W odcinku „Synchroniczność” pisałam o tym, że często tak miewam, iż pewien temat moich refleksji, wywołany jakimś zdarzeniem lub jego okolicznościami, powraca w następnych dniach i godzinach, a częstotliwość tych powrotów sugeruje mi, że powinnam zająć się nim dokładniej. Przykład tego miałam w ostatnią sobotę, kiedy z okazji imienino-urodzin odwiedziło mnie 3 pokolenia gości: rówieśnicy (75 lat), 50-latkowie i 40-latkowie.
Dyskusja pokoleniowa wynikła z zarzutu, jaki postawił mi pewien 50-latek. Stwierdził on, że moje widzenie świata jest ułomne, ponieważ postrzegam go przez małe okno w postaci facebooka, a nie oglądam rzeczywistości w jej pełnej i wielowątkowej postaci. Przypomniało mi się od razu powiedzonko, popularne za moich studenckich czasów, oceniające mowy jakiegoś partyjnego bonzy: Zakłada drętwą mowę przez lufcik do ludu chińskiego. Wówczas ten lufcik, obrazujący ograniczenie, stał się symbolem czegoś, co we wcześniejszej epoce nazywano klapkami na oczach konia. Zarzut dotyczył w szczególności mojego widzenia czasów PRL-u. To, że on widział go, jako dogorywającą, niesprawną machinę, z przywódcami wystarczająco wyedukowanymi, by dostrzegać nieuchronność przemian; a ja dostrzegałam, jako monolit, zbliżony do serwowanego obywatelom przez Koreę Północną, nie wynika, jak sądzę, z mojej ograniczonej spostrzegawczości, narzuconej przez FB, a z tego, że urodziliśmy się i wychowaliśmy w zupełnie innych latach PRL-u.
Ja, postrzegająca oczami dziecka bardzo opresywne państwo końca lat czterdziestych i początku pięćdziesiątych, zarządzające strachem, wypełnione głośnymi okrzykami aprobaty i lękliwymi szeptami; uczące dzieci pioseneczek sławiących ojczulka Stalina, ale każące się lękać, że dziecinna psota zaprowadzi rodzinę do więzienia (pisałam o tym w jednym z pierwszych odcinku Babci ezoterycznej (36) „Śmierć Stalina” http://www.taraka.pl/smierc_stalina widziałam zupełnie inaczej, niż pięćdziesięciolatek, urodzony w latach sześćdziesiątych, widzący PRL, podobne otoczeniu oglądanemu przez pewnego czechosłowackiego psa, przekraczającego nielegalnie granicę z Polską : —Wprawdzie najeść się nie można, ale można sobie poszczekać.
Czterdziestolatek widział już PRL w całkowitym schyłku, ale rodzice mu coś niecoś opowiadali, a może z przyjaźni poparł mnie wraz z przedstawicielką mojego pokolenia, która chociaż pamiętała śmierć Stalina i te kilka lat, jakie musiało upłynąć od niej, żeby w Polsce coś się zmieniło. Zresztą niezbyt wiele i mało stanowczo. Powtarzano głośno wprawdzie, że stalinizm już się skończył, ale za tym powtarzaniem nie kryły się zmiany dostrzegalne przeciętnym okiem.
Ta dyskusja przyniosła mi taką refleksję, że na ogląd rzeczywistości sprzed lat nakładają się jakby dwie fale. Jedna z nich dotyczy wydarzeń i świata zapamiętanego przez dane pokolenie, druga zaś pogłębia rozstrzelenie poglądu, poprzez utrwalenie w pamięci każdego z pokoleń innych problemów, innych lęków i innych refleksji. Fala, nazwijmy ją „obiektywna” zawiera te wszystkie czynniki, które przepływają przez świadomość młodego człowieka, zaś fala „subiektywna”, to skutek dojrzewania osobowości tego młodego człowieka, wymywająca jedne sprawy, a naniesionymi osadami utrwalająca inne. W rezultacie pokolenia różnią się od siebie, choć na te różnice pokoleniowe nakładają się różnice osobnicze.
Gdybym urodziła się w połowie lat sześćdziesiątych, może jako główny problem dostrzegłabym niedobór wszystkiego i ograniczenia w stosunku do świata (nie doznając już większych lęków), może, urodzona w latach siedemdziesiątych w latach osiemdziesiątych, odczuwałabym podniecenie i chęć uczestnictwa w zmianach, nie widząc i nie zastanawiając się nad charakterem zmian. Młodzi mówili wówczas, że najważniejsze, to żeby coś się działo. Urodzeni na przełomie wieków, mało są zainteresowani oglądem rzeczywistości, tak utknęli w świecie sztucznym i wykreowanym przez większych graczy, niż my. Im młodsi są moi rozmówcy, tym mniej mogę powiedzieć o ich lękach, ponieważ dostrzegam przede wszystkim istnienie kilku, a nie jednego ich świata i światy te nijak się mają do zdroworozsądkowej oczywistości.
