Rozważania, wieści i dywagacje z prawego boku i lewej półkuli (2)

Stereotypowo, rodzinnie i racjonalnie 

Czuję się winna, że nagle lekkość wyparowała z moich tekstów, wywiana jakimiś podmuchami realiów, chociaż nie pojawiły się one ni stąd ni zowąd, ale za pośrednictwem telewizji, prasy i ludzkich opinii. Zbliża się czerń lub to, co można nazwać szkwałem, wichurą nawałnicą – z dziurą powietrza przed nami. Wyczuwalna zapachem i dotykiem. 

 W rodzinach bywa tak, że zalążkiem ostrych dyskusji (łagodnie mówiąc) mogą stać się rzeczy drugorzędne lub trzeciorzędne, zazwyczaj nie warte konfliktów, najczęściej związane z polityką. Jakkolwiek jednostkowo, zwyczajny człowiek nie ma żadnego wpływu na bieg wydarzeń, angażuje w ich ocenę nadspodziewanie wiele emocji. Czasami używa w dyskusjach takich argumentów, które stawiają przeciwnika pod ścianą i nie ma on już wobec ich siły nic do powiedzenia, choć wszystko się w nim buntuje.

Jednym z takich argumentów bywa przywołanie osobie takiej jak ja, nie wychodzącej już z domu, niepodważalnej prawdy, że nic wie, ponieważ żyj w zamkniętej bańce (to najmodniejsze ostatnio powiedzenie oceniające ludzki stan świadomości) i nie widzi życia na zewnątrz. Słuszne, oczywiste i niezaprzeczalne. Nie wychodzę z domu, nie rozmawiam z obcymi mi ludźmi poza kilkoma bliskimi, a więc nic nie wiem o życiu na zewnątrz mojego bąbla. 

Zastanowiwszy się jednak bliżej stwierdzam, że ci wszyscy, którzy chodzą chodnikiem pod moim balkonem, ci którzy jeżdżą tramwajami i autobusami, ci którzy chodzą do pracy i plotkują przy parzeniu kawy, w niektórych sprawach żyją w takiej samej bańce jak ja, czasem nawet szczelniejszej. Pierwszy przykład z brzegu: Wszyscy oglądamy te same wiadomości z różnych stacji telewizyjnych, czytamy kilka różnych gazet, surfujemy w sieci, i nasze źródła wiadomości o rzeczach istotnych, dziejących się w polityce, są mniej więcej jednakowe. Jeżeli staramy się czerpać swoją wiedzę z różnych źródeł, tej i tamtej opcji, wiemy mniej więcej większość tego, co jest w ogóle dostępne możliwościom zwykłego człowieka.To już nie czasy mojej mamy, która umierając w podobnej sytuacji jak ja, miała jako źródło wiedzy tylko radio.

Ponadto moje doświadczenie życiowe mówi mi o tym, że wiele spraw nie pojawia się na forum publicznym i do wielu zwykły człowiek nie ma dostępu. Nie wiemy nic o informacjach dostarczanych rządom przez wywiad, nie wiemy o trzymanych w ścisłej tajemnicy zamiarach polityków i tylko czasem coś z domysłów do nas dociera, zazwyczaj wtedy, gdy osoby istotne w danych sprawach są mało dyskretne lub zgoła głupawe. Ale na to nigdy nie można liczyć. 

Nasze polskie życie w oczach telewizji prasy i mediów w 95% wiąże się z polityką, ale traktowaną bardzo trywialnie, mianowicie co kto powiedział, kto mu odpowiedział, kto się oburzył, a kto go poparł. Pozostałe 5% to różne michałki, jakieś wypadki samochodowe, jedno lub dwa morderstwa tygodniowo, jedno dziecko potrzebujące zbiórki pieniężnej na lekarstwa, od czasu do czasu na okrasę wywiad z kimś znanym ale raczej kontrowersyjnym. Inne tematy rzadko przebijają się do publicznej świadomości.

 Tymczasem wszystkie ważne wydarzenia polityczne pojawiały się ni stąd ni zowąd niespodziewanie i nieprzewidzianie; potrafiły one przeorać całe ludzkie życie, chociaż większość się niczego takiego nie oczekiwała. Dlatego też sugerowanie, że ktoś przebywający w swoim mieszkaniu, we współczesnym czasie dysponując telewizorem, internetowymi wydaniami gazet i tygodników oraz dostępem do sieci nie ma pełnej możliwości zdobycia takich informacji, które mają inne osoby, jest zwyczajnie powoływaniem się na rzekomą własną przewagę w zdolnościach życiowych przewidywań. Dlatego argument że akurat ja nie mam w tych sprawach nic do powiedzenia, ponieważ nie wychodzę z domu, nie jest argumentem, nie tylko niesłusznym, ale i w jakimś sensie użytym w złej wierze.

