Wydaje się trywialnym przekonanie, że naszemu życiu nieustannie towarzyszy cykliczność. W przyrodzie jest doskonale widoczna; czasami dostrzegamy ją w naszych życiorysach, gdy zadajemy sobie pytanie: dlaczego mnie się to czy tamto przytrafia po raz wtóry, jak gdyby życie nas niczego nie nauczyło. Istotnie, nie nauczyło i raczej nie nauczy. Nie we wszystkim oczywiście, ale w niektórych jego przejawach wchodzimy zawsze do tej samej, stojącej wody.
Te myśli nasunęły mi się w czasie pracy nad cyklami horoskopowymi. Poświęciłam im ostatnio sporo czasu próbując sprawdzić niektóre teorie związane z cyklem Jowisza. Sporządzałam i poprawiałam tabele, ale nijak mi nie wychodziło.To znaczy wydarzenia w określonym „stylu” powtarzały się, nawet dość regularnie; wystarczająco, żeby pewną cykliczność zauważyć, jednak ich prawidłowość była ulotna, nie wiązała się z rodzajem ani charakterem tranzytów ani nawet z ich położeniem. Zadawałam sobie pytanie: co więc jest w przebiegu mojego życia (i pewnie wielu innych ludzi) naprawdę cyklicznego? Jak można tę powtarzalność oswoić, przewidzieć? Czego szukać? Co brać pod uwagę? Co wejdzie w koło zmieniających się cykli, a co pozostanie poza nim? Dlaczego horoskopy jednych osób cykliczność tę ujawniają, a innych nie?
Praca astrologa z życiorysami ujawnia tylko trywialną, biblijną prawdę ze snu faraona: są lata chude i lata tłuste, choć nie zawsze jest ich akurat siedem i nie zawsze dotyczą stanu posiadania. Sen faraona miał głęboki sens wytłumaczony przez Józefa – miał skłonić władcę do sporządzania zapasów. Jakie jednak „zapasy” ma czynić człowiek, który częściej traci pracę niż ją znajduje? Jakie „zapasy” ma zrobić kobieta poszukująca miłości, a trafiająca zawsze na jakiegoś przemocowego alkoholika? Czy cokolwiek da im świadomość cykliczności takich trafień? Zdroworozsądkowo poszukują źródeł niepowodzeń w sobie, a nie w cyklach. Co we mnie jest takiego – zapytują – że zawsze takie coś przytrafia się właśnie mnie, a nie innym? Może lepiej byłoby, żeby po prostu złe cykle przeczekali nic nie robiąc, a może powinni działać, nawet na oślep, w nadziei, że coś odmienią w czekającym ich losie. Poniekąd i astrologia jest takim działaniem próbującym opanować, oswoić i zrozumieć cykle.
To jednak, co chwyta za serce, to próby wyrażenia żalu i bezradności oswajające niejako cykliczność złego losu. Jest taki piękny, napisany rok temu wiersz Aleksandry Bacińskiej, który oderwał mnie od uporczywego poprawiania tabeli cykli:
Nie przyzwyczajaj się do mnie
Przecież nie o to chodziło
Właśnie próbuję zapomnieć
To wszystko, czego nie było
Żal mi tamtego słowa
Którego nie usłyszę
Sam się rozejrzyj, zobacz
Jak stąd daleko do ciszy
Nie przyzwyczajaj się do mnie
Czułą, nieswoją twarzą
Choć żal nieznanych wspomnień
Cudów, co się nie zdarzą
Na naszym niebie zwycięskim
Smutku chorągwie łopocą
Nie przyzwyczajaj się do mnie
Po co nam będzie to, po co
Jeszcze się ciepła ziemia
Toczy od słowa do słowa
Horyzont nam pociemniał
Pod powiekami schował