Spisek przeciwko kobietom

Jeden z moich przyjaciół w dyskusji nad tekstem o tym co wypada albo nie, w sprawach publicznych, napisał:

„Ciekawe, ale czekam na felieton o tym, co leży u podstaw tej piramidy. Mam swoje podejrzenia, tylko strach je publicznie głosić.” Zakładam, że nie była to drwina z moich rozważań, mieszających wiele spraw z rozmaitych poziomów istotności, ani drwina z moich drwin w sprawie istnienia duszy i momencie zagnieżdżenia się jej w zlepku komórek i opuszczenia podobnego, choć nie identycznego zlepka. Odpowiem więc nieco ogólnikowo.

Możemy poruszać się na cienkiej granicy między kolejnymi stopniami teorii spiskowych, od prawie pewnych (za wszystkim stoi kler katolicki, niedouczeni księża, patriarchalnie nastawieni mężczyźni, zjednoczeni w niepisanym sojuszu itp.) poprzez prawdopodobne (ktoś opłaca jakąś brazylijską organizację, żeby buszowała  w naszych interesach wykorzystując nasze słabe strony m.i. wymienione wyżej pionki w grze), aż do całkiem schizoidalnych w rodzaju takich, że jest to spisek reptilian w interesie obalenia papieża i zastąpienia go kimś innym.

Nie mam żadnych możliwości wyboru jednego z  możliwych stopni spiskowości, a tym samym zidentyfikowania sił, które stoją za cyklicznymi próbami zaostrzenia prawa dotyczącego aborcji, chociaż raczej eliminuję jaszczury. Nie mam poufnych informacji, nie mam dowodów, a nawet, przyznam się, nie przeczytałam szczegółowo spisu organizacji z wykresu, bowiem nie tyle ich nazwy i połączenia są ważne, ile ich ilość i liczba rozgałęzień. Świadczy ona bowiem o zaangażowaniu w tę sprawę i inne, podobne, znacznych środków finansowych. Ważna jest wynikająca stąd świadomość, że my, kobiety, zaczynamy iść na wojnę z całym światem, a skoro to robimy, róbmy świadomie, odpowiedzialnie, rozważając kolejne kroki. Nie sądźmy, że wyjście na ulice, malowanie haseł, jakieś prywatne opowieści w prasie lub wręcz odwoływanie się do praw człowieka wystarczą. Ważne jest, że podobne schematy mogą stanowić jakąś drogę do rozeznania sytuacji i przemyśleń nad strategią. Za moich młodych lat uczono nas w szkole na PW (przysposobienie wojskowe, potem zastąpione przysposobieniem obronnym) że istnieje różnica między taktyką, a strategią. Ja widzę w kobiecych manifestacjach wyłącznie taktykę, strategii moim zdaniem brak.

Ale wracam do teorii spiskowych. Wszyscy mamy wobec nich odruch protestu – tak bardzo się rozmnożyły, tak wiele nimi się tłumaczy, tak często są absurdalne. Nie wypada wierzyć w żadne teorie, które chociażby zalatują spiskiem; świadczy to o infantylizmie i braku krytycyzmu osoby. W dodatku nie dysponujemy narzędziem, pozwalającym eliminować te nieprawdziwe. Absurdalność jest tylko wskazówką, która może zawodzić.

Chciałabym opowiedzieć jako ilustrację powyższego pewną historyjkę z mojego dzieciństwa.

Mój tata opuścił rodzinę, gdy miałam 12 lat i wówczas zaczęły się poważne kłopoty naszej mamy, moje i młodszej siostry, od zawirowań rodzinnych, do eksmisji z zajmowanego mieszkania. Moja mama urodziła nas w dość późnym wieku i ten trudny dla każdej kobiety czas osobistych klęsk nałożył się na okres przekwitania i załamania zdrowia fizycznego, a także psychicznego. Nie istniał dla niej świat, poza tym, że mąż ją opuścił, a otoczenie pełne jest wrogów, najczęściej nasłanych przez ojca. Mama leżała w szpitalu po zawale i uważano, że powinna zostać przeniesiona do szpitala psychiatrycznego. Jednak problem był w tym, że nie chciała się na to zgodzić, a nie było w rodzinie żadnej osoby pełnoletniej, która zgodę taką wyraziłaby. Po prostu rodzina, to było nas trzy.

Odwiedzałyśmy mamę w szpitalu i kiedyś powiedziała nam, że piętro niżej, na innym oddziale leży kobieta, związana w jakiś sposób z kochanką ojca i za jej podpuszczeniem próbuje nastawić lekarzy i pielęgniarki przeciwko niej, spowodować, żeby uznano ją za psychicznie chorą. Pacjentka ta próbuje także podmieniać jej lekarstwa, a możliwe że i otruć. Takie same opowieści mama serwowała nie tylko nam, ale i ordynatorowi oddziału, na którym leżała, tudzież innym lekarzom.

Rozumiecie sami, że tym postępowaniem tylko potwierdzała opinię o swojej psychicznej niestabilności, wymagającej specjalistycznego leczenia. My z siostrą byłyśmy pewne, że mama wymyśliła sobie to wszystko i drżałyśmy tylko, żeby nie wkroczyli w to urzędnicy z aparatem przymusu. Szczęśliwie jednak najgorszy okres minął, obyło się bez psychiatry, mamę wypuszczono ze szpitala i jakoś żyłyśmy przez kolejnych parę lat.

