Moja znajoma napisała mi, że po lekturze ostatniego odcinka Babci Ezoterycznej lepiej zrozumiała kogoś bliskiego sobie i to, że on źle znosi przestawianie przedmiotów; w inne miejsca
Ja sądzę, że dzieje się to tak dlatego, iż osoby niepełnosprawne, mające kłopot z poruszaniem się, zwykły patrzeć na dół, pod nogi, a nie przed siebie. Ich horyzont (nie przenośny, ale rzeczywisty) mieści się znacznie poniżej horyzontu innych ludzi. Przedmiot przestawiony z jednego miejsca w drugie, znajdujący się mniej więcej na wysokości oczu zwykłego człowieka, dla osoby niepełnosprawnej często jest niemożliwy do dostrzeżenia bez specjalnych poszukiwań, one zaś wymagają podniesienia wzroku i penetracji otoczenia. Powoduje to konieczność zmiany pozycji na mniej wygodną, często niepewną i niestabilną.
Odpisałam tej znajomej, poszukując w pamięci najtrudniejszych wyzwań, jakie przede mną stają. Pamiętałam o jednym – trudnościach z podnoszeniem przedmiotów, które spadły na ziemię, zwłaszcza płaskich. Nie opowiedziałam jej jednak o czymś, co mnie z takiej okazji spotkało. Czynię to teraz, może trochę zafiksowana na przypowieściach, ponieważ historyjka ta mogłaby być jedną z nich.
Zadzwonił do mnie jakiś człowiek. Powiedział, że na giełdzie kupił stary komputer, a na jego dysku znalazł bardzo wiele informacji dotyczących mnie. Był tam także mój numer telefonu, a poza tym jakieś teksty i inne dokumenty. Człowiek ten powiedział, że prawdopodobnie ktoś, kto upgrejdował mój mój komputer, zgrał zawartość dysku na wszelki wypadek, a potem zapomniał o tym i dysk ten sprzedał na giełdzie. Możliwe też, że jakiś nieuczciwy pracownik firmy komputerowej ukradł zalegający na regałach dysk i sprzedał go na giełdzie zapomniawszy o jego wyczyszczeniu. Tak czy inaczej, dzwoniący jest w posiadaniu wielu moich osobistych danych i postanowił nagrać je na płytę i wysłać do mnie, zanim ostatecznie dysk ten wyczyści. Problem w tym, że aktualnie jest w szpitalu, i dopiero może zrobić to, gdy z niego wyjdzie. Dzwoni jednak wcześniej, żeby mnie uprzedzić, bo możliwe, że mogę jeszcze podjąć jakieś postępowanie w stosunku do osoby, która nie uprawniona rozporządziła moimi dokumentami.
Byłam zainteresowana, bowiem mogły się tak kryć teksty, których nie udało mi się dotychczas odszukać w posiadanych materiałach (w które z biegiem czasu wkradł się bałagan), czekałam jednak, aż facet ponownie się odezwie, ale minęły miesiące, a on nadal milczał.
Postanowiłam więc zadzwonić do niego i spytać, co dalej. W telefonie odezwała się kobieta, wdowa po mężczyźnie, który w międzyczasie zmarł. Podała mi swój numer telefonu I powiedziała, że postara się sprawdzić, czy u męża nie leży stary dysk. Jeżeli go odnajdzie, a ja zadzwonię do niej, i podam adres, to dysk ten mi wyśle.
Telefon do tej kobiety zapisałam sobie na karteczce, ponieważ w międzyczasie zmieniłam operatora telefonii komórkowej i przy zmianie karty część numerów telefonów, zapisanych na karcie, a nie w pamięci aparatu, zostałaby utracona. Nie byłam więc pewna, co się stanie z telefonem kobiety.
Ponieważ kobieta nie odezwała się więcej, po jakimś miesiącu lub dwóch postanowiłam zadzwonić do niej. W pamięci telefonu nie znalazłam tego numeru, więc musiałam odszukać kartkę zapisanym numerem. Karteluszki takie przechowuję w jednym miejscu, w pudełeczku reklamowym PZU sprzed co najmniej pięćdziesięciu paru lat. Leżą tam nienaruszone od dziesięcioleci, bo zazwyczaj nie przydają mi się do niczego. Ważne telefony mam zapisane w komórce, w nowym modelu; nieważne mogą nigdy nie być potrzebne.
Przeszukałam całe pudełko i odnalazłam numer tej kobiety. Siedziałam przy komputerze przy uchylonym oknie, ponieważ zrobiło się nagle dość ciepło. Podmuch wiatru wyrwał mi karteczkę z rąk i wywiał na ziemię. Już od kilku lat nie jestem w stanie się schylić I podnieść czegoś z podłogi. Na co dzień posługuję się chwytakiem, który jednak czasem nie jest w stanie podnieść przedmiotów płaskich.
Karteczka z miękkiego papieru może być podniesiona na dwa sposoby: pierwszy polega na przesunięciu jej do stopy albo do innego trwale zamocowanego przedmiotu, przesuwaniu chwytakiem po niej tak, aby zgięła się w połowie i uchwyceniu tego zgięcia szczypcami. Sposób ten jednak nie nadaje się do podnoszenia sztywnych kartoników, a na tym zapisany był numer telefonu. W podobnym przypadku należało wziąć śmietniczkę na długim kiju oraz szczotkę i spróbować nią zmieść kartonik na nią. Udawało się to jednak w tylko w części przypadków, ponieważ brzeg śmietniczki zaopatrzono w gumową osłonkę, nie wiadomo czemu służącą, ale utrudniającą zmia tanie płaskich przedmiotów. Ten kartonik więc także nie dał się zmieść i tym samym dostać do mojej dłoni.
