W brzuchu pływającego supermarketu (4) czyli wreszcie jakiś port

Już od rana wypatrywałam oznak życia na lądzie, chociaż do portu Ålesund mieliśmy wpłynąć dopiero o godzinie 10-ej. Pogoda nagle zrobiła się piękna, słoneczna, ale było dość zimno. Statkowa gazetka prognozowała 8-15 stopni C, a czas odpłynięcia przewidywano na 17,30. Z niecierpliwością czekałam na pierwsze zejście na ląd.

IMG_3470

IMG_3486

IMG_3499

IMG_3512

Ålesund jest miasteczkiem względnie nowym. Położone na kilku wyspach tworzących dogodny port. Zimową nocą w roku 1904 całkowicie strawił je pożar niszcząc 850 domów, a całe miasto zaprojektowane zostało od nowa w stylu secesji. Wszystkie drogi prowadzą tam pod górę, a bruki są dość zniszczone, choć ogólnie miasteczko jest zadbane i bardzo chętnie odwiedzane przez turystów. Kilka godzin pobytu nie pozwoliło na dokładniejsze, poza spacerem, zwiedzanie, zwłaszcza, że nasi towarzysze już tam wcześniej byli, no i że ja z moim wózkiem stanowiłam utrudnienie.

Przy zejściu na ląd i przy powrocie czuwał personel, w tym oficerowie z bezpieczeństwa, którzy, jak uprzedzała gazetka, wyróżniają się specjalnymi czapkami i ciemnymi okularami. Z moją kartą pokładową były jakieś problemy informacyjne, ale w końcu mnie wypuszczono wręczając druczek o konieczności zgłoszenia się po powrocie do recepcji, zresztą sprawa nie była poważna, jak się później okazało.

Trzech panów w liberii zastąpiło moją opiekunkę i z uciechą sprowadzało mój wózek tyłem po metalowym trapie, co prawie przyprawiło mnie o zawał, jako że kolanami mierzyłam w niebo, głową w ziemię, a za wątłą barierką chlupotało, bądź co bądź, morze. Śmialiśmy się do siebie nawzajem, oni uspokajająco, ja dziękczynnie, każde coś tam mówiło w swoim języku o ogólnym sensie ok, ok. Ufff!

Pchana z wysiłkiem po nierównym bruku, usiłowałam robić zdjęcia tego, co najbardziej charakterystyczne. Najlepiej zapamiętałam cztery odcienie kwitnących drzew przed kościołem, może dlatego, że postój w następnym z kolei porcie oferował całkowity brak zieleni, za to w dużej obfitości śnieg.

Jeden z moich towarzyszy schodził po stromym zboczu, ponieważ zobaczył tulipany i koniecznie chciał im zrobić zdjęcie. A przecież był już 20 maja, szczyt wiosny jak by nie było.

IMG_3528

IMG_3546

IMG_3554

IMG_3563

IMG_3573

IMG_3580

IMG_3594

Powyższą prezentację kończę zdjęciem pomnika rybaka, na którego głowie znakomicie poczuł się ptak i dłuższą chwilę pozował turystom.

Na jednym ze zdjęć widnieje góra, a na niej punkt obserwacyjny z wieżą i restauracją. Moje towarzystwo odprowadziło mnie na statek, po czym udało się ponownie na ląd, wspinaczką nadrobić nieco kondycję uszczuploną obfitymi posiłkami i mnóstwem drinków. Wprawdzie zaliczyli już zajęcia z siłowni, pchając mój wózek pod różne górki, ale było tego jeszcze zbyt mało. Siłownię na statku ponoć tak oblegano, że trzeba by było wstawać bardzo rano, ale tego nikomu się nie chciało.

Po południu przy dźwiękach muzyki obserwowaliśmy odpływanie statku i pożegnalne krzyżowanie strumieni wodnych na statku-pilocie, którego załoga przewidująco ubrana była w całkowicie odporne na wodę kombinezony, jako że byli całkowicie zalewani wodą. Już w żadnym innym porcie nie żegnano nas tak uroczyście.

IMG_3621

IMG_3623

Wypływając z fiordów widzieliśmy na horyzoncie zaśnieżone góry, jak zapowiedź następnego portu – najbardziej na północ wysuniętego Honningsvag, gdzie nijak nie było już widać zieloności i panowała wszechwładna zima.

IMG_3634

Popołudnie spędziłyśmy w barze, za którego bulajem znów widać było tylko morze i tak miało być przez następny dzień.

IMG_3345