Pisząc w roku 1916 w Tarace blog pt. ” Z szuflad starego biurka” nadałam numer 20 odcinkowi o powyższym tytule. Chciałam wrócić do spraw nauczycieli w Polsce dwudziestolecia Międzywojnia, jako, że prawie wszyscy z mojej rodziny z linii męskiej (tylko z wyjątkiem mojego ojca), a więc dziadek, babcia, ciotka, dziesięcioro rodzeństwa dziadka i siostra babci, tudzież rodzice i dziadkowie dziadka byli nauczycielami. Nawet ja, w czasie studiów polonistycznych i później miałam kilkuletni epizod uczenia w szkole podstawowej na zastępstwach za nauczycieli wykwalifikowanych. Wydaje się więc, że nauczycielskość można mieć w genach. Dziś nie rozumiem, jak bardzo silne wyzwanie stanowi potrzeba przekazywania młodym swoich doświadczeń wbrew wszystkiemu i jak bardzo jest to znienawidzone przez polityków. Wszak wszyscy mamy jedno życie i każdy poszukuje jego sensu, cóż mu sens i wyzwania innych ludzi. Po tym poznaję, że moja młodość odeszła.
Po śmierci ostatniego mojego kuzyna, mieszkającego w mieszkaniu nieżyjących już dziadka, babci i ciotki, po odsunięciu ciężkiego, starego biurka, przystawionego szufladami do ściany otrzymałam całą jego zawartość – czyli dokumenty rodzinne oraz rękopisy powieści dziadka.
Wśród dokumentów wiele miejsca zawierały papiery związane z pracą nauczycielską, fotografie uczniów licznych szkół, w których uczyli, ich świadectwa szkolne i zaświadczenia opisujące karierę zawodową. Wsdzystko to swego czasu zeskanowałam, a oryginały, zapakowane w pudła spoczywają na najwyższych półkach regału w moim mieszkaniu.
Byłam pewna, że odcinek ten napisałam, niestety, gdy otworzyłam dokument, widniała pusta strona. Kiedy wróciłam do dokumentów przypomniałam sobie, co mnie zatrzymało. Otóż skany świadectw szkolnych były składane z kilku części, tak wiele figurowało na nich przedmiotów, że nie mieściły się na formacie A3, nie mówiąc już o A4. Kończący seminarium nauczycielskie młodzi musieli znać 3 języki (w których nauczali dzieci na Podolu – polski, rusiński, niemiecki), uczono ich gry na 3 instrumentach plus wszystkkie i dziś obowiązujące przedmioty ścisłe. Jako że kończyli seminarium nauczycielskie w Zaleszczykach, u zbiegu 3 granic, często znali także rumuński. Format tych świadectw nie mieścił się w moim skanerze.
Potem wysyłano ich na rozmaite zabite deskami wsie, gdzie uczyli dzieci w liczbie kilkunastu, bose, obdarte, nie umiejące się posługiwać jakimkolwiek językiem, przetwarzając te stworzenia w osoby, niejednokrotnie szokujące uzdolnieniami i robiące w przyszłości karierę.
Co skłaniało tych moich przodków do trudnej i niewdzięcznej pracy, do życia w biedzie i niedostatku? Zapewne poczucie, że mogą spowodować, iż takie czy inne dziecko, osiągnie wyżyny, których nikt się po nim nie spodziewał.
Zapewne i dziś nauczycielami kieruje ten sam pęd – uczynienie z jakieś bezkształtnej intelektualnie istoty, kogoś świadomego, pewnego siebie, myślącego.
Tyle, że… Ani w dwudziestoleciu międzywojennym, ani dziś, nikomu z politycznych tuzów nie podobają się ludzie myślący i świadomi. To leży u podstaw sekowania nauczycieli.
To jest walka: światłości z ciemnotą, świadomości z bezkształtnym trwaniem lub poddawaniem się prymitywnym emocjom. I to nas gubi, wówczas i dziś.
Cóż mogę podpowiedzieć nauczycielom? Jeśli macie coś takiego w genach – przetrwacie, mimo śmiesznych pensji i braku szacunku dla Waszego zawodu. Jesteście niczym ten grecki półbóg, dżwigający na głowie Wszechświat; biada nam wszystkim, gdy zegniecie karku i upuścicie kulę ziemską na zbocze góry. Wówczas nikt jej już nie podniesie… Choć tak mało zarabiacie i tak ciężko godzić wam wyzwania zawodowe z życiem prywatnym, na własnych barkach utrzymujecie ciężary przekraczające Wasze siły.
Mam nadzieję, że kiedyś doznacie sprawiedliwości za Wasze wysiłki.
Moja śp. Mama była absolwentką Seminarium Nauczycielskiego we Lwowie, myślę, urodzona w 1904 pewnie ukończyła je w 1921 albo 1922 roku i skierowano ją do pracy w szkole powszechnej w Brodach, po kilkuletniej praktyce nauczania w powiatowym mieście, objęła funkcje kierowniczki szkoły w Pieniakach, we wsi, w której mieszkali państwo Stanisław i Maria z Jabłonowskich Cieńscy. Ona była autentyczną księżniczką, a on zapalonym myśliwym. Pałac był zrujnowany, ale dla potrzeb szkoły i mieszkania dla nauczycielki właściciele majątku, wyodrębnili część dworku w parku. Pod koniec ubiegłego wieku, kiedy odwiedziłem Pieniaki , wokół nas a byłem z żoną i siostrą, zebrali się byli uczniowie i uczennice naszej Mamy i mówili, że czas, kiedy chodzili do szkoły w której nasza Mama uczyła, był najszczęśliwszym okresem w ich życiu.