukaszenka na Białorusi byłby taki gieroj gdyby nie miał za sobą Putina? Putina, który marzy o stworzeniu własnego NWO. Łukaszenkę pozamiatali by w 15 minut. Jeśli wejdziesz wewnątrz jakiegokolwiek obszaru a zwłaszcza takiego o którym tutaj teraz debatujemy, to zaraz widzisz, że masz ręcę związane od każdej strony i nawet chcąc zrobić coś dobrego dla ludzi, zaczynasz się poruszać po polu minowym. Realna polityka nie ma nic wspólnego z głupawymi hasłami, że „gdybym ja rządził to bym zrobił porządek!”. To jest rozumowanie przedszkolaka bo porządek to by zrobili ale z nim. Nie zawsze trzeba zabijać, czasem wystarczy człowiekowi mającemu żonę i dzieci dać odpowiednie dragi i podrzucić dwie panienki, czasem można zrobić z niego pedofila. Zabija się tylko w ostateczności gdy inne środki okazują się być za słabe lub niewystarczające. Nie będzie buntu, będzie coraz gorsza bieda. Nie będzie powrotu do stanu rzeczy z 2019 roku. Bolszewicy Lenina nie mieli prawie niczego oprócz fanatycznego zapału a rzucili na kolana gigantyczne państwo, rozciągające się na przestrzeni dziesiątek tysięcy kilometrów kwadratowych. Obecni rewolucjoniści globalni dysponują takimi pieniędzmi i możliwościami, że jeśli nie przeszkodzi im sam Bóg albo jakieś potężne siły natury, to dociągną tę grę do końca. Mają swoich ludzi wszędzie. W ONZ, WHO, MFW, Banku Światowym, Komisji Europejskiej, na Wall Street, w Londynie, w Moskwie, Pekinie,  Szanghaju, i w Warszawie, a przede wszystkim w Davos i Genewie w Szwajcarii. Ten SYNDYKAT nie ma granic. To skomplikowany system przepływu kapitału i naczyń połączonych. Jedyne co go ogranicza to biologia i śmiertelność ale wtedy przychodzą następcy i kontynuują dzieło. Świat ma wyglądać jak korporacja Amazon. Rządy i korporacje oraz miliardy posłusznych niewolników. Nikt nigdy nie ogłosi końca demokracji,  natomiast stanie się ona zupełną atrapą. Już zresztą dziś w dużej mierze taką jest. Dwa lata covidowej mistyfikacji pokazały nam ile zostało z demokracji… Nie będzie więc happy endu. No chyba, że spełni się scenariusz zapowiadany przez część naukowców i nastąpi gigantyczna słoneczna burza magnetyczna, która zresetuje globalną sieć i systemy zarządzania planetą. A wtedy wrócimy do XIX wieku. To znaczy ci, którzy przeżyją. (15 sierpnia 2022).”

Cytat 2 „W świecie przyrody występuje coś takiego jak symetria i proporcje. Prawo naturalne, do bólu logiczne. W świecie człowieka również ale nie w świecie polityki. Covid był pierwszym w historii wirusem z którym „walka” zabiła kilkakrotnie więcej ludzi niż on sam. Jeżeli zostają zniszczone proporcje to należy zapytać dlaczego? „Uchodźcy” ukraińscy w Polsce są pierwszymi w historii „uchodźcami”, którzy żyją nie w obozach dla uchodźców ale w mieszkaniach za pieniądze polskiego podatnika. „Uchodźcy” z których większość nie doświadczyła żadnych działań wojennych, którzy po prostu uciekli prewencyjnie. Jeżeli polski urzędnik MSZu, Łukasz Jasina zostaje zawieszony za domaganie się od Zełenskiego przeprosin za Wołyń – zawieszony przez swoich polskich przełożonych – to rodzi się proste pytanie o przyczyny braku symetrii i proporcji. Gdzie leżą przyczyny, że „polski” rząd nie jest rządem polskim lecz obcą agenturalną bandą na łańcuchu? Rozmowa w gronie paru ludzi wtajemniczonych potwierdza podejrzenia… – Jak sądzisz, jak duży może być wpływ taśm z Podkarpacia na to ukro-masochistyczne szaleństwo pisowskich klaunów? – Zapytaj Kuchcińskiego – śmieje się oficer Y. – Nie sądzisz, że problem jest zbyt złożony aby wyjaśnić go w ten jeden tylko prosty sposób? – Owszem, ale taśmy mają na tę hołotę większy wpływ niż większość sądzi, Kostecki znał nazwiska, dlatego umarł w więzieniu – Jak wysoko może to sięgać? – Wysoko, aż do centrali SBU (Służba Bezpieczeństwa Ukrainy). Taka sobie rozmowa… Czytelnik tego tekstu musi pamiętać również, że ukraińskie tematy są bardzo niebezpieczne. Mógłby o tym opowiedzieć Andrzej Lepper – gdyby żył. A najwięcej mógłby powiedzieć pewien prawosławny pop z Żytomierza – Mykoła Hinajło – były major radzieckiego wywiadu. Jesteście aż tacy pewni – po incydencie z Nord Stream – że to na pewno Ruscy wysadzili zaporę na Dnieprze? Ruscy to zbiry ale w tej wojnie biorą udział zbiry trzech sortów: jankeskie, azowskie i ruskie. To nie Wołodia Putin – choć bardzo by chciał – pisze scenariusz tej sterowanej wojny. Nie on, mimo, że śni o reaktywacji Imperium. Putin robi tylko to czego oni od niego oczekują. Kim są oni, tato? – pyta mały syn w pewnym filmie swego ojca generała. Onymi – pada odpowiedź. Żołnierze są tylko tępymi głupimi zwierzętami używanymi w polityce zagranicznej – Henry Kissinger.”

