Gość/gościni Babci Ezoterycznej Malta  – “Śródziemnomorska księżniczka”

Dziś moim gościem jest Małgorzata Jacórzyńska-Śmigiera, moja siostra i jej podróż na Maltę. Zaczęło się od prezentów – butelki na wodę i małej buteleczki z nalewką, które przywiozła mi siostra ze swojej tzw. „objazdówki”, czyli wycieczki objazdowej i o których wspomina w tekście. W przeciwieństwie do mnie, moja siostra choć niewiele młodsza (procentowo), jest w doskonałej formie fizycznej i może realizować swoje marzenia odłożone na starość. Jej opowiadaniu o wycieczce towarzyszyła ciekawa opowieść i mnóstwo zdjęć, których, niestety, tylko część mogę zamieścić. Namówiłam ją aby napisała coś o tej wycieczce i zamieściła na moim blogu. Nie tracę nadziei, że namówię ją na kolejne teksty. Ten, niżej przedstawiony swój tytuł zaczerpnął z informacji biura podróży organizującego wycieczkę. Zapraszam do lektury.

Malta  – “Śródziemnomorska księżniczka”cz.I

Tak nazwało Maltę biuro turystyczne, z którego wycieczką byłam na Malcie w czerwcu tego roku. Mała wyspa z wieloma obliczami. A właściwie Republika Malty to archipelag urokliwych, choć bardzo skalistych wysepek. Poza największą Maltą, Gozo – dobrze znane miłośnikom serialu „Gra o tron”, z grotą nimfy Kalipso, która jakoby więziła tu Odyseusza przez 10 lat, mniejsze skaliste Comino z bajkową Błękitną Laguną, bezludne Cominotto i Wyspy Św. Pawła, którego statek rozbił się w pobliżu, kiedy podążał do Rzymu. Skały, groty, zatoczki, nieurodzajny grunt, nawet plaże maleńkie i rzadko z piaskiem. Ale klimat jest tu ciepły, a zima łagodna. Czego szukali na tych wyspach, a co znaleźli ich liczni kolejni panowie?

Pierwotni mieszkańcy podobno przypłynęli z Sycylii ok. siedem tysięcy lat temu, to budowniczy wielu kamiennych, megalitycznych kręgów, starszych niż Stonehenge i egipskie piramidy. A potem wyspy opanowują kolejno Fenicjanie, Kartagińczycy, Rzymianie, Wandale i Ostrogoci, Bizantyjczycy, Arabowie, Normanowie z Sycylii. W 1530 roku cesarz Karol I Habsburg oddaje Maltę Zakonowi Joannitów, Szpitalnikom (bo taka była ich specjalność), szczutym i wygnanym po krucjatach z Ziemi Świętej, a potem z Rodos. Tu wreszcie znaleźli swoje miejsce, niewielkie, nieurodzajne, ale postanowili jego się trzymać. I odcisnęli na zawsze na nim swoje piętno.

