Myślenie a myślactwo

Wojciech Eichelberger w swoim artykule http://stressfree.pl/myslenie-a-myslactwo-o-roznicach-wojciech-eichelberger/

napisał:

Myślenie to uporządkowany proces uruchamiany pytaniem czy wątpliwością, prowadzący do rozwiązania. Rozwiązanie kończy myślenie na dany temat. Myślactwo jest bezładną, samoistną, bezcelową gonitwą myśli. Można je porównać do spamu, który zawala nam skrzynkę mailową. Kradnie czas i energię, których i tak za mało mamy na sprawy naprawdę ważne.”

Przerażają mnie takie refleksje. Mam jeszcze w pamięci zarzuty moich rodziców (dziś oni też nazwaliby to myślactwem), że „myślisz o niebieskich migdałach”, co oznaczało bezproduktywne rozważania na tematy oderwane od codziennego życia i stałych obowiązków, jak odrabianie lekcji, przynoszenie węgla z piwnicy i wysłuchiwania bez sprzeciwów czy dyskusji tego, co mają do powiedzenia starsi na temat mojego wyglądu, wad charakteru i głupich pytań, jakie zadawałam. Wieki całe minęły od tamtego czasu, a mnie jest właśnie żal tych nieskrępowanych wypraw moich myśli w światy odległe od codzienności. Znacznie, znacznie później okazało się, że pewne spostrzeżenia, poczynione wówczas, gdy leżałam na tapczanie i gapiłam się w sufit, jak najbardziej przydają się w życiu codziennym: pomagają zreperować to i tamto w samochodzie Syrena, gdy brak części zamiennych, a samochód stanie na drodze; przydają się nawet do pisania prac z teorii ryzyka na wyższej uczelni, gdy nie zna się języka, aby przetłumaczyć teksty specjalistów, a na pewno do tłumaczenia się ze swoich działań urzędnikom i podejmowania polemik na FB.

Dziś chętnie powróciłabym do nieskrępowanego niczym myślactwa, cóż niestety, już nie potrafię bez szybkiego powrotu i korzenienia się w realiach, a oduczyli mnie ludzie tacy, jak moi rodzice i psycholog, Wojciech Eichelberger.

Trzonem ich rozumowania (nie zawsze wypowiedzianym) jest założenie, że wszystko musi przynosić pożytek i to bardzo doraźny. Z myślactwa, na bieżącą chwilę nie wynika nic pożytecznego, należy więc go zwalczać. Walczenie z gonitwą myśli może ułatwić na przykład medytacja i dlatego powszechnie jest polecana jako antidotum na wszystko, a w dodatku lek uspokajający umysł i ciało. Nie mam tu nic przeciwko medytacji, pokój z nią, ale nie uważam też gonitwy myśli za coś, co należy zwalczać (zwłaszcza, że nigdy nie udało mi się medytować. Takie to moje skrzywienie umysłowe, niestety).

Ja widzę tu pewną analogię do gospodarskiego lasu i puszczy, która się zapuszcza i rozpuszcza. Znany psycholog WE, niczym obecny minister środowiska, nomen omen pan Szyszko (szyszka spadnie i już po niej), widzi same pożytki w tym zbiorze drzew i pętających się między nimi ożywionych organizmów rozmaitych gatunków, niektórych stosownych do odstrzału i przetworzenia, które należy zagospodarować; w świecie poza nim rośnie jednak w siłę stanowisko mówiące o wartościach naturalnych drzewostanów, a nawet potrafi ich przewagi wyliczyć i uzasadnić.

Skoro więc naturalnym stanem rozpuszczenia umysłu jest gonitwa myśli, należy jej się przyjrzeć i poszukać celowości w fakcie, że wieki tak, a nie inaczej nasz mózg i jego wytwory ukształtowały, a więc także bardziej dalekosiężne korzyści musiały płynąć z owej pogardzanej „gonitwy myśli”. Nie jestem psychologiem, ale odczuwam, że wiele dobrych pomysłów w różnych sprawach pojawia się właśnie znikąd, z takiej pozornie bezcelowej gonitwy myśli. Umysł nie lubi się nudzić; jeśli nie jest zajęty czymś bieżącym, zapuszcza się w rejony odległe i często „mimochodem” w snach lub na jawie naprowadza na konkretne rozwiązania. Jest na to wiele przykładów.

W dalszej części swego wywodu autor zachwyca się umysłem, który działa jak komputer, wydajny, szybki i niezawodny. Nie przychodzi mu to do głowy, że jeśli chodzi o szybkie liczenie i tak z nim nie wygramy. Zaś o inne sprawy… Tu kolejny cytat wg odnośnika z artykułu:

Porządek w głowie i porządek w życiu. Wyobraź sobie swoje życie jako wielką szafę. Przez lata zapełniła się wszystkim, co popadło. Urazy, przekonania, sukcesy i błędy, szczęśliwe chwile i niedobre wspomnienia, wartości, emocje, dobre i złe nawyki – wszystko to wymieszane trzymasz w swojej „szafie”. Latami gromadzisz coraz więcej i więcej. Coraz trudniej w tym bałaganie dostrzec to, co ważne, wartościowe, istotne.”

Ciąg dalszy to już reklama rozmaitych warsztatów dla kobiet za jedne 89 zł za 9 tygodni

A więc wiemy już o co chodzi, To nie jest teoria dla teorii, a dla uzyskania konkretnych korzyści. Tylko tak się jakoś składa, że mężczyźni lubią pouczać kobiety, co dla nich dobre. Podświadomie dyktują im i wdrukowują pewne najświętsze prawdy, a wśród nich tę WIADOMO ŻE PROCHU NIE WYMYŚLISZ; POSTARAJ SIĘ WIĘC BYĆ GOSPODARNĄ I MIŁĄ DLA OTOCZENIA, A ZOSTANIESZ NAGRODZONA SPOKOJEM I OPTYMIZMEM I RODZINIE BĘDZIE Z TOBĄ LEPIEJ.

Nie zgadzam się z tymi poglądami w ogóle i w szczegółach. Skąd ktoś ma wiedzę, że ja, albo jakiś dzieciak z nieważnej społecznie rodziny, nudząc się nie wpadnie na coś, co po latach zaowocuje teorią natury czasu, z tego tylko powodu, że tarcza zegara skojarzyła się mu z komarem, który na niej usiadł? Jeśli teoria dzieciaka nie przebije się do światowej myśli filozoficznej, to tylko wskutek działań polityków i takich psychopożalsię psychologów ekspertów, porównujących ludzki umysł do starej szafy mojej mamy albo maszyny liczącej (co z tego, że najnowszej generacji?).

Ja będę jednak nieprawomyślna i zawołam szyderczo : Precz z człowiekiem, skoro komputery wszystko robią lepiej! Jak najszybciej wytępić myślaków i nieporadne płody ich umysłów, jak książki, obrazy, muzyka, ulotne skojarzenia, myślowe ścieżki i takie tam badziewie! Zakazać myślactwa, wychować nowe pokolenia pozbawione takich myślaczych odchyłek! Jednakowoż, na co zwracam uwagę, także psychologia nie jest nauką ścisłą, więc precz z nią i z panem WE! Zastąpmy ją powszechną znajomością Tarota i astrologii — nic na tym naukowość wywodów nie ucierpi, a przetasują się polityczne wpływy. I myślaczo skończmy już ten temat! Za dużo czasu mu poświęciliśmy.

Wasza myślaczka