Cały obłęd tych wpisów bierze się z faktu, że wszystkie opisane zdarzenia, nawet gdyby były potwierdzone, a czego nie jestem pewna i nie mam jak sprawdzić, to i tak nie dowodzą, że istnieje światowy spisek, mający nas wykończyć. Zwłaszcza że końcowa refleksja odwołuje się do faktu, że wykończymy siebie sami, albo uczynią to tak zwane siły wyższe np. erupcja na słońcu. Do czego potrzebny jest nam wobec tego spisek światowy?

Teorie spiskowe mają tą cechę charakterystyczną, że łączą ze sobą zdarzenia z odrębnych porządków. Zgony z przyczyny nadmiernych upałów, depresje i samobójstwa tłumaczy się emocjami, chociaż wiadomo, że na upały nie mają one żadnego wpływu. Ustala się związek przyczynowo-skutkowy między rzeczami, które żadnego połączenia ze sobą nie mają, np. statystykę noszenia maseczek ze zdolnością do społecznego buntu, chociaż wiadomo, że aby się buntować, musi być przekroczona jakaś granica, a nakaz noszenia maseczek niekoniecznie taką granice przekroczył, zwłaszcza że wiele osób uznawało ten nakaz za słuszny. Nawet dziś, kiedy ograniczono nakazy, wielu starszych ludzi nosi w sklepach, zwłaszcza dużych, maseczki.

Inny przykład: kłamstwa medialne (w domyśle: wszystkie), jako związane z wojną na Ukrainie, czytelnictwo młodzieży za PRL-u z korzystaniem z mediów społecznościowych obecnie, tłumaczone jako pogorszenie się intelektu tejże młodzieży ( a nie postępem technicznym wiodącym od od różnych rodzajów pisma, np. obrazkowego poprzez druk do nowoczesnych nośników informacji łączących wszystkie funkcje przekazu w jednym urządzeniu). Pogorszeniem się intelektu ja bym tłumaczyła jedynie takie wywody, a raczej fakt, że znajdują wyznawców, którzy w nie wierzą.

Konsumpcjonizm, LGBT i dotykowe telefony, ekologia i ekonomia jako powody dążenia decydentów światowych do ograniczenia liczby ludności poprzez pozbycie się jej rzekomego nadmiaru, a zwłaszcza osób starszych. Czy ograniczenie liczby ludności może być celem światowych decydentów? Jeżeli istnieją tacy (i mają wspólne cele, co raczej nieprawdopodobne) to ich celem mogłoby być wyciśnięcie maksimum zysku przy minimum kosztów, a to może zapewnić każda dziedzina, odpowiednio ustawiona i oprzyrządowana. Wbrew pozorom najwięcej zysków można wycisnąć z osób starszych, które zdobyły już jakiś dorobek życia i mogą używać go na kupienie wszelkich złudzeń przedłużenia i ułatwienia życia. To oni stanowią żyłę złota dla mądrych decydentów!

Cały ten wywód mógłby mieć sens jedynie w takim wypadku, gdyby wszystkie władze wszystkich krajów i w nich wszyscy ważniejsi decydenci kierowali się wspólnymi zamiarami, a jest to niemożliwe chociażby z tej prostej przyczyny, że istnieje tak wiele różnych sprzecznych ze sobą grup interesów, a nawet walczących ze sobą stron, że ten światowy spisek decydentów jest po prostu nierealny. 

