Rozważania, wieści i dywagacje z prawego boku i lewej półkuli (7) 

Blog nie jest nowinką, a starowinką techniczną – Jak twierdzi Krzysztof Varga w przedostatnim numerze Newsweeka. Z tą starowinką, a właściwie starowinkami  idę w parze, krok w krok  od 2007 roku,  póki jeszcze jestem zaledwie –

 Na brzegu rzeki Lety

 Pochlebianie czerstwieje? – Takie pytanie przeczytałam wśród aforyzmów i słownych gier na FB. Nie, bo czerstwy staruszek trzyma się prosto, czerstwy chleb jest twardy i nie poddaje się obróbce, pochlebianie raczej pleśnieje – chciałam raczej odpowiedzieć, zanim mi się odechciało dyskutować z nadrzeczną szroniastą mgłą i smogiem. Ale zrozumiałam, że stoję w samym centrum pleśnienia –

 Na brzegu rzeki Lety

 Moje pokolenie – dzieci PRL mają podwójnie niesprawiedliwie. Lepiej lub gorzej opiekowaliśmy się naszymi rodzicami w ich starości, a przynajmniej czuliśmy taki obowiązek. Wierzyliśmy, że los nasz będzie podobny, nasze dzieci też się nami na starość zaopiekują, a naszymi dziećmi ich dzieci – nasze wnuki..

 Niestety, świat się odmienił. Nasze dzieci i wnuki wyjechały za granicę, naszych prawnuków już nie znamy, a nami – jeśli w ogóle – opiekują się obce osoby. Te dwa modele rodzin zderzają się w czasie świąt, szczególnie w czasie Wigilii. Rodzina z przebywającym w kraju uważa za swój obowiązek spędzać przynajmniej jeden dzień, zazwyczaj wigilijny, z babcią lub dziadkiem, jeśli są samotni. Pozostały czas świąt uważają za ich własny czas i zazwyczaj poświęcają własnej rozrywce. Udają się za granicę, najchętniej w ciepłe kraje, egzotykę lub pseudo egzotykę z obowiązkowymi palmami, basenem, turkusowym morzem i pokręconymi uliczkami urokliwych miasteczek. Nadsyłają fotografie z małpami i tygrysami i nimi samymi wśród egzotyki, piękni i młodzi w wieku, w  którym my mieliśmy już żylaki, płaskostopie i ręce powykrzywiane od dźwigania ciężkich siatek ze zdobyczami na kartki. Nasze ówczesne radości to był papieros wypalony w nocy przy otwartym oknie, gdy skończyłyśmy zmywanie sterty naczyń, a rodzina zasnęła snem sprawiedliwych i wówczas mieliśmy dla siebie czas, swój czas, choć bez małp i tygrysów. I nie możemy mieć do nich o to pretensji, to nie naszą jest winą, że szukają szczęścia gdzie indziej. Wszak my daliśmy im wszystko, na co nas było stać i co umieliśmy zrobić. Nie możemy też odreagowywać swoich kłopotów życiowych przez obciążanie nimi innych. Dlatego zatrzymujemy się w miejscu, odarci z emocji lub siląc się na obiektywizm.

 Babcia lub dziadek w pozostałe dni świąt  i Nowy Rok oczekują na sms z informacją, że dzieci dotarły na miejsce. Pogoda dopisuje, a my życzymy drogiej Mamie lub tacie wszystkiego dobrego z okazji wszystkich okazji. Czasami korzystając z komunikatorów odpalają laptopa, pozwalając łaskawie obejrzeć się na ekranie rodzicom. Oczywiście porozmawiają z nimi, podobnie jak ci,  którzy przebywają stale za granicą i raz na jakiś czas z obowiązku lub potrzeby łączą się z bliskimi. Jednakże czasy mamy, jakie mamy; otwarty ekran laptopa kusi, aby jednocześnie odpowiedzieć na tego czy tamtego tego maila, sprawdzić coś w mediach społecznościowych, nie marnując czasu na czcze pogawędki sprawdzić nowe wiadomości, których polskim dzieciom nie brakuje w politycznych zawirowaniach współczesności. To powoduje, że rozmowa robi się jednostronna, przerywana brakiem chwilowej uwagi, lub oderwaniem jej od rozmówcy. Rodzicom głosy drżą w obawie, że powiedzą coś, co dzieciom się nie spodoba, zapytają o coś, co zostanie uznane za wścibskość lub usłyszą jakąś smutną wiadomość.