Tymczasem to ja mam przewagę nad młodszymi ode mnie, ponieważ w moim życiu zachodziło wiele sytuacji niespodziewanych i nadzwyczajnych, których symptomów wówczas nie potrafiłam rozpoznać. Zdaje mi się chwilami, że czasy dawniej były bardziej okrutne, i że ludzie przyzwyczajali się do nich znacznym stopniu, dlatego podnosiliśmy się szybciej i większe znaczenie miało odpowiednio wczesne przygotowanie się.  Dzisiaj już podobne zagrożenia wyczuwam, jak pies w parku zakopane zwłoki. Znam zresztą historię i wiem, co mogło wyniknąć z różnych z pozoru drobnych wydarzeń na odległych nawet krańcach świata. Jakiś cios nożem, jakaś katastrofa samolotu lub helikoptera, a czasem wystarczy nawet buńczuczne przemówienie wygłoszone w odpowiednim miejscu i czasie.

Ale problem jest szerszy. Dotyczy on w ogóle traktowania starszych ludzi i ich doświadczeń. Podobnie jak stan intelektu młodszych tak i stan starszych nie jest jednakowy. Nie można jednak uznawać, że każdy starszy człowiek nie ma zielonego pojęcia o współczesności, ponieważ żył i dojrzewał w czasach, gdy nie było tego i tamtego, które to przedmioty, a raczej gadżety i możliwości, wydają się niezbędne dla nabycia znajomości świata. Ich wartość jest przeceniana, podobnie jak niedoceniana wartość intuicji, doświadczeń i woli zrozumienia czy poznania.

Stąd już krok do pomniejszania roli ludzi starych, których długoletnie zużycie  powoduje czasem (ale nie zawsze) oczywiste błędy w rozumowaniu i myśleniu, to jest działaniu mózgów i ciał, ale rekompensowanych przez inne możliwości. Nie bierze się pod uwagę, że starszy człowiek, podobnie jak młodszy i właściwie każdy inny, jest indywidualnością z określonym zasobem zdolności, intelektu, umiejętności przewidywania i kojarzenia faktów.

W poprzednim odcinku pisałam o tym, że ludzie często zadają pytania, które są oczywiście niedostosowane do sytuacji zapytywanego i o rozważaniach, z czego to wynika: z umysłowego lenistwa, czy też słuchania wyłącznie siebie i traktowania rozmówcy podobnie do lustra w łazience.

Bywa też chyba i inna przyczyna. Jest nią przyzwyczajenie do myślenia stereotypami. Jesień – kiedyś chodziliśmy na grzyby, nie wybierasz się w tym roku przypadkiem? Ktoś kończy 80 lat – pewnie urządza z tej okazji przyjęcie, podobnie jak robił to z okazji siedemdziesięciolecia, sześćdziesięciolecia, pięćdziesięciolecia itp. Nawet rodzinne dyskusje na tematy polityczne zazwyczaj operują stereotypami, poglądami już wyrażonymi wcześniej przez kogoś, opisanymi, przeżutymi i wydawać by się mogło, że nie ma nic nudniejszego niż wypowiadanie narzuconych przez innych opinii, zdań takich, które wypowiadają wszyscy, w których nie ma ziarna oryginalności i własnej refleksji. Skąd się więc biorą emocje w takich dyskusjach? ¶

Czasami wydaje mi się, że jesteśmy marionetkami odgrywającymi role i że role te satysfakcjonują nas ponieważ pozwalają być elokwentnymi, zwalniając jednocześnie z obowiązku myślenia. Osoby starsze, mieszkające samotnie i mające niewiele kontaktów z otoczeniem czasami zapominają wręcz mówić i gdy trafi się okazja do rozmowy, w razie wypowiadania nieprzygotowanego z góry tekstu, jąkają się, i wstydzą chropowatości wypowiedzi. Co innego, gdy mogą wystrzelić z frazą o grzybach, uroczystościach, wizytach u lekarza, czyli tematach, na które wypowiadano się wielokrotnie dawno temu. Wystarczy po prostu powtórzyć to, co sam język podsuwa…

A podobne przeoczenia zdarzają się dzieciom, może nawet znacznie częściej. Opowiadałam kiedyś pełnoletniej dziewczynie, o tym, jak obejrzałam pierwszy program telewizyjny u koleżanki w mieszkaniu, wśród kilkunastu osób, na ekranie wielkości pocztówki i że program ten był jedynym dostępnym w wymiarze kilku godzin dziennie, A ona wtedy spytała, dlaczego nie oglądaliśmy go w komputerach. I nie dziwi mnie więc, że pewna polityczką pomyliła czasy ludzi pierwotnych z czasami dinozaurów. One obie myślały stereotypami – w tym przypadku z książek do historii, tylko daty im się pomyliły. 

Daty są tylko sztuczną konstrukcją i wykorzystanie ich musi być świadome i niezbędne. Czas nie daje się sklejać lub oddzielać według upodobań. Stereotypy wówczas zgrzytają.