Rozważania, wieści i dywagacje z prawego boku i lewej półkuli (1)

Lata na karku

Czytam artykuł w kwartalniku “Newsweek Psychologia” o cechach rozmaitych grup wiekowych. Mam tu dość obszerne  omówienie ludzi po czterdziestce, pięćdziesiątce, sześćdziesiątce i zaledwie pół stroniczki o ludziach po siedemdziesiątce, nic o starszych.. 

Zalecenia dla siedemdziesięciolatków są tego rodzaju, jakiego może udzielić trzpiotowata nastolatka – ograniczają się do jednego: dbać o to, żeby mieć wokół siebie jak najwięcej przyjaciół. Może wyobraża ona sobie, że byłoby nam lepiej, gdybyśmy więcej tańczyły i romansowały. Zabawne, że doradzają nam coś, z czym mamy jako cała grupa wiekowa trudności, jako zależne  nie tylko od naszych chęci i starań. Oczywiście nikt nie zajmuje się strukturalnymi przyczynami tego, że ludzie starsi mają ograniczony zasięg przyjaznego otoczenia. Napiszę więc o tym ja. 

Wielu starszych ludzi zastanawia się nad tym dlaczego i co się stało, że nagle grono ich licznych przyjaciół ograniczyło się do kilku osób, w najlepszym wypadku. Część z nich wini siebie za to, uważając że to ich starcza osobowość jest odpowiedzialna za to, że są mniej pożądanymi znajomymi. Nawet we wspomnianych artykułach podkreślono, że ludzie po siedemdziesiątce utrwalają w sobie wcześniejsze tendencje charakteru, co taka 70-latka rozumie jako skostnienie swojej osobowości sprawiające, że jest mniej pożądaną znajomą i przyjaciółką.

Nieprawda, nieprawda i jeszcze raz nieprawda. Przyczyna tego zjawiska jest znacznie szersza, związana z odbiorem starości w społeczeństwie, zwłaszcza naszym. W dziale „Pychologia” Newsweeka wypowiadają się większości młode osoby (jak można domniemywać z załączonych fotografii) i raczej nie mają one zielonego pojęcia o problemach i dylematach 70-latków poza drobnymi wzmiankami w lekturach obowiązkowych studenta czy świeżo upieczonego psychologa. Z przyjemnością przeczytałabym na ten temat artykuł osoby mocno dojrzałej, mającej pojęcie o tym o czym młodzież wypowiada się tak arbitralnie.

Wracając do przyczyn ograniczenia społecznego kręgu osób starszych. Społeczeństwo definiuje osoby młode i bardzo młode na podstawie wyglądu, dzieląc je na mniej lub więcej atrakcyjne. Ludzi w średnim wieku definiuje się w odniesieniu do ich pozycji zawodowej i osobistej, są więc dobrze ustawieni lub w gorszym położeniu. Ludzi starszych i niepełnosprawnych  definiuje się najczęściej łącznie, jako jednorodną grupę tych, na których z różnych powodów musimy uważać i o których się troszczyć, chociaż tak prywatnie biorąc, nie jest to dla nas zbyt wygodne. Samo myślenie o osobach starszych należy zaliczyć do zasług i w związku z tym resztę można sobie odpuścić. O czym zresztą można rozmawiać ze starszym człowiekiem? Trzeba do niego głośno mówić, bo pewnie jest głuchy, namawiać do jedzenia, bo pewnie nie ma apetytu, w pandemii zrobić zakupy i pomóc wynieść śmieci. Nie są partnerami w żadnym wypadku i w żadnej sprawie. 

Na mojej grupie osiedlowej Facebooka pewna pani zaproponowała, żeby stworzyć podgrupy dla mieszkańców poszczególnych bloków, którzy mogą mieć problemy związane tylko z ich mieszkaniami, np. brakiem ogrzewania, wody i innymi sprawami, w których łatwiej się kontaktować z osobami mieszkającymi w pobliżu, gdy można wyjść w kapciach na inne piętro i zadzwonić do drzwi. Na tę propozycję odpowiedziano z oburzeniem, że pomysł jest bez sensu, ponieważ na naszym osiedlu większość mieszkańców jest ludźmi  starszymi (zasiedlenie bloków nastąpiło w latach siedemdziesiątych, a więc mieszkańcy mają około siedemdziesiątki, a ludzie ci nic nie wiedzą na niczym się nie znają i nie ma z nimi w ogóle żadnych wspólnych tematów. Nie wytrzymałam i lekko złośliwie rozprawiłam się z tym wpisem informując, że większość anonsów dotyczy poszukiwania za darmo jakichś rzeczy, a nadmiarem rzeczy przeważnie dysponują osoby starsze i długo mieszkające w jednym miejscu; autor wpisu należy pewnie do tych, którzy zapewne nie przebierają w darczyńcach pod względem ich wieku i przyjmą poszukiwano rzecz od każdego, kto będzie ją miał i chciał bezpłatnie podarować. Nawet staruszka/ki.