Autor teorii próbuje wprawdzie wyjaśnić sprzeczności niektórych jej części, jak np. afery podkarpackiej, która o ile wiem, wiązała się z jakąś relacją damsko męską pewnego polityka, z wojną rosyjsko ukraińską, gdzie polityk ten mógłby być jedynie mikrodrobiną wobec osób zamieszanych w konflikt, w prosty sposób: wy nie wiecie wszystkiego, bo gdybyście wiedzieli, to byście podzielali moje zdanie. Trzeba więc jemu uwierzyć, A jeśli się już uwierzy w rzecz, wydaje się, zupełnie nieprawdopodobną, choć nośną informacyjnie, jak każda afera z seksem w tle,  z rozpędu wierzysz się już we wszystko inne. Także i w to, że miesza się do wszystkiego Andrzeja Leppera, który już dawno nie żyje i zmarł przed wybuchem wojny. 

Na tym polega niebezpieczeństwo teorii spiskowych: albo wy wierzycie we wszystko, albo nie wierzy się w nic, tymczasem wykorzystują one rzeczy wiążące się lub na pierwszy rzut oka mogące się wiązać ze sobą i prawdopodobne lub wręcz oczywiste, z rzeczami w które tylko można  wierzyć, bo rozsądnie nie można do nich dojść.

Z faktu, że w świecie przyrody i od niej zależnym bywa (a nie jest) symetria i proporcja, wyciąga się nieuprawnione wnioski, że wszystko, co nie jest symetryczne albo proporcjonalne, po prostu nie może istnieć naturalnie, z własnego rozpędu, a więc zostało wywołane czyjąś złą wolą. Tak więc nieproporcjonalne i niesymetryczne są następujące zjawiska: fakt że uchodźcy ukraińscy w Polsce nie mieszkają w obozach, tylko na indywidualnych kwaterach,  albo nie potwierdzony fakt, że rzekomo pandemia zabiła mniej osób, niż wszystkie zalecenia związane z walką z nią.

Nie będę już wymieniać dalej tego wszystkiego, co wyczytałam w tym wyznaniu wiary. Chociaż uwielbiam teorie spiskowe, szanuję jednak tylko takie, które przynajmniej z pozoru są prawdopodobne,

Zastanawia mnie, dlaczego ludzie tak bardzo łatwo przyswajają sobie teorie spiskowe, na jaką ich potrzebę odpowiadają. Wszak czytając jakąkolwiek powieść kryminalną, gdzie związki między osobami i wydarzeniami byłyby tego rodzaju, co wymienione w dwóch powyższych tekstach, powieść taką podano by niemiłosiernej krytyce i uznano by za nieudaną i źle wymyśloną. Widać jednak, zwłaszcza w filmach, że przejmowanie się teoriami spiskowymi jest wykorzystywane do budowania fabuły takich opowieści, co powoduje, że oglądając podobny film napotykamy co i rusz na różne sprzeczności. Zresztą często je krytykujemy, jeżeli w ogóle chcemy dyskutować o czymkolwiek. Ponieważ filmy kryminalne uważamy za rozrywkę, sądzimy też, że zbytnie rozważania utrudniają nam pełnienie rozrywkowej funkcji, a czasem uniemożliwiają cieszenie się ich bezmyślnym oglądaniem. Dlatego widząc błędy scenariusza. odpuszczamy twórcom. Nie zawsze chce nam się nad nimi zastanawiać, zwłaszcza wtedy, gdy bardziej atrakcyjne są wątki damsko męskie, stanowiące jakiś margines poznawczy dzieła. W teoriach spiskowych brakuje wątków damsko męskich, chociaż czasem wyciąga się je na siłę, nie przywiązując do nich zbyt wielkiej wagi.

Muszę jednak sprawiedliwie dodać, że w rzeczywistych wydarzeniach czasami występują związki i powody zupełnie nieprawdopodobne, A także i to, że nie wszystkie zagadki, może nawet ich większość, nie są rozwiązywane. Powoduje to przekonanie, że to, czego nie wiemy, nie oznacza że teoria jest nieprawdziwa, a tylko to, że brakuje nam dowodów, których zresztą jako ludzie prywatni, nie nie jesteśmy zobowiązani szukać.

Wbrew pozorom teorie spiskowe nie komplikują świata, a przeciwnie, upraszczają go. Nie ma zbiegu rozmaitych przyczyn wielu zjawisk, które trzeba by rozpatrywać oddzielnie, dokładnie i szczegółowo, a jest jedna przyczyna, i prosta i oczywista – spisek kilku ludzi, którzy mają pieniądze i technologię i stać ich na wszystko, to znaczy na kupienie tego, czego im brakuje. Putin wywołał wojnę i z początku prowadził ją dość głupio nie dlatego, że miał mylne przekonania i jakieś obsesje, ale dlatego, że ktoś nim kieruje i do czegoś go zmusza. Idąc dalej, nad marionetką Putina i jego rządzicielem, stanowiącym część spisku kilku ludzi, jest tylko Bóg, a więc istnienie hierarchii potwierdza od razu ,mimochodem i jego istnienie.

