Pewnemu mojemu, dość kontrowersyjnemu znajomemu, zawdzięczam 6-minutowy filmik „Cała prawda o babciach”. Filmik spotkał się z jego aprobatą, ba, na jego tle snuł dalsze domysły, już dość luźno związane z jego treścią: „Bezpieczeństwo, więź rodzinna i co sobie dajemy? Kontra społeczne naciski i miłość celem irracjonalnym. To z jakich kręgów się wywodzisz? Raz jeszcze społeczna hydra, o której można by napisać tomy książek. Czy infantylnych?”
Jak zwykle ten mój znajomy stawia więcej pytań, niż daje odpowiedzi i pisząc do mnie, nie wchodzi w dalsze interakcje. Moje odpowiedzi na jego korespondencję ignoruje, a ja nieustannie zmagam się z myślą, czy zresetować tę znajomość, czy jeszcze poczekać. Nie lubię twierdzeń jednostronnych, na które odpowiadając, nie uzyskuję możliwości dyskusji, niemniej ta znajomość daje mi wgląd w myślenie osób bardzo odległych od stanu mojego umysłu, a więc inspirujących w pewien sposób. To coś takiego jak dyskusja z pewną bliską mi, już nieżyjącą osobą. Mówisz do kogoś takiego, a on nie odpowiada. Nie raczy? Uważa cię za głupią? Ma cię w nosie? czy może jest źle wychowany po prostu.
Ale wracając do filmu. W oczach jego autora, młodego zapewne człowieka, świat starych kobiet jest zagadkowy, ale i pełen idiotyzmów, nie znajdujących uzasadnienia. Autor jest człowiekiem bardzo dowcipnym, trafnie podchwytującym pewne obserwowane prawidłowości, nie będącym jednak w stanie (albo nie mającym chęci) wniknąć głębiej w zjawiska, które obserwuje i z których szydzi. Jest więc w swojej satyrze powierzchowny i infantylny, podobnie jak pewien nastolatek z angielskiego dowcipu, któremu w prywatnej szkole polecono opisać los biednych ludzi. Chłopiec ten napisał, że pewna rodzina, którą ten znał, była tak biedna, że ich lokaj miał od pięciu lat niezmienianą liberię, kucharka jeździła na targ starym samochodem, a trzy pokojówki świeciły dziurami w pończochach.
Pokrótce więc podsumuję świat babć w oczach autora filmu. Oto ich charakterystyczne cechy:
- spotykają się we własnym gronie prawdopodobnie spiskując i odprawiając dziwaczne obrzędy (jeszcze do nich wrócę) i wymyślając lecznicze mikstury.
- Wstają ze świtem, a ich pobyt w łazience to nieustanna korekta wyglądu i dodawanie pikanterii swojemu wizerunkowi (pierścionki, pachnidła, korale itp) – co niewątpliwie jest bardzo śmieszne w aspekcie ich wieku. Młode dziewczyny w podobnej sytuacji nie są śmieszne – one są ładniejsze, oczywiście.
- Skupienie się na bliskich (wnukach) i nietrafione prezenty. Własnoręcznie dziergane swetry, szale itp. W sumie to śmieszne: aspekt nieuzasadnionej życzliwości i chęci zrobienia przyjemności bliskim przy braku środków finansowych – łącznie niezrozumiałe.
- Polowania na bazarach: moherowe berety, płaskie, tanie buty („kapciuszki zwykłe białe”), niezrozumienie dla gadżetów preferowanych przez wnuczków („nic dobrego z tego nie ma”). Świat wartości babć rozmija się ze zdrowym rozsądkiem wnusiów. Zauważmy jednak, że punkt widzenia jest zgodny z punktem siedzenia – co umyka, zdaje się, autorowi filmu. Babcia na starej emeryturze nie ma zdolności finansowej „młodego boga” wg Prudencialu.
- Dbanie o swoje zdrowie („kufer regeneracji”) jakieś zioła, nalewki, rosołki na ukatrupionych kurczakach zagrodowych (to pod adresem wiejskich babć) tudzież przedmioty dziwacznego kultu, a wśród nich portret Papieża Polaka. Bynajmniej, nie jestem osobą religijną, ale zawsze uważałam i uważam, że kpiny z czegoś, co stanowi dla kogoś największą wartość, zwłaszcza religijną, są w złym guście. Tylko prymitywy wyśmiewają się z cudzej wiary (także innych religii!) i kultu. Tymczasem tu wiara, słuchanie kazania i przekonanie, iż inne osoby powinny je szanować, jest wyśmiane. Górą wnuczek, słuchający w czasie mszy (prawdopodobnie) rapu! On jest racjonalny, babcia śmieszna. Zwłaszcza, że chwali pomnik papieża, który „w telewizji wydawał się wyższy”.
- Posiadanie domowych zwierzątek i przejmowanie się ich egzystencją, nawet przyziemną, jak wypróżnianie. Ha ha ha – jakie to śmieszne! Kogo to w ogóle obchodzi! Terroryzm, zagrożenia, polityka – to są problemy wspóczesności!
- Przewidywanie, a właściwie przejmowanie się pogodą. To bardzo śmieszne, kogo to może obchodzić, że przed deszczem bolą babcię stawy, więc lepiej z domu nie wychodzić (o czym oczywiście kontemplujący babcię wnuczek nie ma zielonego pojęcia). Jego stawy jeszcze nie bolą, nie tylko na zmianę pogody, ale w ogóle.