Minęły kolejne lata i poumierali wszyscy uczestnicy dramatu, a wraz z nimi i nasza mama.

Kiedy zmarł ojciec i później jego żona (wcześniejsza kochanka, z której powodu tak bardzo cierpiała nasza mama), likwidacją jej mieszkania (musiało zostać zwrócone spółdzielni) i jego zawartości zajął się syn jej przyjaciółki, bowiem nie miała ona rodziny. Okazało się, że żona ojca z pietyzmu nie wyrzuciła żadnego z jego ubrań, papierów, listów i przedmiotów osobistych. Nie żył także już nikt z bliskich ojca, poza mną i siostrą, chociaż nie chciał utrzymywać z nami kontaktu. Papierów było zbyt wiele, żeby je od razu przejrzeć, zostały wiec wtłoczone w trzy szafki kuchenne i wywiezione do mnie na działkę, ponieważ chłopak likwidujący mieszkanie uważał, że mamy do nich prawo.

Tam dokonywałam swoistej segregacji. Siedząc przed otwartym paleniskiem kuchni, na której stał gar z zupą, wyciągałam papierek po papierku i dokonywałam wstępnej selekcji  – papiery żony ojca do spalenia, papiery ojca i fotografie do powtórnego przejrzenia. Wówczas wpadły mi do ręki kartki pisane do żony ojca przez kogoś z jej rodziny lub znajomych, a właściwie sprawozdania z poczynań tej osoby w szpitalu. Z papierów tych wynikało, że w świetle zbliżającej się sprawy rozwodowej ojca, oboje uważali, iż powołanie się na chorobę psychiczną może ułatwić ojcu uzyskanie rozwodu. Podmienianie leków naszej mamie było już tylko własnym pomysłem piszącej. Ubolewała, że nie znalazła wystarczająco szkodliwych (podkradała je innym pacjentom). W każdym razie owe sprawozdania w pełni potwierdziły słowa naszej mamy, ba pokazały jeszcze więcej przedsięwzięć, o których nam nie mówiła albo nie wiedziała.

Kto tu więc nadawał się do psychiatry? Nasza mama, czy tamte spiskujące kobiety? Na szczęście nic z ich zamysłów nie wyszło, ale ja wyciągnęłam taki wniosek, iż zdarza się, że najbardziej nieprawdopodobna w danych okolicznościach spiskowa teoria, może okazać się prawdą, ponieważ życie tak komplikuje przebieg rozmaitych spraw, że mogło by się nie udać czegoś takiego komuś wymyślić. Teorii spiskowych nie należy odrzucać tylko dlatego, że są spiskowe.

Nawiasem mówiąc w literaturze sensacyjnej brakuje mi opowieści tego rodzaju, że pozorne absurdy okazują się prawdą, a statystycznie częste rozwiązania, fałszem. Aż tęsknię do opowieści, w których motywem zbrodni nie jest miłość, władza albo pieniądze, tylko coś nieprawdopodobnego, być może przypadkowego.

Wracając jednak do tematu spisku przeciwko kobietom. Oczywiście że jest to przykład na działającą sieć powiązań, stworzoną w nieznanym celu (lub w wielu celach) przez nieznane osoby, w przeważającej mierze nieświadome istnienia jakiegokolwiek spisku. Nie zmienia to faktu, że istnieje on i że mimo rozmaitych dywagacji, wciąż niewiele o nim wiemy. Przede wszystkim tego, co powoduje, że zupełnie nie poddaje się zmianom, widocznym w innych segmentach społecznych. Biologia, psychologia, ekonomia i inne nauki nie tłumaczą odporności tego spisku na zmiany światopoglądowe. Dlatego trochę rozumiem tych, którzy winą obarczają imperium jaszczurów, ba, nawet twierdzą, że ostatni papieże nie są już ludźmi, tylko reptilianami – https://tajnearchiwumwatykanskie.wordpress.com/tag/reptilianie/

A czynią to z powodu, iż Watykan ponoć jest ich ekspozyturą okupującą Polskę, będącą kluczem do wyzwolenia nie tylko naszej planety czy Układu Słonecznego ale wielkiej części Galaktyki Drogi Mlecznej spod ich okupacji. Kluczem jest Łysa Góra i ukryte tam skarby Królewskich Krypt Starożytnych Władców Wielkiego Imperium Lechitów.

(zdjęcie ze strony http://damgrath.blogspot.com/2014/06/watykan-prawdziwe-oblicze.html)

Wracamy więc do romantycznych przekonań, iż Polska jest Chrystusem narodów.

Poniżej zdjęcie ze strony: http://cidadaozinhodeenxofre.blogspot.com/2010/06/meu-pequeno-dinossauro.html

 

Podkreślam jednak mocno, że ja osobiście w jaszczury nie wierzę, a Wielkanocne skojarzenia baranka z jaszczurem nie ja wymyśliłam, tylko nie wiem czemu właśnie przed Wielkanocą odkryłam. Wesołych i spokojnych Świąt wszystkim moim czytelnikom życzę!