Pochwała niepamięci

Składałam ostatnio przez telefon komuś życzenia urodzinowe, z okazji wejścia w czwartą (raczej ostatnią) ćwiartkę i chciałam powiedzieć coś oryginalnego. Wiadomo, zaczynamy zawsze od zdrowia, potem pomyślność, pieniądze, spełnienie marzeń (zakładając, że się je ma, albo są możliwe do spełnienia) itd. Trochę buntowałam się, nie lubię stereotypów, więc opędziłam się życzeniem, że zawsze mu dobrze życzę. Nieważne, co powiem, mam nadzieję, że sam to wyczuwa, choć pewnie formalności są istotne dla otoczenia. Powiedziałam też innemu przyjacielowi, który skarżył się wcześniej na swoją marną pamięć, że to czasem jest niedoceniane dobro, a gdy zażądał dowodów, przedstawiam poniższą tezę (tylko z godzin poprzedzających naszą rozmowę – a dowodów na poparcie jest więcej), która bardzo mi się podoba także z racji swojej nieprzewidywalności:

Święte i niewzruszone przestaje być święte i niewzruszone

W rodzinie miałam opinię takiej, która zawsze wie, gdzie wszystko leży. Synowa potrafiła zadzwonić z działki z pytaniem, gdzie są uszczelki, a ja odpowiadałam z marszu: w budce, na trzeciej półce od góry, w czerwonym koszyczku, w buteleczce po potasie uszczelki hydrauliczne, a od butli gazowej w kuchni, w drugiej szufladzie od góry, najbliższej drzwi, w pudełeczku po żółtych cytrynowych landrynkach.

Na starość wydaje mi się, że miejsca przebywania niektórych przedmiotów nie są właściwe. Wynalazczość starszych ludzi nie ma granic! Stare miejsca albo są nielogiczne, albo jest do nich zbyt utrudniony dostęp. Wobec czego zmieniamy je, a potem, jak to na starość bywa, zapominamy, gdzie przenieśliśmy. Ja zapomniałam czy w ogóle rzecz przeniosłam, czy tylko to rozważałam.

Tak i dzisiaj gdy dostałam mail z Innogy, że wystawiono nowe faktury za prąd, odpaliłam stronę na komputerze, żeby je pobrać. Niestety, wyświetlił mi się napis, że moje oprogramowanie nie pozwala na pobranie tychże faktur i powinnam je unowocześnić (oprogramowanie oczywiście, chodź wolałabym unowocześnić faktury, a w ogóle, zamiast udostępniać na stronie, żeby zechciało się tej, o nieprzyjaźnie brzmiącej nazwie, firmie, wysłać mailem, zamiast tylko łaskawie sygnalizować).

Nie miałam zamiaru unowocześniać swojego stacjonarnego komputera akurat w tej chwili (Stary Word odpowiada mi lepiej do pisania tekstów niż nowoczesne wymysły kierujące mnie w stronę marketingu raczej niż twórczości – także w zakresie słownictwa, podpowiadające reklamowe frazy zamiast oryginalnych przenośni), a chciałam znać termin zapłaty pierwszej z czterech faktur. Przeniosłam się więc na laptop, oprogramowany nowocześniej i mniej przyjaźnie  i tam odkryłam, iż supernowoczesna strona Innogy nie toleruje mojego, zapisanego w pamięci hasła. Podejrzewałam, iż problem wynikł z tego, że nowoczesność, która zagościła w większości oprogramowań, bierze się z faktu, iż ludzi traktuje się jak głupków i w związku z tym poprawia rzekome błędy. Często za błąd uznawane jest moje imię, pisane w adresach mailowych lub hasłach z małej litery. Wystarczy, że durna aktualizacja zaczyna poprawiać kasię na Kasię i hasło można o kant d… potłuc. A lubią od tego zaczynać. Cóż, kiedy haseł jest tak dużo, różne strony wymagają takich czy innych znaków w określonej minimalnej liczbie i stosuję od lat pewien prywatny system selekcji, gdzie duża, czy mała litera jest znacząca.

W każdym razie Innogy wyświetla mi nieprawidłowe hasło i nazwę użytkownika.  Postanowiłam się z nim zmierzyć i poprawiam (ten sam problem od miesięcy) na to samo hasło, tyle że pisane małą literą (tak się uparłam – wszak w ludzkim życiu coś musi być niezmienne, żeby można było dalej go korygować). Załóżmy że dany związek jest trwały, nie można go więc unieważnić; trzeba się dostosować do stanu rzeczy i ssać łapę (gdy pouczano dawniej kogoś, kto czegoś chciał i nie mógł dostać) lub szukać wybiegów.

Moje hasła ustawiam wg, oczywiście, prywatnego klucza. Dla sprawdzenia, czy się nie pomyliłam, sięgam po kartkę z najważniejszymi hasłami. Cóż, nie odnajduję jej w zapamiętanym miejscu, gdzie ongiś zalewałam ją stale poranną kawą. Jeżeli nie znajdę jej, będę musiała zmienić 12 stron moich haseł, a to chwilowo jest dla mnie jak horror w telewizji – płaci się ale nie chce się oglądać. Czyli trzeba albo opracować nowy scenariusz, albo zmienić dostarczyciela telewizji. Pamięć starszej osoby (wchodzącej w 4 ćwiartkę koła) szwankuje, więc nie wiem, gdzie schowałam spis haseł. Wydrukować z komputera nie mogę, bo zabezpieczyłam spis hasłem, a hasło to widnieje jedynie na tej zagubionej kartce. Ot i problem!

Po jakimś czasie szukania odnalazłam spis, oczywiście. A wraz z nimi wydruk z apteki, na środki medyczne na kwotę 733 zł. Przypięłam go do spisu haseł w nadziei, że od czasu do czasu będzie sygnałem, żeby coś w nim sprawdzić. Zawsze kwota wydawała mi się to zbyt duża, a przy okazji protestu matek niepełnosprawnych, usłyszałam gdzieś, że od 3 marca NFZ refunduje 70% wydatków za wyroby medyczne, a nie 30%, jak poprzednio. Usiadłam i zaczęłam przeliczać, choć jak wszystkie babcie, nienawidzę liczyć. System liczenia jest skomplikowany, więc wydrukowałam sobie kilkanaście stron z internetu o liczeniu ulg i poświęciłam godzinę na rozgryzanie skomplikowanego układu (oprócz ulgi na środki są limity kwotowe, a ja nie ograniczam się do środków najtańszych). I co wykryłam?

Moje zapominalstwo, co do spisu haseł Innogy, zaprowadziło mnie do odzysku kwoty ok 300 zł za nieprawidłowe koszty policzenie przez aptekę. Natychmiast zadzwoniłam i złożyłam reklamację.

Niech mi teraz ktoś powie, że starcze zapominanie się nie opłaci!

To był dowód numer jeden. Jest jednak ich więcej. Może napiszę o nich kiedy indziej. Teraz tylko nadmienię, że wolę zanik pamięci, niż bezustanne przypominanie rzeczy nieistotnych, jakichś nazw produktów, nazwisk dziennikarzy telewizyjnych i innych głupot, nie mających dla mnie żadnego osobistego znaczenia, a co przytrafia mi się regularnie w nocy, gdy budzę się nie do końca; mój mózg produkuje takie niepotrzebne, a może nawet szkodliwe wykwity.

Zapominanie uważam za proces naturalny i zdrowy, podobne przypominanie, które opisałam, za przejaw chorobowy. Czuję się jakbym goniła coś, czego i tak nie dogonię.