Istnienie Boga potwierdzone jest teoriami spiskowymi, są one więc jak religia. Jak mamy racjonalizować religię, kiedy z samego założenia jest ona nielogiczna i nieprawdopodobna, sprzeczna ze zdrowym rozsądkiem? Religia jest największą teorią spiskową, jaką wymyślili ludzie, dlatego wszystkie religie mają między sobą wiele podobieństw, więcej niż odrębności. Fantazja ludzka jest bowiem ograniczona, Bóg, jeżeli istnieje, siedzi na chmurce i do rozpuku się śmieje z głupich ludzi, którzy wierzą we wszystko, co ktoś tam skompilował z różnych źródeł. Wszak żaden Bóg nie byłby tak głupi, za jakiego mają go ludzie, sądzący, że komuś będzie się chciało spełnić wszystkie życzenia na raz ,z całą ich wewnętrzną i zewnętrzną sprzecznością. Jeżeli jest wszechmocny, będzie się bawił prawami sterującymi galaktykami albo wręcz całymi światami galaktyk, wszystkimi możliwymi wymiarami wielu wszechświatów, wśród których modląca się staruszka o to, żeby stawy przestały ją boleć albo żeby starczyło jej emerytury do następnej wypłaty jest czymś jeszcze mniejszym, niż odrobina pyłku unoszonego wiatrem Podobnie jak pyłkiem, jest system emerytalny w Polsce.

Na koniec: wszyscy żyjemy teoriami spiskowymi chociaż większość nas, tych rozsądniejszych, traktuje je podobnie do literatury SF.- tym lepsze, im ładniejsze,  im ciekawsze fabuła i im więcej “momentów”. 

Kiedy jednak czytam wpis w mediach społecznościowych pewnego bardzo znanego polityka na jego oficjalnej stronie, przeszywa mnie dreszcz. Ta klasa więcej wie i więcej ma możliwości sprawdzenia faktów, więc to, co pisze brzmi upiornie:

“Nie lekceważcie go. Kaczyński szykuje zamach. Wielu przyjęło śmiechem wejścia Kaczyńskiego do rządu i dymisje wszystkich wicepremierów. Mi nie jest do śmiechu. Moim zdaniem ten ruch świadczy o tym, że Jarosław Kaczyński nie zamierza oddawać władzy dobrowolnie. On już wie, że wybory są przegrane, albo przynajmniej wie, że jest takie duże prawdopodobieństwo. Będzie więc chciał zmienić Konstytucję. Oczywiście nie ma ku temu większości, lecz będzie to chciał zrobić zwykłymi ustawami. Po to zniszczył TK, aby mu nikt nie przeszkodził. Sądzę, że już niedługo do Sejmu zostaną skierowane projekty ustaw. Kaczyński uważam rozważa ich trzy warianty.

I Ustawy zmieniające ustrój Państwa w ten sposób, żeby pozbawić znaczenia Sejm i rząd, a całą realną władzę oddać w ręce Prezydenta RP.

II Ustawy uniemożliwiajace opozycji lub znaczącej jej część udział w wyborach.

III Połączenie pkt. I i II

Oczywiście przeforsowanie takich ustaw (nawet jedynie w części I) oznacza praktyczne wyjście z UE oraz ogromne problemy w relacjach z USA. Kaczyński znajduje się jednak w sytuacji, w której alternatywą jest bardzo prawdopodobna przegrana i kara więzienia dla niego i najbliższych współpracowników. Wychowany w kulcie Piłsudskiego wyobraża sobie siebie jako Marszałka. I za nic ma demokrację.

Jak opozycja powinna odpowiedzieć na taki ruch?

Po pierwsze zjednoczeniem całej demokratycznej opozycji.

A po zjednoczeniu zorganizowaniem Majdanu, który opanuje Warszawę. 

Zrobimy ci Jarku taki marsz, przy którym 4 czerwca wyda ci nielicznym spacerkiem kilku znajomych. Nie damy sobie ukraść Konstytucji, demokracji, wolności i całej przynależności do świata zachodu. Twój zamach stanu po prostu się nie uda. I wszyscy ci, którzy będą w nim uczestniczyć (łącznie z parlamentarzystami) zostaną za ten zamach razem z tobą najsurowiej ukarani.

Potraktujcie Państwo poważnie to co piszę. Ostatecznie jestem jedynym żyjącym byłym wicepremierem rządu Jarosława Kaczyńskiego. Wiem co on myśli.

Roman Giertych”

Brrr… Niedługo zobaczymy, czy słowo stało się ciałem i zamieszkało między nami. 