Polubiło mój spis kilkadziesiąt osób, ale nie utworzono podgrup dla danych bloków, bowiem ten jeden wpis obrzydził zdecydowanie pomysł kontaktowania się z osobami starszymi. Najzabawniejsze, że większość z tych osób należała do kategorii 60 +, a jednak potrafiła obcować z Facebookiem. Pewnie też dałoby się z nimi porozmawiać o wielu innych rzeczach, gdyby młodzi ludzie nie przywoływali ich do porządku i zachowywania się, jak staruszka przystało i gdyby rzeczony Facebook nie zaliczał ich do pewnej bańki, której udostępnia się określone dla wieku, stosowne treści. Mam znajomych, którzy nie zdefiniowali swojej płci i widzę, jak Facebook gimnastykuje się, żeby opracować i udostępnić ich wpisy, co czasami wychodzi bardzo śmiesznie. Często wpisy tych znajomych wręcz pomija, udostępniając co któryś z kolei. Podobnie zresztą wygląda polityka publikowania tak zwanych najtrafniejszych komentarzy, zamiast wszystkich, jeśli komuś ten wybór trafności nie budzi zaufania. 

Na tym miałam skończyć ale życie dopisało nowe zagadnienie do rozważenia.

Pewien mój znajomy zadał mi pytanie: czy wybierasz się na uroczystość 80-lecia naszej koleżanki? Zadał mi je i zanim zdążyłam odpowiedzieć, podzielił się swoim doświadczeniem z inną naszą koleżanką, która zadała mu pytanie: Czy wybierasz się na grzyby? Wszyscy troje zbliżamy się, lub lekko przekroczyliśmy siedemdziesiąty dziewiąty rok życia i wszyscy troje mamy kłopot z chodzeniem; ja już właściwie leżę, A czas pobytu w innej pozycji liczę w minutach, podobnie zresztą jak mój znajomy. W związku z tym pytania o wybieranie się gdziekolwiek: na imieniny, grzyby, czy jeszcze gdzieś, jest pytaniem albo głupim albo niestosownym. 

Rzeczywiste pytanie mojego znajomego brzmiało więc tak: dlaczego takie pytania sobie zadajemy? 

Pyta mnie także ktoś bardzo dobrze mnie znający: czemu nie pójdziesz z tym do okulisty? To – to jest wielki ropny burchel, niewiele niżej od obrysu oka. Odpowiadam cierpliwie: wiesz, że nie wychodzę z domu, a okulista nie składa wizyt zdalnie, w naszej przychodni nawet internista ma pełen kalendarz zdalnych wizyt i trzeba dużego szczęścia, żeby się do niego dostać. Tym bardziej okulista, nic nie mogący bez aparatury miedzy sobą, a klientem. nie ruszy się z miejsca. Muszę więc zdać się na rumianek i inne domowe ziółka. Ponieważ jestem wdową, nie mogę użyć najsłynniejszego ludowego sposobu na takie ropnie, to jest pocierania złotą obrączką. U wdów ona nie działa.¶

Skąd takie pytania?

Zamyśliłam się. Ja bym o to nie spytała, ale mogłabym doskonale opisać osobę, która takie pytanie zadała by mnie lub mojemu znajomemu: Jest młodsza i na pewno sprawna, więc nie wiąże naszej niesprawności z konkretnymi faktami. Może to być miłe, jeśli sądzi, że jesteśmy tacy sami, jak lata temu wstecz, może być niemiłe, jeśli jesteśmy wrażliwsi, Czasami  może być drażniące, bo sugeruje, że osoba ta słucha wyłącznie siebie, A do nas gada, żeby po prostu mówić. Jesteśmy jej lustrem albo złudzeniem, że nic się nie zmieniło od czasów, kiedy je posiadała.