Wieści z samotni 3 – kwarantanna nieustanna

Jak wiele starszych osób z mojego osiedla (zasiedlanego w końcu lat 60-tych i na początku 70-tych) należę do grupy nieszczęśników poddanych przymusowej, nieustannej kwarantannie, nie ze względu na koronawirusa, a z uwagi na słabe możliwości poruszania się. Za moich młodych lat mama mawiała: „złej tańcownicy przeszkadza rąbek u spódnicy”. To prawda, Kiedy idę otwierać drzwi oddzielające odgałęzienie korytarza z moim mieszkaniem od reszty budynku, napotykam na pierwszą trudność. Moją sąsiadką, ciężko chorą odwiedza często syn, przyjeżdżający na rowerze. To dziwne, jak ludzie wrażliwi na ochronę przyrody, są zupełnie niewrażliwi na swoich bliźnich. Korytarz jest dość długi, a ja muszę przejechać go 2 razy (za sprawą pożarników tam z powrotem, by otworzyć i zamknąć drzwi za gościem. Jakiś czas temu wystarczył zamek zatrzaskowy, ale teraz eksperci zażądali zakręcanego paluszkami). Piszę „przejechać”, bo poruszam się z balkonikiem. Otóż syn sąsiadki stawia z uporem maniaka swój rower naprzeciw jej drzwi, zaopatrzonych w dużą wycieraczkę (swoją drogą niepotrzebną zupełnie, bowiem kto przemierzy metry korytarzy, wiele wycieraczek, od wejścia łącznie z wyłożonymi nimi windami, nie ma już śladu błota na butach). Między wycieraczką, a rowerem jest przestrzeń wolna na kilka centymetrów. Chodzący człowiek przejdzie po wycieraczce, balkonik z kółeczkami o średnicy kilka cm nie przejedzie; pchacz musi abo odprowadzić rower w inne miejsce, albo to samo zrobić z wycieraczką. Ręce są zajęte opieraniem się o balkonik (po to on jest), nogą można najwyżej kopnąć cudzą wycieraczkę (o ile danego dnia niezbyt boli i jest mało sztywna). Spotykam czasem owego syna sąsiadki na korytarzu, więc przekazałam mu prośbę, aby stawiał rower nie naprzeciwko wycieraczki. Na to on oświadczył, że oczywiście, już pogotowie zabierające mamę do szpitala miało trudność z przejechaniem obok jego roweru, ale póki co mama jest w szpitalu, a rower dalej sąsiad stawia w tym samym miejscu.

Potem jest już tylko gorzej. Śmietnik z segregowalnią jest pod górkę, a wielkie wrota z trudem dają się pchnąć i zamknąć na klucz. Wśród kwarantannowiczów i kwarantannowiczek panuje przekonanie, że  w śmietniku umieszczono kamery mające śledzić kto i jak posegregowane śmieci wyrzuca i odpowiednio karać zwiększonym czynszem. Ponieważ sporo osób nie wychodzi z domu, śmieci wynosi ich rodzina i znajomi, mają więc złudne przekonanie, że kamerzysta nie zidentyfikuje z którego lokalu pochodzą odpadki.

Więc my, potencjalne ofiary śmiertelne koronawirusa, zaopatrzeni w zapasy (co jak co, ale czasy słusznie minione nauczyły nas zdobywać dobra wszelakie), cieszymy się, że nie jesteśmy narażeni na zarazę i poszukujemy dobrych stron naszej sytuacji.

Ja na przykład wróżę dobry trend dla czytelnictwa. Mimo że z nieznanych mi względów ubolewa się nad osobami poddanymi kwarantannie w szpitalach zakaźnych, które rzekomo nie mogą mieć książek ani laptopów (ale ogłasza się wszem i wobec, że wirus żyje na przedmiotach najwyżej kilkadziesiąt godzin) wierzę, że książka papierowa ma przyszłość, łatwiej się jej pozbyć po przeczytaniu niż laptopa na przykład. Dobry trend dla czytelnictwa wynikać będzie pewnie także z tego faktu iż przeczytawszy z 10 książek Radosława Mroza albo Blanki Lipińskiej może ktoś zechce sięgnąć do Olgi Tokarczuk, która nie pisze wszystkiego jak się mawiało dawniej „na jedno kopyto”’ Wypożyczalnie pełne są Noblistów od Stanisława Reymonta począwszy.

W ślad zaś za poszukiwaniem dobrych książek może poprawią się notowania recenzentów, osób, których stać na więcej niż ogłaszanie z kilkoma wykrzyknikami, iż oto ukazał się nowy bestseller.

W czasach mojej młodości mieliśmy dwóch literackich Noblistów – Henryka Sienkiewicza i Stanisława Reymonta. Ten drugi wydawał mi się okropnym nudziarzem, kiedy więc mój dziadek, Benedykt Jacórzyński ( piszę o nim w cyklu „Z szuflad starego biurka”) pokazał mi swoje dzieło pt. „Ludzie polni”, uznałam, że jest to literacka dziesiąta woda po kisielu. Moją uwagę, świeżo upieczonej studentki polonistyki przyciągali modni wówczas skandalizujący pisarze zagraniczni, a w szczególności Sartre i jego małżonka, Simone de Beauvoir, autorka „Mandarynów”, powieści opisującej świat francuskich intelektualistów i związków ich łączących, tak odległy od polskiej siermiężności rodem z Reymonta i wiejskiej moralności, pozbawionej niuansów damsko-męskich, dostępnych dopiero w obecnej Polsce młodym za sprawą serwisów randkowych. Nie mogę także zapomnieć, że moja pierwsza powieść, uznana za dzieło nieudane, podpadła krytykom także z powodu, iż główna bohaterka, sekretarka nieszczęśliwie zakochana w szefie-intelektualiście, w odruchu rozpaczy poddaje się samopieszczotom (bez opisów takowych, jedynie w postaci jednego zdania wydanego sobie przez bohaterkę polecenia), co uznano za niedopuszczalne w ambitnej literaturze. Ów krytyk zresztą, w czasie uroczystości mojego 70-lecia z podziwem stwierdził, że wykroczyłam poza dopuszczalną ówczesną moralność, co świadczy iż owo zdanie tkwiło w jego pamięci przez 30 kolejnych lat, co dziś uważam za swój ogromny sukces literacki.

Ale wracam do „Ludzi polnych”. Dziś oczywiście inaczej czytam książkę mojego dziadka. Skanuję kilkaset stronic opisu życia wsi dwudziestolecia międzywojennego i na coś innego zwracam uwagę. Świat ten jawi mi się bynajmniej nie jako sielanka z problemami dawno zapomnianymi (jak posag i opinia wiejskiej dziewczyny tudzież sprawy majątkowe na wsi). Mimo to stateczny, powolny rozwój akcji, długie dialogi bohaterów tak bardzo odbiegają od dzisiejszego życia, jego tempa, że odczuwam to jako kojące.

Przy okazji:  Otrzymałam tomik wierszy Stefana Bardczaka „Wołyń bogaty” i zauroczył mnie jeden z wierszy pt. „Kostopol”. – Jest to miasteczko powiatowe okolic wsi urodzenia mojego zmarłego męża. A oto fragment, który oddaje ten nastrój:

„U fury, co się przez ulice wlecze

u dyszla i uprzęży

wiesza się nuda i siada koniowi na grzbiecie…”

Nie wiem jednak jak długo przyjdzie mi się cieszyć ową nieustanną kwarantanną, bowiem jak słusznie, choć nielitościwie zauważył pewien rozpolitykowany nonszalancki profesor – wirus zapewne zmieni strukturę demograficzną kraju.