Chór ludu zaginionego (cz.2)

Ludzkie i małpie dzieci

Nawiązując do przed poprzedniego, wcześniejszego odcinka, opisującego postępowanie niektórych małpich matek wobec swoich nowo narodzonych dzieci przypominam, że nie potrafię uznać, że ich brutalność jest dobra i słuszna, bowiem protestuje przeciw temu moja wrażliwość. Ale z kolei takie, jak moje przekonanie nie rozwiązuje żadnego problemu w tym stosunku natury i moralności (jeżeli w ogóle pozostają do siebie w jakimś stosunku), a w dodatku ma też swoją drugą, ciemną stronę, zawieszające wrodzoną ufność do jednego i drugiego. 

Zachowanie niektórych, ludzkich rodziców wobec swoich dzieci, które wielu z nich uznaje za naturalne i dobre, wychowawczo słuszne, choć może zagrozić życiu i zdrowiu dziecka, instynktownie także odczuwam jako złe. Mam na myśli np. cielesne kary czy brutalne reagowanie na nieposłuszeństwo, gdy rodzice nie zdają sobie sprawy, jak kruche jest ciałko i umysł dziecka. Takich “metod wychowawczych” doznałam jako dziecko i dziś wiem, jak wiele dróg życiowych mi zamknęło, jak wielu sprawom zaszkodziło i jak bardzo przybliżyło mnie, jako osobę, do tej grupy ludzi, których rozwój zatrzymano w pół drogi i którzy nigdy nie mieli zaznać świetlanej przyszłości, o której wszyscy naiwnie marzyliśmy i że tylko szczęściu zawdzięczam, że tak się nie stało. Jeżeli więc przemocowe zachowania szkodzą ludziom, powinny także szkodzić zwierzętom. Podtrzymuje tę myśl, jako prawdziwą powszechne spostrzeżenie, że nowo narodzone zwierzęta i ludzkie dzieci większość z nas wita z instynktowną czułością. Ich wielkie oczęta, miękka skóra i delikatne włoski lub sierść, a także nieporadne początkowo ruchy oraz wielka uwaga, z którą witają coś nowego w otoczeniu, budzą chęć przytulenia i pogłaskania, co wykorzystywane jest do przyciągnięcia ludzkiej uwagi np. w reklamach.

Gdybyśmy wiązali bez wyjątków postępowanie naturalne z dobrym i słusznym, co niektórzy bezmyślnie czynią, musielibyśmy, logicznie myśląc, przyjąć konieczność istnienia w naturze automatycznego środka korygującego złe zachowania w razie, gdyby miały szkodzić zamiast pomagać. 

Co nim mogłoby być? Porzucając teorie o naturalnym dążeniu bez pogoni za korzyściami odnoszonymi z moralności, czy o wbudowanym w ludzką naturę dążeniu do Boga, takim automatycznym korektorem mogłyby być emocje, zrozumienie, współodczuwanie, empatia, co nazywamy instynktem macierzyńskim – ale nie od dziś wiadomo, że nie zawsze są, ponieważ wiele osobników ludzkich jest na nie odpornych, nie mówiąc już o zwierzętach na różnym etapie rozwoju i możliwości korzystania z tego, co gatunek ich wnosi do różnorodności menażerii świata.

Następne podejrzenie pada na zgodność obrazu dziecka w myśli jego zwierzęcej matki z jakimś głęboko zakodowanym wzorcem, tkwiącym w jej mózgu. Wyraźnie widać na filmikach, jak małpia matka zaraz po porodzie ogląda dokładnie swoje dziecko, bada jego uszy, oczy palcami, rozwiera mu buzię (szczękę) wącha jego odbyt. Już w czasie porodu  niektóre samice sprawdzają, jak daleko posunął się poród, smakując wydzieliny. Są samice, które od razu odrzucają dziecko jako możliwe, że nie pasujące do wzorca, inne próbują skłonić go do zachowania które uznają za właściwe. Czasem wyraźnie widać, jak przytulony do matki, wręcz kurczowo wczepiony w jej sierść mały małpiak nie załapuje, że powinien ssać wyraźnie widoczny wśród włosów czerwony cycek matki i że matce to się nie podoba, ponieważ próbuje kierować dziecko we właściwą stronę, ono zaś wrzeszczy, wije się, wyrywa z jej objęć, co wyraźnie ją złości, chwyta więc małego za ogonek i ciągnie do są siebie, nie zwracając uwagi na to co się dzieje z ciałem małego. Czasami jej złość osiąga taki poziom, że bije go, szarpie, szczególnie za wielkie uszy, pcha palce w oczy, szczypie i  dusi. Zdarza się, że widać inne przyczyny takiego zachowania małpiej matki, a mianowicie, że dziecko ma jakieś drgawki, bądź jego ciało jest wykrzywione, niektóre kończyny ma trwale zgięte  i przykurczone . W innych przypadkach jednak takich anomalii nie widać, możliwe więc, że samica inaczej wyczuwa nieprawidłowości bądź po zapachu, bądź też z powodu braku doświadczenia w macierzyństwie nie wie, czego ma oczekiwać. Możliwe że chęć przystawiania dziecka do cycka jest poczuciem egoistycznym, ale i możliwe też że nieudane ssanie sprawia samicy ból. 

