W powietrzu wisi starość

Pewna kobieta na FB podzieliła się swoimi wrażeniami. Napisała tak:

         Jestem w Krynicy Morskiej. Dziś to kurort starych ludzi. Starzy ludzie, stare przyzwyczajenia; nylonowe skarpetki na plaży. Zwiędłe stare ciała osłonięte białymi biustonoszami. Męskie nogi w białych skarpetkach i plastykowych klapkach lub sandałach. Nie wiem czy przyjadę tutaj we wrześniu. W powietrzu wisi starość. Wystarczy że jest we mnie.

Zagotowałam się wewnątrz i odpisałam jej z pozycji samozwańczego autorytetu i całkowitego braku zrozumienia — czego dziś się wstydzę:

         Nie walcz, może spróbuj w tym dostrzec piękno. Polecam portal Niezła Sztuka, http://niezlasztuka.net/a w nim ostatnio publikowane malarstwo Chaima Soutine, odnajdujące piękno w deformacji (niekoniecznie starości). Na plażę w Krynicy Morskiej i gdzie indziej spróbuj spojrzeć jak człowiek wykształcony, koneser życia, a nie paniusia w poczekalni u dentysty.

Oczywiście nie dlatego, żebym współczuła tej kobiecie faktu, że za swoje pieniądze nie dość że musi siebie oglądać codziennie w lustrze (wszak napisała, że starość jest w niej), ale jeszcze w dodatku nieestetycznych plażowiczów w niemodnych rekwizytach i kostiumach. Nie, tak daleko moja tolerancja nie sięga. Jednak nie obwiniałabym jej tak stanowczo, podejrzewając bywalczynię kolejek u dentysty lub fryzjera (a może lekarza) ani nie kierowałabym jej uwagi na strony poświęcone sztuce. Ona też jest skażona podobnym widzeniem świata, choć prawdopodobnie nieświadomie. Na jednego czy dwóch artystów, dla których deformacje ani starość nie jest problemem, są setki innych, dla których piękność jest czymś uładzonym, wycyzelowanym i estetycznie ściśle związanym z określoną konwencją. Co prawda od artysty oczekujemy raczej wyzwolenia się od konwencji, ale (przynajmniej w Polsce) tylko poruszanie się w jej ramach przynosi popularność i pieniądze. Przykładem grafiki i fotografie z pierwszej lepszej strony, np.http://www.bleaq.com/

Widzę na nich w większości stylizowane ślicznotki, buzie nie skażone emocją ani myślą, nawet takie, po których twarzach spływa krew, czy wiją się w objęciach kościotrupów albo naznaczone są bliznami. Takież są i twarze ich partnerów. Zdaje się że odbywają modowe sesje, w czasie których najważniejsza jest dekoracyjność, a oryginalność sprowadza się do przesunięcia lub zmodyfikowania jakiegoś detalu. Jeżeli coś jest aktualnie modne to musi być takie samo tylko bardziej. Buty na grubych koturnach stają się coraz wyższe na przykład.

studio-gerard-09 studio-gerard-03

jinnn-07

jinnn-04

jinnn-16

magdalena-korzeniewska-06

Kobieta – twórca wychowana w takiej estetyce będzie ją powielała i udostępniała swojej widowni. Co więcej – jej myśli nie opuszczą już tej konwencji pozwalając jedynie na warianty i deformacje w określonych ściśle granicach. Podobnie wygląda i literatura. Są powieści tzw. „kobiece”, jest literatura poważna, „męska”. Nie ma nic pomiędzy. Prawdziwy świat nie jest męski ani kobiecy, zabawny ani poważny; na co dzień nie ma trupów i zbrodni, choć jest okrucieństwo. Zatem dlaczego sądzi się, że pięć trupów w powieści kryminalnej, to nic strasznego, ale prawdziwe życie z jego manipulacjami, poniżeniem, nękaniem i przymusem, rozterkami daleko wykraczającymi poza stereotypy (ale bez gangsterów i trupów), to okropieństwo nie do przyjęcia w literaturze? Czy dlatego, że wymyka się konwencjom? Owszem oglądamy z wypiekami na twarzy w telewizji reportaż o bezdomnych, których pewien rolnik więził i bił łańcuchem odpiętym od obroży gospodarskiego psa, ale los rodziny takiego rolnika, przedstawiony w powieści raczej zniesmaczy (chyba że rzeczony rolnik dręczy psa albo konia, a ratuje zwierzęta jego wrażliwa córka). Konwencja reportażu albo newsa pozwala na rozkładanie na czynniki pierwsze takiej szokującej historii, ale literacka już nie. Jakiś czas temu telewizja ze szczegółami opisywała los biednego chłopaka, którego pracodawca wywiózł dokądś, obcinał mu palce jeden po drugim, a potem żywcem zakopał w ziemi. Nie wyobrażam sobie powieści obyczajowej, a już zwłaszcza „kobiecej” z takim motywem literackim, nawet w tle.

