Ławice

Co mnie męczy i razi we współczesności najbardziej? To, że ludzie poruszają się nawet nie stadami, gdzie każde zwierzę zdążające w tym samym kierunku, wykonuje własne, indywidualne ruchy, a wręcz ławicami, w których pozycja każdej płetwy, każdego osobnika, jest nachylona pod tym samym kątem. W świecie zwierząt ma to swoje uzasadnienie, ale w świecie ludzi współczesnych już nie.

Kiedy społeczeństwo zabierze się za jedną sprawę, jeden news go podnieci lub oszołomi, inne sprawy przestają istnieć. Za bywszego PRL wszystkie gazety pisały to samo, obecnie też to czynią, tyle ze podzielone na 2 połowy. Zaś ludzie, jak ławice śledzi lub sardynek, podążają nie tylko we wskazanym kierunku, ale nawet argumentują według narzuconych kilku schematów. Jest to tak nieznosne, że w moich oczach pogrąża najsłuszniejsze sprawy.

Wskutek tej ławicowości uważa się, że biskupi powinni przepraszać, kościół płacić ofiarom i należy domniemywać, że gdy to się stanie, roszczenia zostaną zaspokojone i wszystko w naszym kraju będzie już cacy. Cała reszta pozostałosci, odpadów po aferze, może zostać zamieciona, wyrzucona na składowisko śmieci. No, jeszcze mozna liczyć się z tym, że ten czy tamten polityk przy okazji wygłosi jakieś głupstwa i oberwie rykoszetem.

Nikomu nie przyjdzie do głowy dyskutowanie nad tym czy i o ile finansowe zadośćuczynienia w istocie bedą równoważne krzywdzie skrzywdzonych. Uważa się, że w ostatecznosci zapewni się im pomoc psychologa i po krzyku. Jednakowoż znając postępowanie niektórych psychologów, buszujacych w poradniach, szpitalach, umieralniach zwanych hospicjami lub domami pomocy społecznej i innych tego rodzaju placówkach, opłacanych przez instytucje, a nie osoby prywatne, śmiem wątpić, na ile ta pomoc będzie skuteczna.

Tu podam przykład ze szpitala w 2007 roku, czyli całkiem niedawno. Umiera tu człowiek w pełni sił i właśnie zdał sobie sprawę z tego, że już niewiele z życia mu pozostało. Nikt tego, łacznie z lekarzami, głośno nie mówi, ale rodzina zaczyna z tego po trochu zdawać sobie sprawę, choć może nie do końca. Umierający jest bardzo niemiły wobec otoczenia. Stawia im różne zarzuty, niektóre uzasadnione inne mniej, jest skoncentrowany na swojej sytuacji, nie bardzo go obchodzą inni, przemęczeni i zestresowani, a ci z kolei, rozumieją umierającego, choć nie bardzo wiedzą, co i jak powiedzieć, jak się zachować. Z jednej strony pobłażają wyskokom chorego, z drugiej zaś strony tłumią własne chęci przywołania go do porządku.

Gdy zastanawiamy się nad rolą psychologa w szpitalu (a była to młoda stażystka, pisząca pracę magisterską i pragnąca wykorzystać w niej ów przykład), należałoby zadać pytanie: kogo ma chronić i komu przede wszystkim pomóc: umierającemu, czy jego rodzinie. W pierwszym przypadku, ochrony umierającego, owa psycholog powinna podążać za jego obawami, ułatwić mu jego odchodzenie poprzez wysłuchanie i okazanie zrozumienia, na tyle na ile to możliwe. Jeżeli jednak ową młodą psycholog kształcono w przekonaniu, że umierający i tak umrze, a bliscy pozostaną w stresie, nabyła przekonania, że chroniąc bliskich, wykonuje swoje podstawowe zadanie (słynne ćwiczenie wczuwania się w rolę maszynisty: rozjechać pięciu na głównym, czy dwoje na bocznym torze), dojdzie do wniosku, iż ci, którzy przeżyją, są ważniejsi; wobec tego należy umierającego przywołać do porządku, pokazać mu jakim jest egoistą, a nawet zwymyślać za brak społecznego podejścia do innych chorych i nie liczenie się z ich dobrostanem.

Ktoś, kto nie płynie z ławicą, zada pytanie: czy może przypadkiem nie jest dostępne rozwiązanie, nie przeciwstawiające sobie obu tych grup, a jednoczace je w ich wzajemnym, choć innym stresie? Oczywiście moim zdaniem umierający jest ważniejszy i jemu należy przede wszystkim ułatwić odejście (psychologów powinno się uczyć jak słuchać ludzi, a nie ich pouczać, a w każdym razie zabronić pouczać umierających).

Zastanówmy się także głębiej nad zjawiskiem pedofilii księży. Oczywiscie ich ofiary są tu najważniejsze i ich odczucia powinny znaleźć największe zrozumienie. Ale na fali wrzasków, powinniśmy zrozumieć, że rekompensata finansowa nie zwróci molestowanym dzieciom ich niewinności i dziecięcego oglądu świata. Dlatego też ważne są nie tyle przeprosiny sprawców (zazwyczaj zdawkowe), ale pokazanie im, co właściwie uczynili, tak aby mogli swoim ofiarom zadośćuczynić także w sferze moralnej, chyba najbardziej oczekiwanej.

Stary, umierający ksiądz, nie potrafiący wobec pokrzywdzonej wyrazić skruchy i dać jej tej satysfakcji, jaką powinna otrzymać, też wymaga pomocy, aby mógł uczestniczyć w pokazaniu niegdysiejszej dziewczynce (która ciągle w niej tkwi!) jak bardzo zrozumiał zło, które wyrzadził. W filmie braci Siekielskich wygladało na to, że jest mu przykro, ale to za mało. On powinien zrozumieć do końca i porzucić swój punkt widzenia, aby dać satysfakcję skrzywdzonej. Ale jako ktoś, kto odchodzi z tego świata, także wymaga pomocy, zrozumienia i pogłębienia – inaczej satysfakcja pokrzywdzonej nie będzie pełna. Skopanie przeciwnika, który za raz umrze, nic nie da. Obalenie jego pomnika (jeśli takowy istnieje) to żałosna pociecha.

Przyznaję, że było mi tego staruszka szczególnie żal. On już właściwie może tylko się bać śmierci. I jeśli jest wierzący – tym bardziej.

Kogo to w ogóle obchodzi? Taka komisja czy inna, z udziałem tych czy tamtych – trwają przepychanki, a ławica, wachlując w jednym rytmie płetwami za tydzień lub dwa przewrzuci się na inną aferę. Nie szkodzi, że sprawa od dawna była wiadoma – teraz powstał film, obejrzały go miliony i zwykli ludzie w programach typu szkło kontaktowe grzmią słowami z mediów publicznych niczym owa pani psycholog wołająca do umierającego: NIECH PAN WRESZCIE SIĘ USPOKOI I PRZESTANIE BYĆ EGOISTĄ! Przykro mi, ale żadnego głosu spoza ławicy nie słyszałam.