Porządek dziobania
Kiedyś z rozmaitych opresji ratowano w pierwszym rzędzie dzieci kobiety i starców. Wynikało to z przekonania, że trzeba opiekować się najsłabszymi. W dzisiejszych czasach opinia ta zmieniła się, jak i hierarchia jednostek zasługujących na ratunek. Ustawia się w niej: Zwierzęta, dzieci, resztę ludzi. Zmiana kolejności w tej hierarchii wynika z przeniknięcia do naszych poglądów zwyczaju uzasadniania tworzonych konstrukcji myślowych. Zwierzęta uważa się za najbardziej niewinne, w za nimi idą dzieci, a także inne istoty niewinne, na przykład nienarodzone (te ostatnie coraz bardziej wysuwają się na czoło). A dopiero potem cała reszta. Starcy wypadli w tej hierarchii, bowiem nie są uważani za niewinnych, przeciwnie mają za uszami więcej, niż młodzi, którzy nie zdążyli tak bardzo nagrzeszyć. Przede wszystkim żyli i działali w czasach komuny, a jako tacy, musieli ją akceptować wraz ze wszystkimi jej zbrodniami i przekrętami. Poza tym, jak powszechnie wiadomo, tylko ten kto śpi, nie grzeszy; im ktoś starszy, tym więcej przewinień ma na sumieniu. przekonanie to Powstało wskutek przeniknięcia do ogólnej świadomości obowiązującego stereotypu zaczerpniętego z religii, oglądu Świata, opartego na wskazywaniu grzechu i konieczności pokutowania. Skoro istnieje wina, istnieje też kara.. Im ktoś dłużej żył, tym więcej zdołał nagrzeszyć, a więc zasługuje na większą karę; nie ma powodu stawiać go w gronie zasługujących na ochronę, skoro może on właśnie w ten sposób przynależną mu karę odbyć. A my tylko mu w tym pomożemy. Pobrzmiewają tu też echa teorii reinkarnacji, zgodnie z którą człowiek poddawany opresji, odpracowuje w ten sposób swoje przeszłe winy. Widzimy więc pomieszanie z poplątaniem, zaczerpnięcie różnych teorii z różnych religii, które jako swoisty misz-masz przedostał się do naszej zbiorowej świadomości.
Jaki to ma wpływ na nasze zachowania? Przejmujemy się, jako społeczeństwo życiem poczętym, niewinnym płodem w łonie matki, niewinnym dzieckiem uchodźców na granicy, mniej zajmuje nas starsza osoba, np. babcia dziecka ze złamaną nogą. Dla dziecka powołano opiekuna z urzędu, babcie wypchnięto za granicę. Największą bazę win niosą ze sobą młodzi mężczyźni, bowiem w przekonaniu większości, są oni ukrytymi terrorystami. Wskazuje na to fakt, że rzucali gałęziami i kamieniami w polskie służby graniczne. Ja się im kompletnie nie dziwię, każdy człowiek postawiony przed ścianą, w obronie swojego życia będzie robił wszystko, co jest mu dostępne.
Skoro na siłę ciskać kamieniami, to rzuca. Gdyby ktoś mu wcisnął w ręce inną broń, to by strzelał. Człowiek postawiony w Krańcowej sytuacji nie zastanawia się, reaguje tak, jak emocje go skłaniają. Uznaje to nawet prawo, zmniejszając karę za zabójstwo w afekcie. Tylko nie my, ludzie! My kochamy emocje, ale własne i w kinie. Cudze emocje nakręcają nas tylko do reakcji na zasadzie: wreszcie coś dzieje się i możemy coś w tej sprawie zrobić.