Mieszkańcom próbujących przeżyć z uprawy swoich niewielkich, nieurodzajnych poletek, a kiedy nie dawali już sobie rady, to z piractwa, przywieźli zatrudnienie, opiekę zdrowotną i doskonałą organizację. Przynieśli im poprawę losu, a jako że wyspy leżały na skrzyżowaniu dróg handlowych, także i ochronę przed łupieżcami z zewnątrz. Ich fort wybudowany w dawnej stolicy Malty Vittoriosie (inaczej Birgu), która była pierwotną siedzibą joannitów, wzbudza podziw do tej pory i stanowi atrakcję turystyczną. Nie mówiąc już o obecnej stolicy Malty – Valletta, zbudowanej przez joannitów jako ich nowa siedziba, zniechęconych do Birgu szykanami miejscowych klanów, będącej jednym z największych miast warownych na świecie. Kamienne mury z żółtawego piaskowca, zdobione bramy wiodące do miasta, wąziutkie uliczki, a przy nich kamieniczki z charakterystycznymi zamkniętymi balkonami, często malowanymi na kolorowo, mają do tej pory niepowtarzalny urok. A wspaniałe widoki Grand Harbour? Zatoki i zatoczki, z mnóstwem marin wypełnionych jachtami, coraz piękniejszymi i bogatszymi, Disraeli nawet napisał, że Valletta jest czymś między Wenecją a Kadyksem. Ponad 1,5 godzin rejsu wzdłuż wybrzeży portu Grand Harbour pozwala w pełni docenić piękno tego miejsca. Po jednej stronie strome, skaliste wybrzeże, na którym została zbudowana Valletta, a po drugiej stronie dawne magazyny celne, dziś zagospodarowane na kawiarnie i restauracje. Dalej można zobaczyć Trzy Miasta (Vittoriosa, Senglea i Cospicua), zamieszkane od 3 tys.lat. To najpiękniejsze miejsce na wyprawę spacerowym statkiem ze Sliemy. Widać stąd jak na dłoni miejsca, w których odcisnęli swoje piętno kolejni władcy wyspy: joannici, a następnie Napoleon i w końcu Brytyjczycy, a nawet wcześniejsi – Rzymianie i współcześni filmowcy. Widoki gęsto zabudowanego żółtym piaskowcem wybrzeża nie pozwalają się nudzić. Nie widać za to już zniszczeń dokonanych przez włoskie i niemieckie lotnictwo w czasie II wojny światowej, Malta była wtedy chyba najintensywniej bombardowanym miejscem na świecie.

Valletta i Trzy Miasta pełne są śladów bogatej historii: poprzez forty św. Elma i św. Anioła oraz Pałac Inkwizytora zbudowane przez joannitów, poprzez stare magazyny kupieckie, teatr operowy działający w ruinach starej rzymskiej świątyni aż po charakterystyczne czerwone budki telefoniczne (chyba ostatnie działające w Europie) i skrzynki pocztowe pozostałe po Brytyjczykach. Wszystko to tworzy niepowtarzalną całość, i choć Valletta jest najmniejsza ze stolic Europy, należy do najpiękniejszych.

Śladów przeszłości jest oczywiście dużo więcej, nadały one Malcie tego lokalnego kolorytu, który jest tak ceniony przez turystów. Każdy, kto przyjedzie na Maltę musi oczywiście zobaczyć barwne, kilkukolorowe łodzie „luzzu”, którymi tradycyjnie posługują się rybacy na południu kraju. 

Wśród śladów przeszłości najbardziej pobudzających wyobraźnię są megalityczne świątynie (jest ich chyba na wyspach 30) sprzed kilku tysięcy lat. Należą do najstarszych na świecie, a ich przeznaczenie nie jest do końca znane. Najbardziej znane to Tarxien, hypogeum Hal Saflieni, a na Gozo Gigantija. Znalezione w miejscach wykopalisk figurki były wykonane z zadziwiającą precyzją, a bloki kamienne były zdobione spiralnym motywem. Podobnie jak w innych miejscach na świecie, były tu znajdowane również dziwne podłużne czaszki.

A jaka jest Malta współczesna, co jest teraz jej wizytówką?

Czy piękny nowy, ozdobiony wieloma malowidłami, port lotniczy w Luqa? Czy też znakomite opanowanie problemu wody na Malcie (nie ma tu rzek, a opadów też mało). Co mogłoby być tego symbolem – może butelka na cenną wodę pitną, ofiarowana nam, rozpoczynającym sezon letni na Malcie pasażerom LOT-u? Czy też „Kinnie”, napój z gorzkich pomarańczy i miejscowych ziół, konkurent Pepsi (pyszny, doskonały na upały, choć dostępny tylko na Malcie). Czy  rękodzieła: koronki, samodziały, a może miód z Gozo (który jest takim miejscowym ekologicznym ogrodem) albo ambrozja, czyli likier z opuncji?

