Do kogo się modlimy (2)

Figurka dziadka

09.12.2024

Jak już gdzieś wspominałam, rozstanie z moim dziadkiem, a właściwie wykluczenie z rodziny było bardzo spokojne, wyważone, ale przyjazne, jak czarna polewka podawana niechcianemu konkurentowi do ręki córki. Dziadek, w którego domu nie piło się alkoholu pod żadną postacią zlecił babci zakupienie butelki wina, którym napełniono kieliszki i wzniesiono toast z okazji wykluczenia mnie z rodziny. Miał on symbolizować fakt, że każdą zbrodnię można zmyć krwią. A zbrodnią było moje zaangażowanie polityczne, czyli w tym przypadku zapisanie się do ZMS – Związku Młodzieży Socjalistycznej.  Przy tej okazji usłyszałam, jakie to zbrodnie popełniali moi przodkowie, i że mogli je zmazać udziałem w jakimś powstaniu. Wbrew pozorom, mnie, ówczesną siedemnastolatkę bardziej związało to z rodziną ze strony ojca niż matki. Ale dziadek też miał swoje tajemnice, kto wie czy nie bardziej niepokojące w świetle głoszonych poglądów…


Dziadka nie widziałam od tamtej pory aż do jego śmierci, która nastąpiła w dzień moich imienin czyli 25 listopada 1963 r.. Po pogrzebie przeżyłam szok, kiedy zobaczyłam, jak moja babcia pali papierosa. Dowiedziałam się wówczas, że babcia zawsze paliła, ale nigdy nie czyniła tego w obecności dziadka. Dzisiaj rozumiem także dlaczego, mimo iż babcia była bardzo ciepłą osobą, nigdy nas nie przytulała ani nie całowała i zawsze unosił się za nią lekki zapach ziołowych perfum własnej roboty. 

Z babcią widziałam się jeszcze w międzyczasie w ciągu kilku dni’ kiedy uciekłam z domu i zanim wyjechałam do pracy na koloniach letnich przemieszkałam kilka dni w piwnicy jej bloku, gdzie rozłożyła mi łóżko polowe i rano, gdy dziadek wchodził na obowiązkowy codzienny spacer, przychodziła zabrać mnie na śniadanie. Tak więc nasz kontakt pozostał tajemnicą do jego śmierci.

Dziadek był zawsze przekonany i twierdził, że religia, a właściwie praktyki religijne są niezbędne w wychowaniu kobiet i dzieci. Gdzieś pisał nawet o tym, ale już ponownie na ten fragment nie trafiłam. Sam dziadek nie podejmował nigdy w rozmowie tematów religijnych, chociaż przestrzegano w jego domu wszelkich zwyczajów świątecznych i obrzędów z nimi związanych. Nie jestem jednak pewna, czy chodzili oboje na nabożeństwa, czy tylko uczęszczała na nie babcia.

Dziadek często powoływał się na niemieckich filozofów i prawdopodobnie miał bardzo głębokie przemyślenia w związku z ich doktryną, którymi jednak z nie dzielił się z otoczeniem.Wiem, że tłumaczył filozofów niemieckich i polskich, między innymi Brzozowskiego, a w sprawie tego ostatniego toczył poważne polemiki z specjalistami.

Po jego śmierci babcia wręczyła mi maciupeńki posążek Buddy w pozycji medytującego. Widać bardzo często trzymano go w ręku, ponieważ kontury były bardzo wygładzone, ale najbardziej twarz – zatraciła rysy. Odkryłam wtedy, że można go trzymać go w specjalny sposób, między dwoma palcami prawej ręki i wówczas kciukiem tejże ręki dotykać nieistniejącej twarzy posążka. Zrobiłam tak kiedyś bezmyślnie w czasie uczenia się do jednego z egzaminów na polonistyce i nagle poczułam coś w rodzaju olśnienia. Moje myśli biegły szybciej, tekst nudnego podręcznika rozumiałam dużo lepiej, ale najważniejsze: moja pamięć zarejestrowała wszystko co czytałam dokładnie i dosłownie zapisuje jednocześnie mój osobisty stosunek do przeczytanego tekstu tak że mogłabym z nim śmiało polemizować. Posążek działał lepiej niż kofeina w ampułkach wyłudzana od znajomych lekarzy i zażywana w czasie nocnych maratonów uczenia się przed egzaminami. Zabrałam posążek na egzamin i zarobiłam dzięki temu jedyną w czasie tamtych studiów bardzo dobrą ocenę. Niestety, nie dało się metody tej stosować na egzaminach pisemnych.  Zrozumiałem wówczas, dlaczego twarz posążka była wygładzona – prawdopodobnie tak ją trzymano w ręce bardzo często jak ja – gładząc kciukiem twarz. 

Pytanie pozostawało dręczące: czy takie działanie posążka Buddy spowodowane było boskim pochodzeniem, czy też może w metal wżarło się coś z osobowości mojego dziadka i dodawało mi otuchy w okresie kiedy przeżywałam wielką tremę, gdy nieobyta wpadłam w świat elokwentnych, inteligentnych studentów pewnych siebie i docenianych w szkole i w rodzinie. Przestraszyłam się obu tych możliwości i jako z teoretycznych przekonań światła racjonalistka, wrzuciłam figurkę w najciemniejszą część szuflady.

Powrót do strony głównej