 

Co obraca się w pył, a co nadmiarowo przyrasta

Koszmary senne mają to do siebie, że najpierw przerażają, ale po jakimś czasie, jeśli zostały  w pamięci dłużej niż zwyczajne sny, każą się zastanowić nad ich wymową. Nie może przecież być, że przerażenie nie ma na celu ostrzeżenia.

Tak miałam i ja. Okropny, senny koszmar polegający na tym, że spotykam się w moim, nieistniejącym już domu dzieciństwa z obojgiem rodziców, nieżyjących od dawna i próbujemy zaprowadzić w tym domu jakiś porządek. Podobnie jak ja, próbująca zaprowadzić porządek w dokumentach pozostałych po moim teściu i mężu.

Mój ojciec pokazuje mi  sterty pakowego papieru, grubego, różowawego i sztywnego, zapisanego bladym ołówkowymi pismem, częściowo nadpalonego i pyta, czy przypadkiem nie są to moje notatki. Jeżeli tak, to trzeba postarać się je odtworzyć. Biorę do ręki arkusz po arkuszu, a one rozpadają mi się w dłoniach. Nie jestem w stanie przeczytać ani litery, ponieważ mój wzrok się mąci tym bardziej, im więcej go wytężam. Nie wiem nawet, czy te notatki pochodzą z jakiejś mojej zapomnianej twórczości, czy są to zupełnie nieważne odpryski projektów regulaminów postępowania w razie tego i tamtego – czyli pozostałości po pracy zawodowej, w której musiałam też uczyć się mnóstwa rzeczy z zakresu prawa i aby tego nie zapomnieć, robiłam zapiski.

Nadpalony papier nie mógł udzielić mi odpowiedzi, ponieważ pochodził z zupełnie innej historii. W czasach wczesnej młodości uczyłam się malarstwa i wówczas wykorzystywaliśmy sterty papieru pakowego, na którym malowaliśmy z oszczędności farbami przeznaczonymi do malowania ścian, nie przesiąkającymi przez ten rodzaj papieru. Fakt, że moje notatki zapisane były na takim papierze tylko utrudniał ich identyfikację. Ponadto za każdym ruchem rozpadał się coraz bardziej, tworząc sterty ulotnych popiołów.

Po jakimś czasie zrezygnowałam z odtworzenia notatek, ale wtedy poczułam, że moje ciało jest bardzo mocno czymś skrępowane. Zdjęłam z siebie narzucone jakieś podarte koce, w które byłam owinięta, ale nadal krępowały mnie różne inne ciuchy, które miałam pod spodem. Niektóre były tak ciasne, że musiałam je z wysiłkiem rozdzierać zamiast zdejmować. We śnie wiedziałam, że są to ubrania wyrzucone kiedyś albo długo wiszące w szafach i nieużywane lub takie, z którymi było mi żal się rozstać, na przykład pewna robiona na drutach niebieska sukienka z różą na biuście i fioletowa, dziergana szydełkiem chusta. Fizycznie dawno już nie istniały, tymczasem znalazły się nie wiadomo czemu w mojej  rodzinie z dzieciństwa. Owijały mnie szczelnie i musiałam wręcz rozrywać  kolejne części garderoby. Ciekawe, że zapamiętałam tylko te, które sama wytworzyłam: uszyłam lub wydziergałam.

Byłam tym rozbieraniem się bardzo zmęczona, a moja mama jeszcze kazała mi gromadzić te sterty szmat w jednym miejscu, ponieważ chciała skopać ogródek i zasadzić tam coś nowego, a zarówno szmaty jak i sterty papieru przeszkadzały w formowaniu grządek. W końcu moje ręce tak mnie bardzo bolały, że nie dałam już rady odgarniać tych wszystkich rzeczy ode mnie. W tym stanie obudziłem się.

Przesłanie tego snu z pozoru było jasne: rzeczy, które obciążają mnie, to właśnie moje pisanie oraz moje starania o zachowanie mojego doczesnego ciała, ubranie go i prezentacja oraz dbałość w tym o swego rodzaju niepowtarzalność i estetykę. Na koniec zaś nic z tego nie przetrwa, chociaż koszt ograniczeń, jakie ponosiłam kiedyś odczuwałam we śnie, jako zbyt duży. 

Czy istotnie tak jest? Czy rzeczywiście takie rzeczy obciążają i krępują człowieka, czy może wręcz przeciwnie, pozwalają mu żyć z celowym zadaniem na resztę życia; zachować siebie na dłużej i zostawić coś po sobie.