Na fali takiego konwencjonalnego oglądu świata bohater/bohaterka powieści musi być piękny/a i młody/a; ubrany/a w strój wg najnowszych trendów mody. Niedoczekanie jej albo jemu, jeśli ma zmarszczki, nadwagę, nosi biały biustonosz nie kryjący obwisłości piersi, białe nylonowe skarpetki do plastykowych klapek. Osoba o takim wyglądzie nadaje się jedynie na uwspółcześnioną wersję pani Dulskiej, lub biedną, schorowaną kobiecinę bez środków do życia.

Ja sama poddaję się tej konwencji i czuję się nieswojo, gdy na jakiejś fotografii źle układają się moje włosy na wietrze, kiecka z jednej strony jest dłuższa niż z drugiej, tudzież pięty wystają z klapek, a za to dowodnie widać żenującą nadwagę. Gdybyż jeszcze moje czoło pokrywały zmarszczki myślącej starej duszy, tymczasem one, paskudne piętna starości, uwidaczniają podbródek i szyję zwisającą jak podgardle u zmokłej kury. Ostatnio pewien profesor ortopeda oświadczył mi, że „nawet pani piękna letnia suknia nie ukryje, że jest pani zbyt obszerna”, litościwie dodając, że jest to także jego problemem. Najwidoczniej był to jednak mniejszy problem, ponieważ on siedział w białym fartuchu o rozmiarze jego autorytetu, a ja naprzeciw niego oczekując wyroku, a nie na odwrót.

Cóż więc mam powiedzieć, gdy przyjdzie mi fantazja pójść na plażę i co gorsza, rozebrać się – nawet do kolorowego jednoczęściowego kostiumu, a nie białego biustonosza i halki! Już widzę się oczami przechodzącej, nie całkiem jeszcze starej kobiety, dla której mój widok jest odrażający, ucieleśniając wszelkie jej obawy przed starością, a moja wyobraźnia widzi już wszystkich mijających mnie jako stado nieżyczliwych oglądaczy? Na szczęście nie lubię i nigdy nie lubiłam plaż.

Czy dawni malarze też tak przestrzegali zasad aktualnej mody? Bynajmniej. Kobiety na obrazach impresjonistów, ekspresjonistów, nie mówiąc już o późniejszych eksperymentach twórczych, nigdy nie miały za zadanie ukazywanie szczegółów obowiązującej konwencji, nieraz łamały je, choć może w mniejszym stopniu, niż portrety mężczyzn. Ale od czasu, gdy w sztuce przestało się liczyć podobieństwo, zastąpione przez dekoracyjność, podobającą się większej rzeszy ludzi, wszystko poszło w złą stronę. Jak w ekonomii gorszy pieniądz wypiera lepszy, tak w sztuce moda wypiera oryginalność.

Mówi się, że panuje dziś kult młodości i że on wyeliminował obrazy tego, co nieładne i stare. Ale nie sądzę, że to jest to. Miedzy nami, a rzeczywistością wyrastają coraz większe mury, w postaci na przykład powszechnej dostępności obrazu, którego zmanipulowanie łatwo ukryć (owe słynne poprawki figury modelek w komputerowych programach graficznych) wszechobecne do tego stopnia, aż zdaje się nam, że mamy pełnię władzy nad swoim losem i swoim wyglądem. Skoro tak, to kobieta po prostu może „zapuścić się” i nie wyglądać jak modelka, a swoim widokiem psuć plażę, na którą się właśnie wybraliśmy podziwiać bezkres morza. Jest on niczym wartościowym bez konwencjonalnie pięknej modelki w tle. Bez niej nie uwierzymy w deklarowane przez kogoś piękno.