Babcia pozbywa się przydasiów

Literatura SF i literatura dziecięco młodzieżowa już wywędrowała. Jutro wyjadą kasety magnetofonowe, a za kilka dni płyty winylowe. Sortowanie dobytku zbieranego przez lata kosztuje wiele zdrowia. W bezsenną noc przypominają się te czy inne przedmioty z przykazaniem: one muszą zostać. Tę płytę na szybko odsłuchałam na rynku w Taszkencie, a mąż śmiał się ze mnie, że raptem zrobiłam się sentymentalna i popłakałam przy którejś melodii. Płyty nie mam jak odtworzyć, mąż już nie żyje. Tamtą toporną maszynką produkowałam sterty suchych, waflowych, pikantnych placków, które nadziane serkiem homogenizowanym, posypane jakimiś przyprawami, znikały w ustach gości na ciągnących się dniem i nocą prywatkach stanu wojennego.

graty 004

Te czytadła ze srebrnej serii pochłaniałam czasem nie śpiąc długo w nocy. Tamta maszynka do lodów, zamknięta w zamrażalniku lodówki, z jajek i śmietanki produkowała coś, czego zawsze było za mało. Niestety, gruby sznur, który wystawał, powodował nieszczelność drzwi, więc po 3 turach produkcji (litr lodów jednorazowo x 1,5 godziny) całą resztę zawartości lodówki trzeba było szybko zużyć. Ta prasa służyła mi do wyciskania winogronowego soku i produkcji domowego wina. Trzeba było tylko co 15 minut dokonywać ćwierć obrotu, więc był to pochłaniacz czasu. T

tłosznia 002

Tych kaset magnetofonowych ani płyt winylowych już nie odsłucham z braku odpowiedniego sprzętu. Na szczęście człowiek, który mnie od nich uwolni obiecał w zamian przegranie na komputer. Ale i tak żal.

graty 006

Ten telewizorek na baterie, o ekranie wielkości pocztówki,  stał kiedyś na masce naszej Syreny i pewnie obejrzelibyśmy program do końca, gdyby z koczowiska nad jeziorem nie wygnały nas komary. Potem już w żadnym miejscu nie łapał sygnału.

Nie wyprodukuję już kolejnego wina i nie zrobię wielu innych rzeczy, które robiła moja ascendentalna patronka – Ceres. Nie czytam już dokładnie części politycznej gazet – szkoda mi czasu na rzeczy, na które nie mam wpływu. Muszę się skupić na tym, co jeszcze mogę zrobić. Znaleźć w sobie siły do selekcji przydasiów. Selekcjonuję je ciągle, ale za wolno mi to idzie, a ostatnio sporo rodzinnych dokumentów przybyło, nie wszystkie zdążyłam poznać. One muszą bezwzględnie zostać. Kosztem starych książek.

Pozostały mi do oddania m.in. talie kart Tarota, które kiedyś namiętnie gromadziłam. Jeśli ktoś z Warszawy (nie mogę wysłać pocztą) na nie reflektuje – zapraszam. To kolejny etap mojego rozwoju, który porzuciłam. Nie dlatego, że nie ufam Tarotowi ,ale dlatego, że już nie chcę posługiwać się „pomocami”  i niezbyt interesuje mnie przyszłość. Jaka będzie taka będzie, niepotrzebne mi protezy mojego umysłu (poza komputerem oczywiście). Pozostały duże słoje, w których kwasiłam ogórki na działce i w domu. Pozostały – ech długo by jeszcze wyliczać…

Za młodych lat remonty mieszkania nie były tak uciążliwe. Przydasiów było mniej, samemu przylepiało się tapety codziennie po pracy po 2 arkusze, bez brudu i kurzu. Jedynie łazienkę robili kiedyś „fachowcy”, co zajęło im ponad miesiąc i co skutkuje koniecznością przerobienia teraz wszystkiego, łącznie z odprowadzeniem wody z mieszkania. Za to teraz skuwanie murów, burzenie ścianki działowej, wkuwanie się w podłogę – to będzie prawdziwe wyzwanie. Już nie będę mieszkać, trzeba się będzie na jakiś czas wyprowadzić. Zostawię dom w rękach obcych i bliskich, którzy nie zawsze będą mieli czas dokładnie wszystkiego dopilnować. Kiedy wrócę do niego, już nic nie będzie tak jak dawniej. Czy ja będę jeszcze taka sama?