 My, samotni rodzice lub dziadkowie różnie to znosimy. Szczęśliwi ci, którzy nie oczekują niczego specjalnego po takim kontakcie. Wówczas nadspodziewane bonusy, jakie mogą się przydarzyć, cieszą o wiele bardziej niż inne niespodzianki. Kiedy syn lub córka płynie łódką w Wenecji i ustawi telefon nagrywając widoki, czujemy się w centrum wydarzeń, im bardziej odmiennych od pocztówkowych filmów, tym wartościowszych, bo jakby wyłącznie dla nas przeznaczonych. Nawet widok londyńskiej ulicy z ławki, na której się przysiadło, potrafi cieszyć i interesować. Jakie torby z zakupami noszą ludzie, jak są ubrani, co widać na wystawach sklepów, jak się czuje ktoś i wygląda wewnątrz piętrowego autobusu. Podobnie jak dżungla pod Berlinem, rosnąca na przestrzeni dawnego poligonu budowy sterowców, gdzie spacerując po drewnianych chodniczkach można oglądać za szkłem kosmate pająki i syczące węże.  – To wszystko jest wyjątkowe i odmienne od codzienności, która nas otacza: drzewka szczęścia na parapecie, pnącza w doniczkach, ekranu telewizora, stoliczka, którego szuflady wypełnione są lekarstwami i konstrukcji z taterniczych linek, pomagających wstać z łóżka.

Są jednak wśród nas i tacy, którym samotność bardzo doskwiera – zresztą pewnie jest ich więcej niż osób dobrze czujących się ze swoją samotnością. Jedni i drudzy czasami oduczają się od rozmawiania z innymi i ich głosy brzmią ochryple i chropowato. Przeczytaliśmy gdzieś, że Biegun Niedostępności to punkt najbardziej oddalony od…wszystkiego, o czym się pomyśli. 

 Starość przynosi różne dziwne rzeczy, które dzieją się z człowiekiem poza jego wolą. Nie mogę powiedzieć, że bez jego woli, ale na pewno poza; po prostu w jakimś momencie przychodzi potrzeba i starzec lub staruszka zastygają na chwilę. Po jakimś czasie czują, że czas zastygania się kończy i należy dokończyć ruch, który się zaczęło, przejść do czynności którą się planowało, wstać lub usiąść. Nie wiem, czy o czymś w tym czasie myślę, w tym czasie zastygania, czy jest to czas bezmyślny, czy mój mózg w tym czasie pracuje, czy też nie nie. Wiem  że podobne to jest zapatrzeniu się na coś, czego czasem doznawało się z rzadka w młodości albo w dzieciństwie.

 Moja mama, kiedy zbliżała się już bardzo do końca swojego życia i kiedy pogodziła się z tym, że śmierć już jest blisko, powiedziała mi, że miała takie dziwne stany, w które popadała nie wiadomo kiedy i dlaczego. Nie były to prawdziwe sny, nie były to wizje; było zaś wstrzymanie biegu czasu w niej i wokół niej; różnica jednak polega na tym, że mama przebywała w takim stanie po kilka godzin, U mnie trwa to zaledwie minuty. Mimo to wiem, na jakim brzegu stoję i choć patrzę z biegiem rzeki ,a nie pod prąd, coraz słabiej widzę, to co przede mną, a coraz silniej wdziera się to, czego kiedyś zabrakło. Wszechświat ponoć rozszerza się we wszystkich kierunkach; Bieguny Niedostępności oddalają się zmniejszając i tak nikłe szanse, pozostaje więc trwać w niemyśleniu, nieodczuwaniu, nieoczekiwaniu-

 Na brzegu rzeki Lety…