- Posługiwanie się wózeczkiem na zakupy („magiczny rydwan”). Takie i podobne kpiny powodują, że niektóre starsze panie wstydzą się używać odciążających kręgosłup wózeczków na zakupy – identyfikują je równie dosadnie jak moherowe berety – bynajmniej nie przez nie same wymyślone. Autor filmu zapomina że „emitujący ultradźwięki”, skrzypiący wózeczek, to także walizki na kółkach, ludzi spieszących bladym świtem (4-5ta) na lotnisko, aby zdążyć na pierwszy samolot o 6-ej rano. One częściej mnie budzą, niż wózeczki babć i ekipy kosiarek spółdzielni mieszkaniowych, zaczynających w upalne dni dopiero o 7-ej. Ale babcie są lepszym celem.
- I wracamy do babcinych spisków. Są śmieszne, jakieś rozwiązywanie krzyżówek, plotki o cudzych, agresywnych pieskach, pomysły na zaszkodzenie komuś („podłóżmy mu trutki na szczury”), rozkładanie kart, rozkminianie przebrzmiałych już gadżetów, słuchanie radia ze starych, przedpotopowych aparatów. Rozrywki, gdy głupie babcie starają się dostosować do młodzieży i są szczęśliwe, gdy ktoś z nich jest akurat dla nich miły (gra w „Piłkarzyki”).
- Film kończy się sceną, gdy babcia naśladuje wnuczka, tańcząc jakiś współczesny kawałek, a wnuczek podrzuca jej moherowy beret. W ten sposób jego autor broni się przed posądzeniem, że w swoim dziele był nieobiektywny i stronniczy. „Więc jeżeli na świecie nie ma krwiożerczych smoków, jeżeli nigdy nie widzieliście na żywo rogatego diabła i jeżeli wasz brzuszek jest zawsze pełny, to już wiecie, dzięki komu” – podsumowuje wnuczek. Rozumiemy więc: babcia ma emeryturę, a wnuczek nie koniecznie może na nią liczyć. Uczucie wdzięczności, które przenika ostatnie sekundy filmu, jest czymś przemijającym i ulotnym, możliwie, że ostatnim satyrycznym spojrzeniem na przestępstwa „na wnuczka”.
Chętnie podyskutowałabym z autorem filmiku i pogłębiłabym jego płytkie widzenie realiów. Cóż, kiedy jego tak naprawdę nie obchodzi rzeczowa analiza opisywanych zjawisk, widzi ich śmieszność, ale nie chce mu się szukać prawdziwych przyczyn opisywanego zjawiska. Czasem nie trzeba ich daleko szukać, odkrywać nieznanych lądów, wystarczy bez wysiłku odnaleźć popularność wśród podobnych sobie. Ha ha ha – jesteśmy z tobą, kamracie!
To właśnie jest clou podobnych diagnoz z pozoru inteligentnych ludzi – w polityce, socjologii, kulturze. Wyśmiewamy to, co inne, niezrozumiałe. Cudzoziemcy, uchodźcy, terroryści, homoseksualiści, moherowe babcie – kto nam podpadnie. Ktoś kiedyś przyczepił nam łatkę – i już funkcjonujemy w zbiorowej świadomości, przetwarzanej bezrefleksyjnie przez ludzi podobnych autorowi filmu. Mnie osobiście tylko przykro, że swoje walory umysłowe i niewątpliwą inteligencję wykorzystał w kierunku wybranym przez ławice, a nie outsiderów. Gdyby to zrobił, możliwe, że stałby się odkrywcą, a tak został marnym potakiwaczem. Pozostaje mi wysłać jemu takie przesłanie: „Chłopie, kiedyś ty także będziesz stary. Będą cię bolały kolana na zmianę pogody, odkryjesz, że w sklepach z obuwiem nie ma butów stosowanych na swoje bolące stopy (a są takie na bazarkach), że przeciwbólowe leki, przepisane przez NFZ o kant d… potłuc i musisz szukać na własną rękę ich wzmacniaczy (wszak zgubnych narkotyków nie przepisze ci asekuracyjnie żaden lekarz), że na zimę potrzebna ci tania, ale ciepła czapka i że wreszcie w obliczu czekającej cię śmierci dobrze jest znajdować w czymś pociechę, w religii, w Papieżu, Ojcu Dyrektorze, posągu Papieża, czy czymś innym. I może, jak te wyśmiewane babcie, staniesz w łazience przed lustrem i zechcesz przypomnieć sobie jak wyglądałeś za młodu. Jeśli jesteś kobietą, wyciągniesz różową szminkę. Jeśli mężczyzną – sam wiesz czego użyjesz. Wszak duszą ciągle jesteś młody, tylko, w ślad za poetą stwierdzasz, że:
„Nóżki nie chcą chodzić
rączki nie chcą robić
Zachodźże słoneczko
skoro masz zachodzić”
No i właśnie: miłość. Czy ona już jest (była) całkiem bez sensu, skoro wydrwiona, uduszona, przeminęła? Może powinna trwać, już jako moje odczucie w stosunku do świata, przemienione, wysublimowane, śmieszne i publicznie wyśmiewane w podobnych filmikach, wypakowane wspomnieniami, urojeniami i niespełnionymi nadziejami, znajdującymi inne obiekty, zwierzątka, Ojca Dyrektora, rozmaitych guru-oszustów, ale zawsze nadające sens życiu, do końca, nawet ,gdy ono już przemija. Rozliczamy się z nią, z tą przepełniającą nas i wyśmianą miłością, i czasem, jako daniną złożoną nieznanemu bóstwu, spisujemy testament lub dajemy gotówkę wnusiowi (albo przestępcom pod niego podszywającym się) . Czy właśnie dlatego jesteśmy śmieszni? Rzućcie w nas kamieniem ci, którzy są pewni, że to ich nigdy nie będzie dotyczyć!
I może, podejmijcie dyskusję… Oto ja, Babcia mniej ezoteryczna, dziś, gdy stawy bolą bardziej niż zwykle: