(kilka tygodni wcześniej, gdy się wszystko zaczynało)
(Sen 20.09. nad ranem)
Dzisiaj miałam dziwny sen. Znajdowałam się na sali wśród wielu osób w oczekiwaniu na egzamin pisemny na temat, jaki już zapomniałam. Każda przystępująca do niego osoba miała prawo zabrać ze sobą wyłącznie cztery przedmioty. Jednym z tych przedmiotów był długopis, potem zabrałam jeszcze okulary i dwa inne przedmioty – pamiętam, że piątym przedmiotem, którego nie było mi wolno zabrać, były nożyczki. Wszystkie przedmioty schowałam do kieszeni na biodrze, w sukience (granatowej w białe wielkie grochy, którą kiedyś sobie sama uszyłam; kieszeń była na paczkę papierosów i zapałki, więc byłam zapewne w tym śnie jeszcze młoda i szczupła, skoro, jak pamiętam, zużyłam na nią 1 m 35 cm materiału z przecenionej resztki), a ponieważ nożyczki wystawały mi z tej kieszeni, szłam do drzwi bokiem, tak aby ukryć jej widok przed pozostałymi osobami.
Kiedy weszłam do sali, w której odbywał się egzamin, dostałam kartkę papieru poliniowaną i ostemplowaną czerwoną pieczęcią. Zaczęłam na kartce tej pisać wypracowanie zawierające wykład starożytnego filozofa (w każdym razie był to szkic wykładu), wygłoszonego przypadkowym osobom, zaczepionym przez niego na ulicy i namówionym do jego wysłuchania .
Pisałam bardzo długo i kiedy wreszcie przestałam, zauważyłam że zapisałam z obydwu stron nie tylko tę kartkę, którą otrzymałam, ale jeszcze drugą. Zastanawiałam się chwilę i sprawdziłam jakie przedmioty są mi urzędowo dostępne, zawieszone w przezroczystej saszetce, przyczepionej do ściany obok stolika..
Zauważyłam, że była to gumka do ścierania i inne drobiazgi; nie było wśród nich nożyczek, ale nożyczki nie przydałyby mi się do niczego, ponieważ papier zapisany był dwustronnie, a zwykła gumka nie ściera długopisu. Chciałam sprawdzić i przeczytać to, co napisałam i ewentualnie poprawić błędy, okazało się jednak, że rękopis jest zupełnie nieczytelny do tego stopnia, że nie byłam w stanie nawet oznaczyć cyframi kolejności stron. Przerażona tym obudziłam się, pytając siebie o sens tego snu. ponieważ odniosłam wrażenie, że mówił o czymś bardzo głębokim i ważnym. Odczuwałam poza tym wstyd, że przystępując do konkursu, nie zachowałem się uczciwie, zabierając nożyczki, jednakże nie byłam w stanie ich wykorzystać; do niczego nie były mi przydatne, były jednak ważne, ponieważ jest za ich sprawą zapamiętałam towarzyszące mi uczucie zażenowania, podobne do wyrzutów sumienia. Zastanawiając się dalej nad przekazem tego snu doszłam do przekonania, że ważny jest też temat tego wypracowania, dlaczego był to akurat wykład filozofa i akurat dla przypadkowych osób.
Podejrzewam, że dlatego, iż myślałam wczoraj o cytacie przeczytanym w Internecie i doszłam do wniosku że niemiecki filozof, którego nazwisko brzmi bardzo dostojnie, a z którym nie miałam okazji się zapoznać, bredził równie spiskowo, jak moi niektórzy znajomi na Facebooku. Ważny też był krąg słuchaczy filozofa, którego wykład był tematem mojego wypracowania i fakt, że nie dałam rady go zmienić świadczący, że tekst wysłany w świat, już nie może zostać poddany korekcie. To, co wyszło spod pióra i z mojej głowy, zostanie już na zawsze nie do poprawienia, tak więc niedozwolone nożyczki i dozwolona gumka do niczego się nie przydadzą, choć pozostają mi wyrzuty sumienia, że postąpiłam nieuczciwie.
Pozostałoby mi na tym zakończyć opis snu – odwołaniem do cytatu owego filozofa, z którym zapoznałam się dzięki Facebookowi, a który zamieściłam w poprzednim odcinku.
Jednak nie, to jeszcze nie koniec moich rozważań. Pomyślałam, że mój sen może mieć związek z tym, że dziś Facebook przypomniał mi odcinek “Babci ezoterycznej”, w którym opowiadałam o ulicy Marszałkowskiej w latach osiemdziesiątych dwudziestego wieku. Ten opis stał się fragmentem drugiej części mojej powieści “Sierotka”. Przypomnienie mi tego wspomnienia, opublikowanego jeszcze w “Tarace”, nasunęło mi jednocześnie refleksję, że część druga książki jest napisana i zawiera sporą partię tekstu, mianowicie około 100 stron zormalizowanych; szkoda, żeby taka partia tekstu przepadła. Ciągle jednak mam trudności z powrotem do pisania dłuższych tekstów i skończenie drugiego tomu stanowiłby wyzwanie, które mnie przerasta psychicznie i fizycznie. Psychiczne trudności wynikają ze zbyt małej odległości czasowej od zamierzonego okresu, w którym stopniowo moja kariera życiowa zmierzała ku końcowi, fizyczne z niemożliwości siedzenia na krześle czy fotelu dłużej niż 13 minut z powodu przeszywającego, ostrego bólu kręgosłupa, a nawet tekst dyktowany w programie głosowym wymaga siedzenia przy klawiaturze i poprawiania o wiele obszerniejszego, niż normalny, wpisywany ręcznie.