Kiedy byłam młodą dziewczyną, słyszałam najczęściej złe rzeczy o współczesnej młodzieży. Tłumaczono nam, jakie mamy wady i dlaczego musimy czekać, aż Przystosujemy się do świata i świat nas zaakceptuje. Potem gdy osiągnęłam wiek średni, tłumaczono mi, że muszę jeszcze poczekać na profity ze swojej pracy i swojego wysiłku, aż odejdą starsi, którym bardziej się one należą. Teraz gdy jestem już staruszka, właściwie nie powinnam na nic czekać, a pospieszyć się i umrzeć jak najszybciej, nie stwarzać swoją osobą problemów najbliższym i państwu, a w szczególności służbie zdrowia, opiece społecznej, finansom kraju i w ogóle wszystkim młodym Polakom, którym zabieram miejsce do życia.
Jako niegdysiejsza czytelniczka kryminałów, przyzwyczaiłam się szukać zawsze tego, kto ma swój interes w popełnieniu zbrodni i komu zależy na takim, a nie innym rozwiązaniu – w tym przypadku problemu istnienia osób starszych.
Oczywiście bolącą jest sprawa tego, że starzy nie chodzą do pracy, a mają pieniądze z emerytur, na które wszyscy się składamy. Niektórzy zaś mają duże emerytury, Większe niż płace pielęgniarek. Starzy mieszkają nieraz w dużych mieszkaniach, na które młodzi nie mogą sobie pozwolić. Jeżeli je mają, to na ogół odziedziczone po dziadkach i innych rodzinnych starcach, w trosce o wnuki i narodową gospodarkę umierających na czas. Dlatego wskazane jest, aby ci dziadkowie czy babcie lub samotne ciocie prawdziwe i przyszywane, żyli jak najkrócej jak to możliwe. Niech się już nie męczą, zwłaszcza że często narzekają, że to czy tamto ich boli i tego czy tamtego mają dość. Dlatego jesteśmy za eutanazja i innymi tego rodzaju rozwiązaniami. Życie poczęte jest świętem, życie u schyłku niekoniecznie. Ktoś mógłby powiedzieć, że Wnuk czy wnuczka może zamieszkać z babcią czy dziadkiem, ale to nie jest rozwiązanie. Babcia czy dziadek będzie miał mocno przeciwko, kiedy współmieszkaniec o 12 w nocy zacznie smażyć cebulę, bo jest głodny. Babcia czy dziadek chciałby spać, a przecież niejednokrotnie narzekał czy narzekała, że cierpi na bezsenność. Jak więc może mu przez ma przeszkadzać zapach smażonej cebuli?
Młodzi są innym gatunkiem człowieka, o czym zaraz opowiem, jak każda staruszka, która musi narzekać na młodzież, bowiem nie istniałby żaden powód, żeby tego nie robiła. Nawet jeśli ją korci, żeby być inną niż wszyscy.
Pewna moja koleżanka wpadła na pomysł, że przydałaby mi się osoba pomocna w życiu codziennym i wymyśliła, że jej młoda kuzynka chętnie zamieszka w Warszawie i podejmie tam pracę, a w zamian za darmowy pokój będzie się mną opiekować. Wyszło na to, że mam trudny charakter i niestety, trzeba by świętej, żebym była z jej opieki zadowolona. Nasze wspólne życie wyglądało tak: w poniedziałek rano przychodziła pani Ukrainka i sprzątała całe mieszkanie, łącznie z pokojem kuzynki mojej koleżanki. Z wyników tego sprzątania nie zawsze była ona zadowolona i zaczęła wprowadzać swoje innowacje. W toalecie zawiesiła zielone kulki żrącej substancji, której zadaniem było dezynfekowane. Nie domyśliła się jednak, że moja toaleta ma podwójną funkcję: toalety i biletu i chociaż dbam o jej czystość ,może nawet przesadnie, to żrące zawieszki mogą zaszkodzić mojej skórze. Wytłumaczyłam jej to więc zdemontowała ustrojstwo krzywiąc się jednakowoż, ponieważ wzorem młodych nie uznaje za czyste tego, co nie śmierdzi chemikaliami.