U ludzi takie zachowanie jest przerzucone na innych. To nie kobieta, a w każdym razie nie matka dokonuje dokładnych oględzin ciała dziecka, sprawdza czy jest zgodne z wyobrażonym wzorcem (płeć, kolor włosów, oczu, ogólny stan itp.), a nawet w wyniku medykalizacji porodów wykonywane są rozmaite badania mające potwierdzić stan dziecka, za który przyznaje się określoną liczbę punktów. Zanim więc ten mały człowiek zdążył cokolwiek zorientować się w prawach rządzących światem, już jest oceniany, jak w szkole, za osiągnięcia, na które osobiście nie miał żadnego wpływu. Ta ocena często przekłada się na jego dalsze losy, na co są niezliczone dowody, zwłaszcza wówczas, gdy przyjdzie mu żyć z jakąś wrodzoną chorobą czy ograniczeniem.

We wczesnej młodości czytałam kiedyś powieść opisującą życie ludzi pierwotnych. Ogromne wrażenie zrobiła na mnie historia, gdy matka z plemienia uciekającego przed napastnikami rzuciła swoje dziecko w bagno, aby płaczem nie ściągało wrogów i nie pokazało im miejsca, gdzie plemię przebywa. Postępowanie tej matki było racjonalne; chroniło wiele osób kosztem życia jednej. Choć z punktu widzenia moralnego było złe, w kontekście zapewnienia bezpieczeństwa wielu ludziom, można było uznać za dopuszczalne w określonych warunkach.

Można też mniemać, że małpia samica próbuje pobudzić dziecko według niej zachowujące się nienaturalnie do zmiany zachowania, możliwe też że irytuje ją nieustanny wrzask małego, podobnie jak ludzi irytuje długotrwały płacz niemowlęcia. Brak reakcji na oczekiwania matki przy niedostatku umiejętności rozumowania i panowania nad odruchami u małp i u niektórych ludzi powoduje agresywne postępowanie wobec swoich dzieci. U małp we względnie naturalnym środowisku widać też często złość samców o uwagę samic poświęcaną dzieciom, ale i często przemyślność samic w ich ugłaskiwaniu i chronieniu dzieci poprzez przesuwanie małych za plecy, przykrywanie ich czymś, siadaniu na nich lub wręcz udawaniu wobec nich agresji, co łatwo odróżnić od agresji prawdziwej. 

U ludzi niektóre głupie matki i ich partnerzy oczekują, że nowo narodzone niemowlę powinno wiedzieć, co matkę drażni i unikać takiego zachowania, np. długotrwałego płaczu, czemu usiłują zapobiec w swoim ciasnym, pozbawionym refleksji umyśle, w dzisiejszych czasach bez towarzystwa, asysty, nadzoru i pomocy starszych i bardziej doświadczonych kobiet, od których kiedyś, żyjąc w dużych rodzinnych społecznościach uczyły się obserwując już jako dzieci, ich postępowanie. 

Czy więc wszystko nie zależy przypadkiem od określonych warunków panujących w otoczeniu? Nie zawsze umiemy je rozpoznać i właściwie ocenić. Z tego punktu widzenia postępowanie małpiej matki można by uznać za zrozumiałe. Krzyki i miotanie się małpiego dziecka przyciągnęło człowieka, obserwatora i fotografa, a więc stanowiło dla małpy zagrożenie. Celem uniknięcia tego zagrożenia matka małpiątka próbowała pozbyć się swojego dziecka, odrzucając je i paradoksalnie powodując tym jeszcze większe zainteresowanie obserwatorów. Można powiedzieć, że jej głupota zastąpiła moralność, albo inaczej: moralność wymaga jednak rzeczowej oceny sytuacji. Nie jest więc czymś bezwarunkowym, dostępnym wszystkim, bez względu na poziom intelektualny. Dlatego też uważamy, że człowieka powinno cechować moralne postępowanie, ale już od małp tego nie wymagamy, co nie oznacza, że czujemy się z tym komfortowo.

Człowiek wykazuje tendencję do upraszczania wszelkich spraw. Także i do tego, aby coś uznawać za bezwzględnie dobre lub bezwzględnie złe. Karcenie fizycznie jest moim zdaniem złe, bez odróżnienia z jaką siłą się to robi, co nie oznacza, że jest to zdanie dominujące w ludzkich kulturach. Ta cecha upraszczania problemów może zostać zastąpiona oceną okoliczności i rozważaniem nad zachowaniem umiaru, gdy silne emocje domagają się wyzwolenia. Niestety, nie zawsze jest przekonanie o potrzebie takiej rozwagi.

