W późnym PRL-u wszyscy narzekali na biurokrację. Kiedy skończyłam swoją karierę zawodową wydawało mi się, że już trudno pójść dalej w sterowaniu rozmaitymi procesami społecznymi. Nie przyszło mi jednak do głowy, że na stare lata będę musiała zmagać się z czymś, co zostało już dawno wysterowane i przesądzone nie dlatego, żeby coś się w procesie zmieniło, a dlatego, że wydane nie tak dawno akty prawne popadają w sprzeczność z nowymi aktami prawnymi . Rozsądny prawodawca ongiś wydawał przepisy zmieniające te ustępy, które wchodziły w kolizję i zazwyczaj dotyczyło to sytuacji i wydarzeń, które zachodziły po dacie wydania aktu prawnego.
Pisałam o panach , którzy stawiają swoje wypasione bryki na miejscach dla inwalidów w odcinku: „Ci co stoją na miejscach parkingowych dla inwalidów” także o podejrzeniu, iż sukcesy w biznesie korelują z postawą lekceważącą wobec tego, co dotyczy zwykłych śmiertelników, nie mając pojęcia, jak urzędnicy postanowili z tą plagą, a właściwie tylko jej niewielką częścią, walczyć. Oczywiście ich patron, Święty Biurokracy, nie pozwolił na jakieś dokuczliwości pod adresem Ważnych Osób i Młodych Bogów, za to rozpoczął weryfikację inwalidów. W swoim życiu dwukrotnie poddawałam się ocenie Komisji typujących tę kategorię społeczną do jakichś ewentualnych przyszłych przywilejów, ostatni raz nie tak dawno bo dwa lata temu. Wiadomo, starość nie radość i raczej lepiej nie będzie, zwłaszcza że szacowna Komisja uznała moje inwalidztwo bezterminowo. Okazało się jednak, iż muszę przejść ponowną weryfikację swojego stanu zdrowia z banalnego powodu. W Warszawie jest coraz więcej miejsc, w które nie mogą wjeżdżać taksówkarze, także znane są problemy z parkowaniem. Chciałam uzyskać kartę parkingową uprawniającą wiozącą mnie osobę do wjazdu np. na Stare Miasto lub parkowania na tzw. „kopertach”.
Co to dla mnie oznacza? Kolejne kserowanie setek stron zaświadczeń lekarskich z trzydziestu lat, kilka wizyt: u lekarza w tym ok. roczne oczekiwanie na kolejkę do specjalisty i badanie np. tomografią komputerową lub wykonanie tego wszystkiego na własny koszt. Dodatkowa uciążliwość polega na tym, iż celem tego wszystkiego jest potwierdzenie, że mam trudności z poruszaniem się, które właśnie utrudniają mi załatwianie takich i innych spraw. Dla uzmysłowienia wyobraźcie sobie, że nie do każdego typu samochodu osobowego jestem w stanie wsiąść – biorąc taksówkę muszę zastrzegać, że nie może być to samochód o zbyt wysokim zawieszeniu. No i oczywiście oznacza też oczekiwanie na decyzję, potem wydanie karty parkingowej, legitymacji osoby niepełnosprawnej i tak dalej. Możliwe, że do czasu, gdy już w ogóle nie będę w stanie jeździć innym samochodem niż specjalnie przystosowany do przewozu wózków inwalidzkich , co oczywiście będzie oznaczało, że karta parkingowa będzie całkowicie zbędna, a każdy wyjazd będę musiała planować z przynajmniej z dwutygodniowym wyprzedzeniem. Dlatego też zastanawiam się, czy warto. Dla Stołecznego Centrum Osób Niepełnosprawnych oznacza jednego delikwenta mniej. Taktyka prawodawców jest podobna do taktyki TVP – zniechęcić. Podobnie jak Telewizja przenosząc godzinę emisji obiecującego popularność serialu wyznaczyła ją tak, aby nie zdążono już obejrzeć dziennika Polsatu i TVN i jedynym możliwym pozostał dziennik TVP, tak prawodawcy wolą ganiać niepełnosprawnych po kolejne papierki (bez gwarancji, że nie zmienią przepisów w najbliższym czasie i nie zabiorą im uprawnień do nowo wydanych kart) niż zająć się tymi, którzy w ogóle żadnymi przepisami się nie przejmują. Mnożąc bez potrzeby ilość sesji orzekania o niepełnosprawności sugeruje się większą liczbę osób, którym udzielono pomocy (jeśli to nazywamy pomocą) niż istotnie pomoc tę uzyskały. A wszystko to z powodu, że zmieniły się przepisy Kodeksu Drogowego.
Satyrycy drwią sobie z przekazu iż co 20 lat powinniśmy zmieniać Konstytucję twierdząc że ten odstęp powinien być dziesięciokrotnie mniejszy.
Cóż, życie tak pędzi, że zapomnieliśmy już co to jest zatrzymać się i pomyśleć…