Pokochałam Maltę, choć oczywiście kilkudniowy pobyt, i to w okresie straszliwych upałów, nie mógł przynieść pogłębionej znajomości Malty, a szczególnie jej mieszkańców. Ale widać, że na Malcie sporo się dzieje. Ostatnio dużo się buduje, tylko można spytać, czy budowa wieżowców w Sliemie, albo następnych hoteli z basenami na dachu, to dobry pomysł? Czy te hordy filmowców (tak, tak, Malta ma przemysł filmowy) z najbardziej znanych wytwórni (co najmniej  24 filmy znane na całym świecie były tutaj kręcone, m. in. „Gladiator”, „Troja”, „Hrabia Monte Christo”), bądź coraz większe rzesze turystów nie zadepczą tego, co stanowiło urok tych spokojnych wysp. Coś w nich musi być jednak szczególnego. Czy to mieszkańcy, urodą przypominający Włochów z południa, a mową Arabów? Czy te niezbyt zielone, skaliste, często pokryte pyłem z piasków Sahary ziemie, czy te z trudem wyhodowane oliwki, warzywa i kwiaty, a może opuncje?

Jacy są teraz Maltańczycy?

Wiadomo na pewno ze statystyk, że kochają samochody (każda rodzina ma ich kilka), a wiele z nich to odpucowane bardzo stare samochody kultowych marek (i to niezbyt zużyte). Ludność Malty jest od dawna bardzo religijna, podobno 98% jest katolikami. I to nie tylko formalnie, tutaj każdy kąt mówi o ich przywiązaniu do religii, a Matkę Boską i św. Pawła kochają szczególnie. To właśnie jakoby św. Paweł sprawił, że Malta stała się krajem katolickim. Tutaj co druga uliczka jest poświęcona jakiemuś świętemu patronowi, i na każdej kamieniczce obok kołatki jest wizerunek świętego czy nawet kapliczka. Uwielbiają wszelkie święta religijne, a na wyprawę do kościoła udają się najlepszymi samochodami. Choćby kościół był o rzut beretem, a kościołów jest tam bardzo dużo. I są otwarte!  Maltańczycy są na pewno spokojniejsi od Sycylijczyków, ale jak oni kochają swoje duże rodziny, tak mówią Polacy (a jest ich tu całkiem sporo), którzy mieszkają na Malcie wraz ze swoimi rodzinami od lat. Mówią, że żyje się tu spokojnie, dobrze, i prosto. Czują się tu bezpiecznie, choć zapewne majątków nie zbiją. Nie jest to miejsce, w które przyjeżdża się na sezon, żeby zarobić sporo pieniędzy i przywieźć je do siebie, ale jest to miejsce w którym chce się żyć, jeśli ktoś tęskni za takim niespiesznym życiem.

Właściwie nie jestem wcale pewna, czy spotkałam w czasie krótkiego pobytu jakichś rodowitych Maltańczyków, i ilu ich było. Wśród obsługi hotelu było wielu Filipińczyków, były Ukrainki i Polki. Zawsze mili sprzedawcy ze sklepiku na rogu, w którym codziennie kupowałam wodę mineralną , a czasem Kinnie, nie byli miejscowi. Ale tutaj szukali lepszego życia niż w swoim kraju, i tu chyba znaleźli przyjazne miejsce.

Z tej tygodniowej wycieczki na Maltę wróciłam bardzo zadowolona; narzekać mogę jedynie na upał. A teraz zagadka: pod koniec pobytu okazało się z przypadkowej rozmowy, że w wycieczce uczestniczy pewien znany polski pisarz. Osoba dość tajemnicza, bo dowiedziałam się niewiele ponad to, że słowem – kluczem może być  „mucha”. A zatem – kim był ten pisarz?

Małgorzata Jacórzyńska-Śmigiera

23.07.2021

Fotografie:

Błękitna Laguna na Comino

Plaża w Błękitnej Lagunie

Charakterystyczne zamknięte balkony

Statek wycieczkowy przy Comino

Każdy skrawek skalistego brzegu może być plażą

Jachty w Grand Harbour

Błękitna Laguna na Comino 10660

Valletta – Grand Harbour

Dawne magazyny kupieckie

Ślady brytyjskie w Valletcie

Kolorowe łodzie „luzzu”

„Czarna Perła” tu znalazła przystań

Kościółek św. Anny na Gozo