Małpom takie bardziej skomplikowane rozważania zapewne nie są dostępne; może zresztą rodzice dzieci małpich instynktownie poddają je próbie przeżycia w niesprzyjających warunkach. To znaczy że tej próbie poddaje je sama natura, posługując się małpimi matkami. Na mój, ludzki rozum byłoby to głupie, ponieważ i bez tych prób mnóstwo zagrożeń czeka na małe osobniki, ale kto powiedział, że natura jest mądra?

Musimy przyjąć, że moralność jest wyłącznie naszą, ludzką cechą, w dodatku wymyśloną jako zadanie do wykonania, z którą naprawdę nie wiemy co zrobić, jeśli chcemy zachować balans moralności i sensowności zachowania. 

Moim zdaniem nie ma w tym nic z religii, a jest czysta kalkulacja i próba wybrnięcia sytuacji, gdy moralność jest trudniejsza do przestrzegania niż miotające człowiekiem odruchy, a chce się kimś rządzić i uzasadniać swoje do tego prawo. W tym kontekście wydaje się, że amerykański pomysł umieszczania przed szkołami tablic z 10 przykazaniami jest jak najbardziej słuszny, bowiem pozwala przywołać coś, o czym w ferworze emocji się zapomina. Bzdura, częściej powtarzana obowiązuje bardziej, a lepiej nad tym zanadto nie rozmyślać. Jakieś ograniczenia muszą być i kropka.

Powstaje więc pytanie, na które chyba nie ma dziś odpowiedzi. Jeżeli dobrym jest pozostawienie świata w naturalnym jego kształcie i niereagowanie na przemoc w naturze,  to czy i kiedy należy oczekiwać początku moralnych odczuć, ograniczających agresję zachowań i czy należy uznać je za naturalny stopień rozwoju, czy też za pewną aberracje natury.

Obserwując ludzi wychowujących małpie dzieci bardzo łatwo przekonać się, że zdążają w złym kierunku, narzucając maleństwom działania sprzeczne z ich naturalną potrzebą ekspresji. Małpie  dzieci są ruchliwsze i fizycznie sprawniejsze; ubieranie je w ludzkie stroiki jest bezsensowne; nie uwzględnia ich budowy fizycznej i możliwości poruszania się, krępuje ruchy, ale także krępuje ich naturalne przystosowanie do świata zastępując czymś, co jest tylko pozorem przystosowania. W dodatku ok. drugiego roku życia małe małpki  przestają być słodkie i rozkoszne i stają się złośliwe oraz agresywne, próbując zdominować “mamusie” i “tatusiów”, a wówczas nie bardzo wiadomo, co z nimi robić. W świetle tego nie można uznać, że człowiek jest wyższym stopniem rozwoju w stosunku do małpy. Upodobniona do człowieka małpa będzie zawsze ograniczona poniżej swoich możliwości naturalnych, a nie bardziej “uczłowieczona”.

W dodatku obserwując świat w filmikach nagrywanych na styku życia małp i ludzi, widać coraz więcej nagrań, (zresztą coraz gorliwiej wciskanych przez media społeczne odbiorcom), dokumentujących rzekomo naturalnie agresywne zachowania tych zwierząt, łącznie z wzajemnym zabijaniem się, a co łatwo czasem zdemaskować poprzez przypadkowe sfilmowanie niekiedy czyjejś ręki albo kija “pomagających” zwierzętom lub drażniących je, co nie ma oczywiście nic wspólnego z naturalnym bytowaniem tych zwierząt.

Gdzieś tam w tle moich i cudzych rozważań nad tym co naturalne, istnieje ponadpokoleniowe wspomnienie świata, którego dawno już nie ma i który był podobno lepszy, a przynajmniej bardziej dostosowany do poziomu jego mieszkańców, niż obecny i stawiający mniej wymagań wobec ludzi i zwierząt, choć niewątpliwie mniej wygodny.  Świat ten pozbawiony był wielkich sentymentów, idei, możliwości porozumiewania się i umysłowego rozwoju, mniej ograniczony i nie skodyfikowany, pozbawiony jednolitych wpływowych rządzicieli, ale zapewne łatwiej zrozumiały dla ówczesnych jego mieszkańców. Nie był wprawdzie łatwy do przebywania, ale prostszy i zbliżony do tego, w którym największą rolę odgrywają instynkty. Ludzie i zwierzęta pozostawieni sami sobie cofają się w rozwoju, ale jak pokazuje strefa po wybuchu w Czarnobylu, odizolowana od reszty zamieszkałych terenów, wcale nie szkodzi tej naturze, pozbawionej wahań co do jej moralnego znaczenia i ograniczającego emocje i nakładającego obowiązek odróżniania zła od dobra. Powszechnie bowiem wiadomo, że rozmiary mieszkańców tej strefy są większe niż innych osobników tego samego gatunku. Cokolwiek by to znaczyło poza aprobatą dla wielkości wszelkich samców (ir.).

1 myśl w temacie “Chór ludu zaginionego (cz.2)

Możliwość komentowania jest wyłączona.