Kuzynka koleżanki wprawdzie nie smażyła nocą cebuli, ale jak zabierała się za gotowanie, to gotowała od razu cztery do pięciu potraw. Moja instalacja elektryczna powstała jeszcze w czasie głębokiego PRL-u nie była na tyle wydolna, żeby znieść to jej gotowanie. U nas w bloku jest gaz, ja jednak go odłączyłam na rzecz kuchni elektrycznej, godząc się z tym, że jednorazowo mogę używać jedynie dwóch stanowisk, z czego jednego o małym natężeniu pobieranego prądu. Zanim zrozumiała to i oswoiła,( co wymaga umiejętności liczenia do 20), całą niedzielę spędziła na gotowaniu dla siebie pięciu rodzajów warzyw, wszystkie po kolei, co spowodowało, że ja nie mogłam zagotować wody na herbatę ani w ogóle czegokolwiek sobie przyrządzić., bowiem w mojej kuchni nie można korzystać z wszystkich posiadanych urządzeń na raz.
To była niedziela, w poniedziałek poszła do pracy na 9 rano. Zajęła łazienkę na godzinę, Biegała po mieszkaniu ze słuchawkami na uszach, więc nie zdołam jej powiedzieć, żeby zrobiła mi jakieś zakupy, kiedy będzie wracała z pracy. Zresztą i tak z tego nic by nie było, ponieważ z pracy wróciła o godzinie dwudziestej czwartej, zresztą w towarzystwie dość hałaśliwym. Z tego względu nie zdołałam się z nią porozumieć ani w sobotę, ani w niedzielę, ani w poniedziałek, ani we wtorek rano.
Pod koniec tygodnia spytałam ją, jak ona sobie wyobraża opiekę nade mną. Na to odrzekła mi ,że może zrobić wszystko, o co ją poproszę, pod warunkiem, że będzie to w zasięgu jej możliwości. Poranne zakupy nie były w zasięgu jej możliwości, ponieważ spieszyła się do pracy, po południu także nie mogła nic kupić, ponieważ wracała późno, a wracała dlatego tak późno, bo u mnie nie dało się gotować. W zasadzie uznała że jej kuzynka załatwiła wszystko i ona może mieszkać bezpłatnie bez żadnych zobowiązań. Pozwoliłam jej mieszkać do końca miesiąca i poprosiłam, żeby znalazła sobie inne lokum. Na koniec uznała ,że zgubiła gdzieś u mnie w mieszkaniu złoty łańcuszek, i dziwiła się że go nie znalazłam, ani nie znalazła sprzątająca Ukrainka. Po roku przypomniała sobie, że zostawiła w domu słuchawki i te zostały na szczęście odnalezione ,ponieważ leżały za wersalką, której od tamtej pory nikt nie odsuwał. Niestety łańcuszka tam nie było. W sumie dziewczyna była całkiem miła, jednak zupełnie nieprzygotowana do tego, że ktokolwiek istnieje na świecie nie po to, żeby sprawiać jej przyjemność.
Niestety nie był to jeden egzemplarz tego rodzaju; zewsząd dobiegają mnie opowieści, że teraz wszyscy młodzi są tacy, że widzą tylko siebie i że tylko o swoich sprawach myślą; źle znoszą jakąkolwiek krytykę; wszystko robią po swojemu; nie chcą się niczego uczyć, wolą wymyślać na własny sposób nie zdając sobie sprawy, że czasem wyrządzają więcej szkód, niż to warte. Oczywiście oburzają się na zbyt małe pensje i zbyt wielkie wymagania pracodawców.