Kolejnym sposobem mogło być posłużenie się odkurzaczem, ale w tym wypadku było to niemożliwe, ponieważ przewód odkurzacza nie był włączony na stałe do gniazdka, a gniazdko znajdowało się kilkanaście centymetrów nad podłogą. Nie mogłam się tak nisko schylić, a chwytak nie miał wystarczającej siły aby wepchnąć końcówkę odkurzacza do niego.
Innych pomysłów już nie miałam. Przez kolejne trzy dni patrzyłam na kartkę leżącą na podłodze z numerem telefonu zapisanym na odwrocie i próbowałam różnych sposobów, z których żaden się nie sprawdził. Pozostawało mi tylko czekać, aż ktoś pojawi się u mnie w domu i podniesie tą nieszczęsna kartkę. Przez tydzień nikogo nie było, a ja ciągle próbowałam i próbowałam wdrożyć w życie kolejne, świtające mi pomysły. Za którymś razem kartka frunęła pod szafkę.
W poniedziałki przychodzi do mnie pani sprzątająca i czekałam na jej przybycie, aby podniosła mi tę kartkę. Pani przyszła, szafkę odsunęła z wielkim trudem, ale kartonika pod nią nie było. Prawdopodobnie pofrunął dalej, pod dużą szafę z czeczotu, stanowiącą część wyprawy panieńskiej siostry mojej babci z 2005 roku, ale stamtąd już nikt by jej nie wydobył (z wyjątkiem może sześciu ludzi i podnośnika hydraulicznego). Ostatni raz ją przestawiano w roku 1975, przy okazji remontu mieszkania. Kolejne remonty obywały się już bez jej poruszania
Część mojej osoby spoczywa więc na jakimś dysku komputerowym, zlokalizowanym w nieznanym mi miejscu i nie jest możliwe odzyskanie tego fragmentu mojej osobowości, zdanej w obce ręce losu. Jako Babcia Ezoteryczna powinnam przyjąć nauczkę świata, że jeżeli odmawia on mi dostępu do czegoś, to powinnam z tego zrezygnować (co zazwyczaj czynię z pokorą). Jako osoba niepełnosprawna nie powinnam godzić się ze swoim statusem i wezwać owych sześciu ludzi z podnośnikiem hydraulicznym lub elektrycznym dla podniesienia zabytku. wyciągnięcia kartonika, odczytania numeru telefonu i zadzwonienia do kobiety, która być może dysku nie znalazła, albo o sprawie zapomniała, a dysk wyrzuciła na śmietnik, albo zaraziła się od męża koronawirusem I umarła (czego jej wcale nie życzę, ale co muszę brać pod uwagę).
Czy więc jest sens podejmowanie danych dalszych wysiłków uzyskania czegoś niepewnego? Tak uczy zdrowy rozsądek i tak napominają biblijne przypowieści. Na tych rozważaniach mogłabym się zatrzymać, korci mnie jednak aby dołożyć do nich drugie piętro. Osoby niepełnosprawne są trudne do zrozumienia przez otoczenie, ponieważ trudno sobie wyobrazić, na jakie przeszkody napotykają. Opowieść powyższa może być przykładem dla zwykłych ludzi, zabawną anegdotą, jak można utracić część siebie przez nieumiejętność podniesienia z ziemi małego kartonika.
Nie myślcie, że problem ten nie został rozwiązany. Wprawdzie część mojej osobowości znalazła się poza moim zasięgiem, ale i tak niewiele czasu dzieli mnie od chwili, kiedy ona cała, ta moja osobowość, znajdzie się poza moim zasięgiem. Nie przywiązałam się więc bardzo do tego, konkretnego niepowodzenia. Problem rozwiązałam w inny sposób. Znalazłam bambusowy kijek, który podpierał kiedyś doniczkowy kwiatek, przywiązałam go do łopatki od przewracania kotletów na patelni (metalowej, starej, nie drewnianej, nowoczesnej!) i w ten sposób uzyskałam narzędzie, umożliwiające podniesienie mi z ziemi płaskich, twardych kartoników. Jeden koniec kartonika przydeptuję nogą, drugi zaś podważam łopatką, która wsuwa się znakomicie pod kartonik. Nie muszę dalej patrzeć przez cały tydzień na leżący papierek! Mogę obrócić swoje spojrzenie na inne rzeczy i sprawy.
słownik błędów c.d.
Podnośnika — podnieść Nicka
Przydeptuję — przy Depp tuje
Pani Kasiu,
1. Cała ta historia ze znalezieniem dysku z Pani danymi brzmi jak z książki sensacyjnej/ filmu sensacyjnego.
2. W swoim życiu zauważyłam, że jeżeli jakieś przedsięwzięcie „nie idzie”: nie można się dodzwonić, występują nieoczekiwane przeszkody etc. to jest to znak (od naszej duszy? od sił wyższych?) że coś tu nie gra, lepiej się w to przedsięwzięcie (znajomość, inwestycję, etc.) nie ładować.
Moja rada: Jeżeli kiedykolwiek uda się Pani zdobyć ten dysk, proszę go uruchomić na osobnym komputerze-starociu. Niech ewentualne wirusy/ trojany się tam rozpakują…
Pozdrawiam serdecznie!
Ja też tak uważam i dlatego nie mam zamiaru nic dalej robić w sprawie tego dysku.