Ostatnio moda na poezję przybrała nieco karykaturalne oblicze. W programie telewizyjnym TVN “Szkło kontaktowe” dzwoniący do studia mają 1 minutę na wypowiedź, a ponieważ najczęściej jest ona kalką tego, co słyszymy w telewizji lub czytamy w prasie, oglądając ten satyryczny program, swego rodzaju dobranockę dla dziadków i babć, podświadomie traktuję ją jak przerwę reklamową, przerzucając swoją uwagę na coś innego, bliższego mojemu zainteresowaniu, na przykład uschnięty liść z pnącza, który trzeba oberwać, czy inną rzecz, którą trzeba komuś zlecić. Może dlatego niektórzy z dzwoniących, a jest ich coraz więcej, swoją wypowiedź ubierają w formę rymowaną, żeby przykuć uwagę słuchaczy.
Wiele z tych wykwitów poetyckich poświęconych jest prezesowi, którego częstochowskie rymy bynajmniej nie opiewają w przeciwieństwie do Naczelnika Piłsudskiego, o czym pisałam wcześniej, małostkowo naśmiewając się z łupieżu i butów nie do pary, a także, już na poważnie, ostatnim życiowym problemom, a mianowicie inflacji lub brakowi węgla na składach, czy też aktualnym aferom, a właściwie ich wyliczaniu. Tematy te są tak wałkowane w telewizji oficjalnie niesłusznej, choć podobno zawsze prawdziwej, że powodować mogą odruch wymiotny, jak przy oglądaniu niektórych osiągnięć telewizji rzekomo słusznej, więc kiedy jeszcze trafi się na poetyckie wzloty, ma się już dosyć. Chciałoby się posłuchać o życiu prawdziwym, które jednocześnie, innym torem biegnie, jak to życie prawdziwe, smutne, śmieszne lub beznadziejne, nigdy nie jednoznaczne, w którym być może właśnie ów węgiel odgrywa niemałą rolę, podobnie jak inflacja; jednakże nikt nie myśli o nich jako o rzeczach najważniejszych dla konkretnego człowieka. Mogą stanowić one przepełnienie kielicha goryczy, którą utoczono wcześniej.
Jakiś czas temu, w marcu 2022 roku zamieściłam opowieść malarki, Jadwigi Pizl o czasach, które spędziła jako dziecko na Syberii. Tak jakoś okrutnie się składa, że ludzie którzy doznali krzywd w dzieciństwie lub wczesnej młodości, także na starość muszą mierzyć się z życiowymi problemami, zamiast odpoczywać i kontemplować piękno natury i drobnych kwiatków wyrastających na ich grządkach ale i na drodze życia. Różnica polega na tym, że na starość niewiele już się ma siły do walki z przeciwnościami losu, a otoczenie jakoś to wyczuwa i z okrucieństwem cechującym ludzkie masy w sprawach codziennych, dokłada swoje cegiełki do ich cierpień. Powstają wówczas opowieści o miłości do dzieci, które nie chcą znać rodziców, o współmałżonkach tychże dzieci, które izolują je od matek i ojców, kiedy tamci zostali już skłonieni do dokonania na ich rzecz darowizny najważniejszych elementów majątku – mieszkań lub domów. W tych życiorysach najgorzej mają samotni, zwłaszcza kobiety.
Kiedyś malarka była przybranym dzieckiem szamanów. Teraz uważa ona, że wie jak rozstać się z tym światem I pisze do mnie list, w którym żegna się właściwie z miłością do tego świata, nie chcąc wykorzystać tego szamańskiego doświadczenia, pomagającego jej w dzieciństwie w walce o przetrwanie z radzieckimi władzami. Mnie, otrzymującej taki list, zwiększa on poczucie niemocy i braku sprawczości. Jako młodsza osoba nie zastanawiałam się nigdy nad sprawami, na które nie mam wpływu, ba, wyśmiewałam swojego męża, który tkwił przed telewizorem i wymyślał rządzącym, podobnie jak obecni rozmówcy “Szkła Kontaktowego” w myśl dawnego przysłowia, że „mówi dziad do obrazu, a obraz do niego ani razu”. Myślę o mojej korespondencji do malarki, pozostającej bez odpowiedzi, wyrzucam sobie, że być może nie użyłam takich słów i argumentów, które wywołałyby lepszy odzew i czuję jej ból nie umiejąc się od niego zdystansować.
W swoich własnych, życiowych sprawach nie jestem skuteczniejsza, a jeśli, to przez przypadek.
