Balkonowy dziennik zarazy 1

Rozprzestrzeniły się dzienniki zarazy, jak sama zaraza. Ich pisanie stało się modne, zwłaszcza przez zamkniętych w domach dziennikarzy. Najczęściej to zapis osobistych doświadczeń plus komentarze zachowania i słów polityków. Pan taki czy inny udaje się do sklepu, gdzie widzi niemiłe scenki agresji, wraca do domu, odpala telewizor, w którym także repertuar jest dwoisty – obrazki ku pokrzepieniu serc przeplecione z słowami i zachowaniem polityków, z kwestią wyborów na czele, po czym udaje się do internetu, a tam jeszcze gorzej niż w sklepie.

Próżno szukać  w tych dziennikach opisu istotnych wydarzeń osobistych, rodzinnych zawirowań, świadectw mierzenia się ze stresem i nerwowością. Oczywiście nie ma też burknięć, wzruszenia ramionami i odwiecznego męskiego tekstu : „daj mi wreszcie spokój”. To nieprawda, że wszystko jest cacy, życie wre jak w tyglu, czego świadectwo mam w swoim jedenastopiętrowym bloku w postaci wyzwisk, hałasów, ciskania meblami i trzaskania drzwiami. Mury mojego budynku wręcz pulsują nieukrywaną agresją, dla której kontrastem jest pusta, spokojna ulica, wypełniona kurzem i oślepiającym słońcem, przerywana jedynie szczękiem śmieciarek i k…ami zza otwieranych dla wietrzenia mieszkań okien i balkonów. Także wyzwiskami pulsują rury w łazienkach, gdy odbywa się poranne opróżnianie organizmów ze złogów ubiegłego dnia, a przy okazji i kawałków duszy.

Zdarza się też, że moi rozmówcy i rozmówczynie w ramach utrzymywania kontaktów ze starszymi ludźmi opowiadają nerwowo i hałaśliwie o doznawanych krzywdach. Zawsze bowiem, jak za dawnych dobrych czasów, starsi ludzie służyli za swego rodzaju śmietnik dla młodych, chyba że byli niereformowalnymi odmieńcami o charakterach przysłowiowej Ksantypy.

Ja, poddana nieustannej kwarantannie, nie wychodząca z domu od ponad roku zdążyłam przywyknąć do swojego więzienia. Paradoksalnie, poszerzyło mi się ono o balkon dzięki przedpołudniowemu słońcu. Raz dziennie pokonuję mały schodek prowadzący do mojego ogrodu z wyrastająca miętą, czosnkiem niedźwiedzim i krzaczkami lawendy. Chwytam dobroczynne promienie i staram się posiedzieć tam  przynajmniej kilkanaście minut, dopóki kręgosłup nie zawoła mnie z powrotem na łóżko.

Pewna kobieta żaliła mi się, że „Ty to masz dobrze, możesz wyjść na balkon opalać się, zazdroszczę ci”. Z czasów gdy jeszcze odwiedzałyśmy się wiem, że ma balkon, więc dziwię się, wywołując lawinę dalszych narzekań. Znajoma ta mieszka z matką, a teraz żali się: „Balkon jest w pokoju matki, więc kiedy pomyślę, że gdy będę wychodziła, ona będzie się na mnie gapić, wolę już siedzieć w swoim pokoju.” Nie jest chora ani na kwarantannie, po prostu ma przymusowy tygodniowy urlop. Matka przeszkadza jej jeszcze bardziej niż zwykle. Syn zadzwonił tylko raz i był niemiły. Nawet nie złożył życzeń.

Czasem wieczorami dopada mnie strach, że się zarażę i nie przeżyję, chociaż ktoś mógłby powiedzieć, że takiego życia, jakie prowadzę nie powinno mi być żal. Życie jest dziwną grą, wygrane i przegrane nie wiążą się ze zdroworozsądkową kalkulacją. Tak na przykład ze dwa tygodnie temu przewróciłam się na podłogę, ponieważ załamał się pode mną stołek na kółkach, którego siedzisko przymocowano niedbale kilkoma śrubami, wkręconymi wprost w płytę paździerzową. Po godzinie udało mi się wstać, przy okazji poznając inną geografię mojego mieszkania. Czołgający się człowiek wolałby podłogę brudną, wręcz lepiącą się, inne meble, cięższe, najlepiej przyśrubowane, a poza nimi same futryny, których można uczepić się obiema rękami. Ale gdy wstałam wreszcie, poczułam się jak zdobywca zatykający sztandar swojego państwa na szczycie góry. Dałam radę! No i moi bliscy dzwonią co parę dni, dbają też o zakupy i czystość podłogi.

Dzwonią także niebliscy, aż telefon się grzeje i muszę codziennie  go  ładować. Jeszcze niedawno w poniedziałki o siódmej rano meldował mi raportem, którego nie potrafiłam wyłączyć „twój średni czas przed telefonem w ostatnim tygodniu wynosił 0,7 minuty dziennie i był krótszy od poprzedniego o 0,1 minuty” Wczoraj zameldował mi, że mój średni czas wyniósł 33 minuty z kawałkiem, co w znacznej części zawdzięczam takim znajomym, jak wyżej opisana.

Nie dzwonią niestety osoby, z którymi najbardziej chciałabym porozmawiać (z wyjątkiem jednej). Dzieje się to także z powodu koronawirusa – układy rodzinne skostniały, głupio tak siedzieć w jednym pokoju z żoną, mężem czy dziećmi i nawijać o sprawach własnej duszy, wszak im nic do tego. Nie po to się ma rodzinę, żeby z nią albo przy niej gadać. Łatwiej pokazać rozmówcy na face time wideo swojego kota goniącego muchy na skrawku ogródka, ponarzekać na kolejki przed sklepem, a najłatwiej zrobić wykład z bieżącej polityki i szans na odłożenie wyborów nie zastanawiając się, czy to w ogóle obchodzi rozmówcę.

Zasypiam wieczorem przy telewizorze i śni mi się moja zmarła dawno temu mama śledząca mnie zza uchylonej zasłony, czy aby przypadkiem nie wychodzę na balkon. Bezgłośnie daje mi do zrozumienia, że tam jest niebezpiecznie. Budzę się przestraszona i słyszę w mieszkaniu nade mną uporczywy kaszel. W telewizji właśnie zabiera głos ekspert mówiący, że bardziej szkodliwe jest przebywanie w mieszkaniu połączonym z innymi kanałami wentylacyjnymi, niż na ulicy, w parku, czy w lesie. Robi mi się duszno, więc wychodzę na balkon. Zbieram przy pomocy mojego chwytaka niedopałki papierosów, którymi ktoś obsiał mój balkon, biorę je w palce i wyrzucam. Przypomina mi się, że wczoraj tym chwytakiem podniosłam z ziemi kawałek upuszczonego jabłka. Czuję jak dopada mnie paranoja. Tyle, że nie mogę zadzwonić do nikogo i pożalić się. Żalę się więc wam.

Na szczęście rano już o niczym nie pamiętam, siadam do komputera i poprawek starych tekstów oraz podłączam do ładowarek wszystko, co mam. Jest już nowy dzień.

3 myśli w temacie “Balkonowy dziennik zarazy 1

  1. Brutalne to i niewinne zarazem – uczciwa, przepiękna w swym obrazie uczciwości refleksja nad doczesnością, która to refleksja pod Pani piórem zyskuje wymiar uniwersalny… Kłaniam się z najszczerszym pozdrowieniem i szacunkiem.

    Pani wie, że może do mnie zadzwonić. Zawsze.

Możliwość komentowania jest wyłączona.