Dlaczego akurat pojawili się we śnie moi rodzice? Nawet nie bardzo pamiętam czasy, kiedy byli razem, ponieważ rozstali się, gdy kończyło się moje dzieciństwo. Byli zupełnie różni, niedobrani zupełnie i różne mieli idee oraz wyobrażenia o małżeństwie. Pobrali się jedynie dlatego, że mój ojciec był chory na gruźlicę i jego rodzina chciała mu zapewnić opiekę na koniec życia. Tymczasem wynaleziono antybiotyki i po wojnie mój ojciec został wyleczony. Ich małżeństwo wskutek tego rozpadło się, a ojciec wrócił do swojej pierwszej sympatii, jeszcze z czasów szkolnych, zostawiając mamę i nas z siostrą bez środków do życia.

Miłość do ojca była pierwszą tragedią mojego dzieciństwa – robiłam wszystko, żeby zyskać jego uznanie, nawet w drobiazgach. Tymczasem on zupełnie mnie nie cenił, uważał zawsze, że jestem dzieckiem nieudanym, nieprzewidywalnym, i nie rokującym nadziei na przyszłość. Więcej go wiązało z moją młodszą siostrą, co spowodowało zaburzenie w konstrukcji rodziny, gdzie zazwyczaj ważniejsi są starsi, tymczasem w naszej rodzinie ważniejsza była młodsza moja siostra.

Nigdy do śmierci ojca nie udało mi się zmienić jego poglądu na mnie, nawet już, gdy miałam własne dzieci i wysłałam do niego list z powiadomieniem o ich urodzeniu, odesłał mi go nawet nie otwierając, dając tym samym znak, że nie chce mieć ze mną nic wspólnego. Dziś uważam, że był on pierwszą osobą z serii moich nieszczęśliwych miłości bez wzajemności, które zresztą idealizowałam i uważałam za bardziej wzniosłe i przynoszące szczęście (chociaż gorzkie), niż zwyczajne związki.

Zupełnie nie do pomyślenia wydaje się fakt, że ojciec mógłby interesować się moją pisaniną albo moim malowaniem. Czy dlatego, że sądziłam iż z jego punktu widzenia były czymś obciążającym mnie,jako przejaw potępianej przez rodziców t.zw. „bujnej fantazji”? 

Moja matka była znowu bardzo praktyczna; nigdy nie dopuściłaby, aby w mieszkaniu znajdowały się sterty jakiś nieużywanych ciuchów. Dawno znalazłaby dla nich jakiś użytek. Tak więc oboje moich rodziców nie postępowało we śnie tak, jakby zachowywali się w rzeczywistości. 

Co może więc oznaczać dla mnie dziś, w czasach gdy gotuję się do wielkiego nic, ten sen? Ten koszmar miałby mi uwidocznić, że nadal, wbrew pozorom własnych przekonań, kieruję się poglądami moich rodziców i uważam te sprawy, których sen dotyczył, za obciążenie, a nie za sens istnienia? W pierwszym odruchu natychmiast zaprzeczyłabym takiej interpretacji, ale przecież musi w niej być coś głębszego, skoro sen był koszmarem, a nie zwykłym snem.

Nie rozpoznawanie własnego pisma, czyli mylenie nośników przekazu jest chyba celem jednego ze wskazań tego snu. Uwidocznił on, że wszystkie przejawy mojego indywidualizmu, jak uprawianie sztuki malarskiej, robótek ręcznych i pisarstwa jest z tego punktu widzenia działaniem bez sensu. Wytwory sztuki i literatury zawsze obracają się w pył i są nie do odtworzenia w obliczu katastrof. Odzież i inne rzeczy, służące podtrzymaniu życia są obciążeniem, gdy przydajemy im więcej uwagi i troski o estetykę, niż powinniśmy. Co więc powinno zająć nasze umysły i ręce, żeby być w zgodzie z przesłaniem tego snu? Prostota życia bez wymagań i narzuconych ograniczeń? Życie na wzór przodków? Myśl o końcu życia, a nie jego kształtowaniu? Nadmiar wysiłku? Nadmiar fantazji?  Tych spraw nigdy nie uważałam za ważne, tymczasem wciskają się jakoś w moje myśli i  podświadomość, chcąc na siłę przewartościować moje życie.

Dlaczego? Po co? I czemu wtrącają się tu zmarli dodając ważności sprawie? 

A przecież żadnej z tych rzeczy, które robiłam, nie da się już cofnąć. Rozpacz nad rozlanym mlekiem nie przystoi człowiekowi rozsądnemu. I w końcu dziś, mimo bólu i ograniczeń jestem szczęśliwsza, niż byłam kiedykolwiek w dzieciństwie i młodości. Kto próbuje mi to zburzyć?

Czy wszystko, za mojego jeszcze życia, pójdzie na zmarnowanie?

