Kwiatki i motyle w brzuchu

Pewna kobieta kiedyś poczuła motyle w brzuchu, a ponieważ zdanie to ładnie brzmiało i medialnie sprzedawało się, powielono je tysiące razy i wreszcie uzyskało status prawdy objawionej. Stąd pewna moja znajoma, Maria, zapewne mając wątpliwości, zamieściwszy poniższy rysunek

zapytała:  Czy to tak działa?

Nie, to działa inaczej. Tam, gdzie narysowano kwiatki, jest wątroba i tam umiejscawiają się zmartwienia i duchowe ciężary. Pęknięte serce nie leży wcale tam, gdzie jest prawdziwe serce – odczuwamy je w gardle albo lekko poniżej. Deszcze i słoty wstrząsają ramionami, tym silniej, im mniej człowiek leje łez. Wielka radość także mieści się w gardle.

Wiem to wszystko. Długie życie rozwija przed człowiekiem całą paletę doznań i doświadczeń, w przeważającej części takich, których nie spodziewał się u schyłku życia. Miły obrazek emerytów, dożywających swoich dni na plaży, lub w otoczeniu pięknego ogrodu, pryska wraz z prozą życia. Nadal jesteśmy przecież zakorzenieni w normalności, mamy przyjaciół, dzieci, wnuki i wraz z nimi wsysamy wszystkie ich problemy, dodając je do własnych. Mamy też własne, wstydliwie skrywane emocje, wcale nie słabsze, niż te, oficjalnie uznane.

W tym dniu, zacieśniającej się koniunkcji Neptuna z Jowiszem, czuję silniej i zapytuję Losu o tego kogoś, kto jest TAM, gdzie jest. Jestem myślą z NIM.

Myślę intensywnie: jak się TAM obywa bez swoich leków, bez książek, bez filmów i bez czego tam jeszcze, muszą się ludzie obywać. Przyzwyczajony do czynnego życia, jak znosi przymusową bezczynność? Czy myśli o mnie? Czy mój sen nie przedostał się do jego snu? Wiem, że cierpiał na bezsenność, ostatniego maila dostałam od niego 22 lutego o godzinie 1, 24. Nic osobistego, tylko gazetka. Ale wówczas nie spał. A rano…

Czy ja mogę jeszcze coś zrobić? Jestem ostatnia w kolejce osób uprawnionych. Jestem ostatnia w kolejce tych, którzy jeszcze coś mogą. Prawdę mówiąc nawet nie ustawiam się w tej kolejce. Tej nocy przesiadłam się z balkonika na fotel. Księżyc ginie w powodzi miejskich świateł, a towarzyszy im błękitny błysk światełka nowego monitora od telewizora. Obudzona w środku nocy, odczytuję przesłanie, którego nie zamawiałam. Ja obudziłam się o czwartej rano z uczuciem, że pali mnie cała skóra. Pomyślałam: odleżyny i z przerażeniem przesiadłam się na fotel. W fotelu tym przespałam do rana. Piekła mnie lewa strona, obojczyk od serca, a na nadgarstku pojawił się wielki wylew. Ucieszyłam się. Lepiej na nadgarstku niż w mózgu. Głupio się cieszyć z czegoś takiego. Miałabym sprawę z głowy, niech inni się martwią! Ale to boli cudze ciało, nie własne.

Patrzę w gwiazdy, w horoskop. On wierzył weń bardziej nawet, niż ja. Niczego nie wskazuje, poza wielkim zamieszaniem i nieporozumieniem. Koniunkcja tranzytującego Jowisza do urodzeniowego Neptuna w opozycji do Księżyca, szczególnie wielkiego tamtej nocy. Poza tym NIC, co mogłoby wskazywać, przestrzec, dać do myślenia. WIELKA POMYŁKA – klasycznie. To, czego nie możemy zrozumieć, ani przewidzieć, jest właśnie pomyłką. Bronimy się.

Wszystko jest pomyłką, możliwe że także nasze życie. Poświęcamy komuś wszystko, co dla nas ważne, a on wygania nas, bosą na śnieg (w przenośni, oczywiście). Inni mówią: przestrzegaliśmy cię, że tak to się skończy. Jeszcze jedna wersja klasycznego „A nie mówiłem?”

Kilkanaście lat temu miałam taką przypadłość, że przewracałam się na ulicy, na równej drodze. Ni z tego, ni z owego, bez przyczyny. Po epizodzie aktorskim z wczesnej młodości, umiem tak upadać, żeby nie wyrządzić sobie krzywdy, więc nic specjalnego się nie działo. Zawsze jednak otaczający mnie ludzie zaczynali nie od pomagania we wstawaniu, a od wyrzutów: „trzeba uważać proszę pani” itp itd. Kochamy udowadniać przy każdej okazji, że mieliśmy rację.

Tymczasem wszystko jest pomyłką, i życie i śmierć, i obecność i odejście, a nasze wybory iluzją. Wrogowie stają się przyjaciółmi, gdy jesteśmy razem myślami TAM. Kto zapłacze razem ze mną, komu starczy odwagi? Kto pominie logiczne racje? Kto nie dołoży swojego „A nie mówiłem?!”

Wiem już jedno : Serce nie jest tam, gdzie się go rysuje. Motyle nie są w brzuchu, a w nadgarstkach i końcach palców. Drganie Wszechświata odczuwamy jako drętwienie, a zapowiedź nieszczęścia, jako senną żałość sprowokowaną byle czym, całkiem nie przystającym fabularnie do rzeczywistego dramatu. Świat posługuje się symbolami i nasza strata, gdy nie potrafimy ich odczytać. Problem w tym, że symbole wiążą się z każdym człowiekiem oddzielnie, za nic mając teorie i fascynacje Jungiem. Wydaje się, że Wszechświat kpi z nas, a zwłaszcza z naszego przekonania, że jesteśmy w stanie zrozumieć jego mowę.

Dlatego ja, Kasia, Ezoteryczna Babcia, zmagam się ze swoimi emocjami, żeby zrozumieć, czego ode mnie oczekiwałeś. Jaką rolę  i wyznaczyłeś, choć nie zdążyłeś mnie o niej poinformować.  Wracam więc do zarzuconej  przed laty osobowości, uruchamiam zapomniane umiejętności i zarządzam tym, co zrzuciłeś na moje barki. Jestem twardą bizneswoman z bolącą wątrobą i dzieckiem we mgle.

Niestety, nie oczekuję profitów w rodzaju motyli w brzuchu. Tak naprawdę to wyglądało całkiem inaczej…