Mój pogląd na takie sytuacje ewoluował z biegiem czasu. Gdy byłam jej rówieśnicą powiedziałabym o takiej koleżance, że jest po prostu roztrzepana albo dziecinna. Kiedy miałam 40 lat na karku sądziłam, że było jej w życiu zbyt dobrze, że rodzice nie wychowali ją na osobę myślącą, jedynie na swego rodzaju kobieciątko. Dzisiaj myślę inaczej. Jeżeli zadaniem człowieka podobno jest bycie szczęśliwym, dziewczyna ta postępowała całkiem racjonalnie, że działo się to jednak kosztem mnie, to nieważne, ponieważ świat cały powołany jest dla uszczęśliwiania ludzi. Mój kłopot polega na tym, że wychowano mnie do godnego znoszenia klęsk , a nie do odnoszenia sukcesów. I zawsze powtarzano mi, że jeżeli się do czegoś zobowiązałaś, to musisz to wykonywać, a jeśli robisz coś już, to rób to dobrze. Wprawdzie opowiadałam złośliwie, że jako wskazanie dla mordercy jest to zupełnie słuszne: jeśli już masz kogoś zamordować, to zrób to skutecznie. Ale to było takie tylko przekomarzanie się, nieprawdziwa j krytyka.
Kiedy sięgnę pamięcią do swoich młodych lat ,właściwie przypominam sobie bardzo podobne zarzuty stawiane przez starsze osoby młodym. Istotnie, wówczas myślałam bardziej o sobie niż o innych, wolałam robić wszystko po swojemu i wymyślać własne sposoby, chociaż ja chętnie się uczyłam i lubiłam dyskutować nad tym, dlaczego coś ma wyglądać i być robione tak, a nie inaczej. Z tamtych czasów zapamiętałam kilka ówczesnych argumentów: „zawsze tak się robiło”, „tak mi kazano, więc tak trzeba robić”, „nie ma co dywagować, to tylko strata czasu”. Dziś takie argumenty padają rzadziej, ale zastępuje się je innymi banałami, równie zachowawczymi.
Mimo wszystko zmieniło się bardzo wiele. Wydaje mi się, że te cechy, które przez starsze pokolenie za moich czasów było uznawane za negatywne, nadal negatywnymi pozostało, tyle że ich przejawianie się przybrało czasem zgoła karykaturalny wygląd. O ile kiedyś jeszcze słuchano czyichś wskazówek czy rad, obecnie słucha się tylko siebie, I wyłącznie realizuje swoje pomysły, nie próbując nawet zrozumieć innych, ani ich argumentów. Dla świeżo upieczonych pracowników nie jest argumentem np. to, że przepisy prawa tak nakazują, ponieważ oni uważają, że lepiej jest zrobić inaczej. Stąd też zapewnie bierze się lekceważenie prawa oraz jego omijanie przez osoby, które ze swojego stanowiska powołane są do czuwania nad jego stosowaniem. Dlatego też w sejmie nie słucha się opozycji i uchwala ustawy całkowicie sprzeczne z obowiązującym prawem konstytucyjnym, czasami w zupełnie dobrej wierze, chociaż z głupoty i niekompetencji.
W świetle tego należy cały ród starszy wyciąć do cna, bowiem pozbawienie ich sprawczości jeszcze nic nie daje, skoro mądrzą się I podobno wiedzą lepiej niż młodzi, którzy mają umysł świeży i nie zużyty. Stale słyszę argumenty, że Mojżesz żydów prowadził po pustyni przez 40 lat czekając aż wymrze starsze pokolenie I dopiero wówczas mógł podjąć naprawę społeczeństwa. Analogicznie mówi się o tym, że żeby naprawić Polskę należy poczekać aż umrą wszyscy ludzie urodzeni w czasach tak zwanego komunizmu, chociaż żaden komunizm to nie był, jako żywo, w każdym razie wszyscy ludzie urodzeni przed rokiem tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątym. Ja jestem wśród najstarszych pokoleń, muszą więc wymrzeć także moje dzieci. Pozostaną ich dzieci, moje wnuki, już dziś zagubione dzieci we mgle, nie za bardzo wiedzące czego chcą poza byciem szczęśliwym i do czego dążą oraz do czego są zdolni. Strach pomyśleć, co będzie z tymi, którym nic nikt nie będzie w stanie przekazać, a zwłaszcza opowiedzieć jak jest w życiu naprawdę, w prawdziwym życiu, a nie wykreowanym przez innych na potrzeby jeszcze innych.