Wszystko kojarzy się z…

Rozmawiam z młodym człowiekiem o przebudowie pewnej strony internetowej. Występował tam taki dział: dzieci i wnuki. W dziale tym nie znalazł się żaden wpis od 10 lat, co wskazywałoby na to, że tworzący stronę nie uważali za konieczne zamieszczanie  aktualnych informacji, bądź przewidywali, że owe dzieci i wnuki bohatera zechcą coś od siebie dodać do tematów, które wypełniały stronę.

Zauważyłam, że w tamtych czasach, sprzed 10 lat, ludzie nie obawiali się tak bardzo naruszenia swojej prywatności, jak obecnie; to naruszenie jest o wiele ważniejsze współcześnie, mimo że nad tym staramy się czuwać, coraz bardziej ta prywatność jest naruszona bez żadnego związku z naszymi działaniami. Jako przykład podałam np. fakt, że w windzie naszego bloku fotografowany jest każdy jadący i jego wizerunek widnieje przez jakiś czas w materiałach dostępnych pewnemu gronu ludzi. Nie ma żadnej gwarancji, że w gronie tym nie znajdzie się ktoś, kto wizerunek ten wykorzysta dla swoich własnych celów. Nie ulega wątpliwości także, że nikt nie pytał nas o zgodę na nagrywanie nas.

Młody człowiek stwierdził, że nie jest to ważne, ponieważ dla osób uczciwych nic niedobrego z tego nie wyniknie, więc nie muszą się tym przejmować.

Odpowiedziałam na to, że jak zawsze i wszędzie mogą występować pomyłki. Gdy np. w naszym bloku ktoś kogoś zamordował lub okradł, możliwym jest, że wizerunek osoby w windzie zostałby wykorzystany jako osoby podejrzanej, jeśli akurat był w zbliżonym czasie w tym miejscu. Tymczasem prawdziwy sprawca mógł do windy w ogóle nie wchodzić; przemieszczać się np. klatką schodową. Pasażer windy może mieć różnego rodzaju obawy lub nawet kłopoty i już samo podejrzenie na nim ciążące nie jest obojętne.

Młody człowiek odpowiedział na to, że mamy odpowiednie władze od tego, żeby znalazły prawdziwego sprawcę i nie zawracały głowy osobom postronnym.

Nic nie może w dzisiejszych czasach obyć się bez polityki, dlatego też po przyjęciu ustawy „Lex Tusk” z rozpędu odpowiedziałam, że po tym zamachu stanu,  jakim była ta ustawa, nie możemy mieć już cienia zaufania do władzy.

Młody człowiek odpowiedział repliką na to, że nie był to żaden zamach stanu, bowiem nikt nikogo nie zamordował dla władzy i nikogo nie obalono. Dalej spór potoczył się o definicję zamachu stanu przy czym, jak się domyślacie, młody człowiek ściśle trzymał się definicji, jakiej nauczono go w szkole; a jak wiadomo, definicja ta nie jest stworzona przez grono w pełni obiektywne i raczej zawęża problem, niż go nadmiernie rozszerza.

Na szybko poszukałam w internecie najczęstszych definicji i znalazłam ich 3, w tym jedną Wikipedii, a jedną ze słownika PWN. Wszystkie 3 mówią o zmianie władzy przy użyciu siły, a nie o jej przedłużeniu przy użyciu siły; nie mówią nic o oszukańczym trybie takiej  zmiany lub przedłużenia, poza tym wymieniają najczęstsze okoliczności towarzyszące zamachom stanu, za wzór biorąc przewroty w krajach Ameryki Łacińskiej. 

Definicje te zamieszczam na końcu tekstu. Istotne jest to, że coś, co jest modelem jakiegoś procesu, może zawierać różnice w szczegółach, bynajmniej nie zaprzeczające prawidłowości modelu.

Nie będę już dalej relacjonowała naszego sporu, ponieważ  prowadził on donikąd i jedynym wnioskiem, jaki mogłam z mojego rozmówcy wyciągnąć był, ten, że młody człowiek zupełnie nie miał pojęcia, i wręcz nie chciał rozdrabniać spraw związanych z aktualną polityką. Mimo że jest ponadprzeciętnie inteligentny, sprawy polityczne najwygodniej dla niego było ograniczać do wyniesionych ze szkoły sloganów, skoro wolał ściśle definiować towarzyszące zamachom stanu okoliczności. Nikogo nie zabili, ani nikogo nie zrzucili z urzędu – nie ma mowy więc zamachu stanu.