Jednak gotowy fragment (początek) drugiego tomu powieści jest zbyt duży, aby zamieścić go, jako odcinek aktualnie prowadzonego mojego bloga, wpadł mi więc do głowy pomysł aby dołączyć tę część do tekstów udostępnionych bezpłatnie na witrynie autorskiej Kasia Urbanowicz@pl.
Astronomicznie i astrologicznie jest to czas bardzo trudny. przełomowy, czas wykluwania się nowych plam na Słońcu, przebiegunowania Ziemi i niekorzystnych układów planet pokoleniowych. Moje osobiste przeczucia (którym staram się nie dawać nadmiernego przystępu) wirują jak nakręcone udzielając odpowiedzi dziwacznych i niezrozumiałych jak plamy na Słońcu i jak kolejne sny – coraz mniej zrozumiałe ale z coraz większym ładunkiem symbolicznym.
Kopanie piwnicy – sen 21.09 g. 5,13
Kopiemy ze zmarłym mężem piwnicę i ja dostaję tytuł inżyniera haremu. Jest to przedsięwzięcie typu kulturalnego (czymkolwiek by było), ale bardzo dziwnego. Piwnica ta ma ładne, głębokie brzegi, jest przynajmniej trzy metry głęboka i zawiera wydzieloną przestrzeń, w której ma znajdować się winda albo inne inne urządzenie do wyjścia z wykopu. Raptem na budowie pojawiają się Chińczycy i zaczynają tę piwnicę poszerzać; dokładają nowe bloki obmurowania i przyczepiają je w bezładzie i pośpiechu. Wszędzie jest pełno gliny i błota a piwnica, początkowo zaprojektowana według prawideł sztuki, zaczyna mieć coraz bardziej nieregularne kształty. Chińczycy na budowie ciągle się zmieniają ale mąż nagle mi znika i nie mam już z kim się porozumieć, jak to wszystko naprawić. Jednocześnie z góry spadają kamienie oraz z rzuca się także w dużej ilości mokrą zaprawę budowlaną,
Nie wiem jak wyjść z tej piwnicy, a poza tym stoję już na ostrej grzędzie, utworzonej pośród stale pogłębiających się miejsc bez możliwości zmiany miejsca.Dookoła mnie oprócz Chińczyków pojawiają się na budowie jacyś Europejczycy, ale trudno z nimi porozmawiać, bo nie znam języka. Jeden z nich ma twarz całą zaklejoną gliną i tylko otwarte usta; proszę go o to, żeby pomógł mi jakoś wyjść, ale on twierdzi tymi zabłoconymi wargami i różowym językiem, że jest to niemożliwe, bowiem nic nie widzi i nie ma zielonego pojęcia o moim położeniu, chociaż oczy ma otwarte.
Potem Europejczycy znikają i znowu chodzą sami Chińczycy, z którymi nie wiem jak się porozumieć, po czym na zmianę znowu pojawiają się Europejczycy. Tak to zapamiętałam – jako korowód charakterystycznych twarzy i sylwetek, ale odmiennych sposobów poruszania się.
Próbuję z nimi wszystkimi rozmawiać, ale zawsze rozmowy te kończą się na niczym. Oni sami wchodzą i schodzą po kamieniach przyklejonych do ścian, robią to jak wprawni wspinacze na ściance i nie rozumieją, że ja nie jestem w stanie po tych kamieniach się wdrapywać .
W końcu pojawia się jakaś kobieta i jej też próbuję wytłumaczyć, że musi zebrać kilku ludzi na górze i ci ludzie muszą mnie wciągnąć na linie, w inny sposób nie jestem w stanie wyjść.
Na to kobieta odpowiada mi, że muszę założyć konto gdzieś w pobliżu, zebrać środki finansowe i dalej pertraktować.Chce mi się bardzo siusiu i nie mogę ani wyjść ani się schować, więc budzę, się ponieważ muszę iść do toalety.
Wysłane z iPada 29.09.2010 g. 3,21 w nocy:
“Moje myśli są poustawiane w ostrosłupy, są galaretowate i mokre, ale jednak nie są okrągłe.”
Nie dostrzegłam w tym początku. W fakcie, że wysyłam sama sobie maile w nocy i w tym, że w moim śnie pojawiają się twarze… I że dojrzewają.
Przeczytałam jeszcze rano w czyimś nekrologu i zapisałam:
“Pomimo postępującej przez lata ciężkiej choroby kręgosłupa, jej kręgosłup moralny i polityczny pozostał nienagannie prosty.”
Ja też choruję na kręgosłup. Też jest pokrzywiony, a właściwie skręcony, jednakże nie on mnie boli, ą stawy biodrowe.
Znak Strzelca jest znakiem bestialskim, to znaczy złożonym z części zwierzęcej i części ludzkiej. Jako koń pragnę biec, galopować bez ograniczeń przed siebie, jako człowiek krępuję swoje popędy. Ja uważam, że znak ten składa się na bestię z trzech, a nie dwóch części. Trzecią jest świat, otoczenie, warunki w których żyję. Niewątpliwie u mnie ograniczająco zadziałał ustrój polityczny, w PRL-u galopowanie było niedozwolone. Kobieta powinna pracować, dbać o rodzinę, a przemieszczać się rzadko i tylko raczej na urlopy w ośrodkach przystosowanych do wypoczynku mas pracujących: domach FWP, ośrodkach domków campingowych nad jakąś wodą (morze, jezioro, rzeka). Wyjazd za granicę przez jakiś czas nie był możliwy, potem po licznych trudnościach. Jak w takim wypadku galopować? Jak zachować prosty kręgosłup? Więc mój kręgosłup moralny i polityczny także nie pozostały proste.
Ale proste kręgosłupy też mogą być objawami schorzenia. I tak źle i tak niedobrze.