Odkąd mam inwalidzki wózek elektryczny, odbyłam kilka wycieczek po osiedlu. Zastanawia mnie, czemu akurat Żabka jest sklepem mało, że nieprzyjaznym osobom niepełnosprawnym, to jeszcze w dodatku ich personel stosuje głupie argumenty na udowodnienie braku sprawczości, a więc, że nie jest w stanie udrożnić przejazdu lub wjazdu do sklepu dla takiej osoby. Miliony przeznaczone na głupie reklamy tej sieci, jeśliby dodano do nich kilkadziesiąt tysięcy na likwidację schodków lub zawalidróg w ich lokalach plus co nieco na szkolenie personelu sklepów z podstawowych zasad kultury przyniosłyby o wiele lepsze efekty, zwłaszcza na takich osiedlach jak moje, zamieszkanych głównie przez pozostałości populacji z czasów PRL. To już trzecia nowootwarta Żabka, z którą mam niedobre doświadczenia. Na drodze między regałami stoi skrzynka, pusta, czekająca na jakieś butelki. Pani, którą proszę o zabranie tej skrzynki, żebym mogła wyjechać ze sklepu, ponieważ jest za ciasno do skrętu wózka, oświadcza mi, że ona nic nie ma do powiedzenia, ponieważ sklep obowiązują pewne standardy i akurat takie skrzynki należą do tych standardów, na które podpisała umowę ze franszynodawcą (???). Miałam mnóstwo emocji, ponieważ zawracając potrąciłam regał i coś tam z niego spadło. Pani patrzyła nieprzyjaźnie i usiłowała mi tłumaczyć, że jej nic zrobić nie wolno, bo skrzynka na butelki musi stać akurat w tym miejscu. Czy w Żabkach zatrudniają wyłącznie takie głupiątka, przepraszam za to określenie, czy to już takie nieszczęście mojego osiedla, na którym są aż trzy takie sklepy, wszystkie nieprzyjazne osobom niepełnosprawnym. Nic dziwnego, że nie widuję ich na ulicach.
Może zbyt emocjonalnie reaguję na to wydarzenie, ale po czterech latach nie wychodzenia z domu, cały świat odbieram bardziej wyraziście i wielu nowych rzeczy jeszcze nie rozumiem… Czy polityka już tak zepsuła społeczną świadomość, że ludzie gadają głupoty nie zastanawiając się zupełnie nad tym co mówią? Czy franszyzobiorcy mają wyłączone myślenie, skoro ich argumenty są, jak dawniej mówiono, jeszcze głupsze niż ustawa przewiduje? Czy może umowę z Żabką pisały równie niedouczone SI, jak konsultantki Play?
Mój syn twierdzi, że bierze się to stąd, że MOGĄ. Jemu, młodemu jeszcze mężczyźnie nikt tak by nie podskoczył jak babci na wózku. I coś w tym jest. Ratunek widzi w jednym: babcie są zbyt pokorne, przepraszają, że żyją, może powinny wymyślić coś, co wymusi na innych szacunek i respekt.
Jeśli ma rację, to oczywiście tygrysia czapka nie wystarcza; producenci inwalidzkich wózków elektrycznych powinni na wyposażeniu ich umieścić jakiś rodzaj paralizatora, a może nawet działka strzelającego mało groźnymi ale bolesnymi pociskami lub śmierdzącą ich zawartością,wzorowaną na broni skunksa.
Ale świat nigdy nie bywa jednoznaczny. Co do mojego poprzedniego felietonu – to Play uznał, że uwierzytelniłam się wystarczająco i zdecydował przenieść mój telefon bez dalszych problemów, zaś pani doktor co drugi dzień wykonuje zabiegi uprzejmie i ze zrozumieniem dla odczuwanego bólu i moich pisków, sama załatwiając z rejestratorkami terminy i godziny więc jednak ta tygrysia czapka nie stanowiła przeszkody w interakcji z otoczeniem, jak już sądziłam.
Wracając do poezji i częstochowskich rymów: Czy powinnam zamienić słowo mówione na słowo deklamowane, koniecznie z częstochowskimi rymami, by stać się bardziej sprawcza, w co wierzą ludzie wychowani na reklamach posługujących się nieznośnym patosem i przesadą opiewając zgoła przyziemne produkty jak np. środki na zatwardzenie? Przesiąkli tę poetyckością wszyscy dookoła. Czytam przed chwilą w gazecie fragment opisujący jakąś demonstrację:
„Stojący na chodnikach mieszkańcy z ukraińską flagą w dłoniach nie potrafili ukryć wzruszenia”. Pytanie zasadnicze: dlaczego akurat mieli ukrywać wzruszenie? Wzruszenie mogą ukrywać wstydzące się panienki przyjmujące zaręczynowy pierścionek od kawalera, z którym do tej pory najwyżej się całowały, a nie uczestnicy demonstracji! Zbitki słowne będące namiastką poetyckości są wygodne, ale bezsensowne i drażniące dla ludzi z wyczuciem języka.