Skutkiem tego jest bardzo głęboki podział między ludźmi, w którym znajomość lub prawdziwość faktów nie ma już większego znaczenia. Każde żyje w swoim świecie, a im więcej upływa czasu od jego narodzenia, tym bardziej świadomości te kostnieją.
Chciałabym też zaznaczyć, że nazywanie pokoleń np. „Pokolenie Jana Pawła II” zupełnie nijak ma się do cech charakterystycznych danego pokolenia, ponieważ jego świadomość kształtuje się nie w wydumanym momencie, określającym jego urodzenie lub wydarzenie historyczne za jego życia, podczas gdy na stopień świadomości tego pokolenia, mogły wpłynąć (i zazwyczaj wpłynęły) całkiem inne czynniki. Zresztą i co do tej nazwy nie ma zgody, kogo ona właściwie dotyczy.
Wspomniałam nie na darmo o synchroniczności. W rozmowie ze swoim znajomym, rówieśnikiem zamieszkałym za granicą, dowiedziałam się, że przywiózł z Polski, z dziedziny literatury najbardziej go interesującej, to jest literatury faktu, książkę o ludziach Solidarności. Nie zapamiętam, jakiej konkretnie książki to dotyczy, ponieważ książek tych jest kilka, a mnie biografie nigdy specjalnie nie interesowały. W każdym razie znajomy powiedział mi, że czuje ogromny niedosyt z powodu nie umieszczenia w książce dat urodzenia jej bohaterów, bowiem stanowiłyby one jedne z ważniejszych informacji, tłumaczących podejście tych osób do ich współczesności i sposób działania.
Spostrzeżenie to nakłada się na inne przeze mnie, dostrzeżone zjawisko. Zajmując się amatorsko astrologią, chciałabym czasem obejrzeć horoskop znanej postaci, zwłaszcza polityka, ponieważ zazwyczaj są oni wyraziści, w przeciwieństwie do świata aktorów i postaci celebrytów, przedstawianych na stronach rozmaitych „Pudelków” i odgrywają jedną rolę życiową, a nie wiele odmiennych ról. Niestety, wielu z nich zazdrośnie strzeże swojej daty urodzenia, możliwe że sądząc, iż wraz z jej ujawnieniem, dopadnie go jakaś zły urok.
Czy te podziały wiekowe, które kiedyś obejmowały znacznie dłuższy okres, biorą się z przyspieszenia tempa życia czy z innych powodów? Jakoś starannie unikamy porównywania świadomości pokoleniowej, co nie przeszkadza nam wartościować cudzych doświadczeń.
Ja sama coraz częściej stykam się ze zdaniem, że jestem przestarzała w swoim oglądzie świata. Ten zarzut pada szczególnie wtedy, gdy stopień osadów narosłych wokół pokoleniowych doznań jest tak gruby, jak warstwa piasku na plaży. Chcemy wiedzieć, co wiemy i lubimy, gdy ktoś wyłożył nam przeszłość, której nie zaznaliśmy, już gotową do konsumpcji i zgodną z naszymi doświadczeniami. Podam przykład:
Lubimy wierzyć, że wszystko co osiągnęliśmy, jest naszą zasługą. Nie przyjmujemy więc do wiadomości, że wiele z tego jest wynikiem pracy, którą w budowę warunków, w których przyszliśmy na świat, włożyli inni: współobywatele, pokolenie rodziców i konkretne osoby. Nie będziemy więc uznawali zasług, albo pomniejszali zasługi tych, którzy budowali podwaliny. Wybieramy sobie tych, których czcimy (zazwyczaj wybrali ich za nas inni, często politycy) nie bacząc, że możliwe, iż nie oni są głównymi budowniczymi naszego sukcesu. Ignorujemy ich wady, bo nie pasują do obrazu, który chcemy widzieć. Dodatkowo się zabezpieczając, sięgamy po osoby, których nikt z żyjących już nie znał.
Twierdzimy, że wolność przyniósł nam Piłsudski, a nie dostrzegamy tych, którzy przynieśli nam wolność z gorszej opresji II wojny Światowej. Uważamy, że pokój i stabilizację zawdzięczamy kapitalizmowi, który mimo wszystko jest podobno najlepszym z ustrojów, nie doceniając lat powojennych z ich szarą, siermiężną rzeczywistością, budującą podwaliny pod nasz (dość względny) dobrobyt. Dlatego też pogardliwie reagujemy na słowa i wspomnienia takich zgredów jak ja, nawet wówczas, gdy nie dotyczą one poglądów, a faktów. Nie na darmo mówi się że gdy poglądy nie zgadzają się z faktami – to tym gorzej dla faktów.
W świetle tego ukrywanie dat urodzenia jest reakcją samoobronną. Nigdy nie wiadomo za jaką datę można podpaść albo zostać zaszufladkowanym nie do tej przegródki, do której się chce.
Warszawa 1944 r. ul Poznańska