Jaka z tego wynika konkluzja? To, czego uczymy dzieci w szkole po kilku latach nauki i po wejściu w dorosłość pozostaje w umyśle byłych uczniów jako niewzruszony pewnik, nad którym nie warto się zastanawiać. Kierowanie się w życiu takimi pewnikami jest bardzo wygodne i pozwala uniknąć nadmiernych dywagacji nad sprawą postępowania rządzących, ustroju państwa i znaczenia tych spraw dla przeciętnego człowieka. Dopóki tej młodej osoby nie dotknie osobiście  „Lex Tusk”, dopóty ta ustawa i w ogóle znaczenie ustaw dla życia ludzi będzie mu zupełnie obojętne. Wszak tylko jakiś Tusk może odnieść z jej powodu dolegliwości, podobnie jak pasażer windy wsiadający do niej w niewłaściwym czasie, ale on nie jest ani Tuskiem ani tym pasażerem, bo póki co, w bloku nie było żadnego morderstwa, a więc tymi wszystkimi sprawami nie musi się przejmować.

Muszę się jednak uderzyć we własne piersi – sama taka byłam w młodości. Inaczej to jednak sobie tłumaczyłam: politykę uważałam za nudziarstwo. Wszystko było przewidywalne: godzinne przemówienia, odznaczanie „Klapa-rąsia-kwiaty-klapa…”itp. Nikt by mnie wówczas nie przekonał, że za tym nudnym przedstawieniem kryje się jakiś sens, którym warto się zainteresować. Miałam wiele ważniejszych spraw w sercu i na głowie.

Dziś nie widzę żadnego sposobu aktywizowania młodych ludzi do wyborów, jeśli wcześniej rodzina lub otoczenie ich nie aktywizowały. Sama szkoła pozostawiła w nich garść definicji, podobnie jak kanon wzorów matematycznych, jako zespół wiedzy nikomu do niczego nieprzydatnej. Działanie ministra Czarnka rozciągnąć się może na wiele lat naprzód, do czasów w których nikt już o nim nie będzie pamiętał i pozostawić w umysłach uczniów czasem do końca życia, jeśli będą mieli je względnie spokojne i szczęśliwe; nie zmienią oni przekonania, że sprawami takimi jak prywatność i polityka, nie mają po co się przejmować. 

Interesuje mnie jednak, czy i jak mogłabym bez zniecierpliwienia dalej pociągnąć dyskusję, żeby zmienić poglądy owego młodego człowieka na zamach stanu i w ogóle na sprawę znaczenia znajomości procesów w polityce. Nie widzę takiej możliwości i nie za bardzo mi się chce poświęcać więcej czasu i wysiłku, niż jestem w stanie, z uwagi na mój wiek i ogólną niechęć do wpływania na ludzi w celu zmiany ich podejścia do świata.

Zawsze powtarzam sobie, że moje pokolenie 80-latków zrobiło już swoje i zrobiło to źle, skoro nasi synowie i córki kształtują w swoich dzieciach obraz PRL w barwach sentymentalnych i przyjaznych, choć lekko zabawnych i trącących myszką, jak marnie pokolorowane monidło.

I za mało wiemy, z czym zetkną się w życiu dzisiejsi dwudziestolatkowie i ich dzieci, a nasze prawnuki, żeby cokolwiek im doradzać czy perswadować. Zachęcamy ich do uczenia się i samodzielnego myślenia, a oni zadowalają się pokarmem przeżutym przez poprzednie pokolenia, pochwałą bezmyślności, tymczasem może okazać się, że aby przeżyć, będą musieli rozwijać mięśnie i nauczyć się rąbać drewno, ze starych szmat w ramach recyklingu sporządzać owijacze do stóp, czy wreszcie nauczyć się chodzić boso. Czasem dla niepoznaki wciskamy im kit o niebezpieczeństwach sztucznej inteligencji nie wiedząc, czy zdoła ona osiągnąć swoją rozwiniętą i pełną formę.

Wikipedia
Zamach stanu, także: przewrót, pucz (niem. Putsch, hiszp. golpe de estado, fr. coup d’État) – niezgodne z porządkiem konstytucyjnym, często z użyciem siły (zbrojny zamach stanu), przejęcie władzy politycznej w państwie przez jednostkę lub grupę osób[1]. Jest pogwałceniem normalnego toku życia politycznego i porządku instytucjonalnego.
Uczestnicy zamachu stanu zmierzają przede wszystkim do opanowania środków łączności, radia, telewizji, węzłów komunikacyjnych oraz siedzib organów władzy. Szybkość działania i zaskoczenie w wielu przypadkach decydują o powodzeniu zamachu stanu.
Zamachowi stanu mogą towarzyszyć wystąpienia społeczne.

słownik PWN

zamach stanu «próba przejęcia władzy w państwie siłą»

trzecie źródło (jest ich kilka)

Zamach stanu jest jedną z trzech, obok wyborów i dziedziczenia, metodą osiągania władzy w państwie. Metoda ta jest kwintesencją uzurpatorstwa politycznego, …