Psychiczny narkotyk dla osadzonych ( wypis z biuletynu nr. 3). W Korei Południowej otwarto więzienie dla… zmęczonych!!! Wygląda jak więzienie. Wyposażenie: drzwi zamykane od zewnątrz, przycisk paniki (u naszych polskich osadzonych też tak jest, do wzywania oddziałowego, a w przypadku pilnej potrzeby, żeby zadziałał, wzmocnione waleniem pięścią w drzwi), okno, umywalka, sedes, stolik, a ponadto zestaw do ceremonialnego picia herbaty, mata do jogi i inne wschodnie ezoteryczne wymysły. Według współzałożycielki „więzienie jest postrzegane jako ucieczka do wolności. Zamknięcie w izolatce nie jest prawdziwym więzieniem, prawdziwym więzieniem jest świat na zewnątrz”
Tu dygresja: Ta konstatacja jest niesłychanie bliska mojemu osobniczemu doświadczeniu z PRL, okraszonemu modną wówczas filozofią egzystencjonalną, której przedstawicielami byli J.P. Sartre i inne „francuskie pieski”, ich żony, córki i kochanki (czasem 2 lub 3 w jednym). Ich filozoficzne dylematy prowadziły zawsze do objawionej prawdy, iż wolność jest do czegoś, a nie od czegoś, co zweryfikowałam u schyłku mojego życia uznając, że wszelkie podrygi zmierzające do… przynoszą jedynie poczucie klęski, podczas, gdy wygrywają ci, którzy zawsze uwalniali się od zobowiązań, nie zaś ci, którzy chcieli naprawiać świat, nawet uprawiając tylko swoje małe ogródki (to już inny prąd filozoficzny).
Co zostało mi z tamtych lat? Zamiłowanie do czarnych bluzek z dekoltem i sentyment do szerokich spódnic na halce, tudzież tzw. trumniaków, to jest malowanych na czarno pastą do butów białych tenisówek z wyciętą, sznurowaną częścią. Och, jakże lekko się biegło z tym zasobem modnej wówczas filozofii i włosami spiętymi w tzw. „koński ogon”, gdy ważyło się czterdzieści parę kilogramów, a nie przynajmniej dwa razy tyle, (a nie da się obecnie zrobić zdjęcia w lustrze bez podpórki kręgosłupa w postaci chodzika lub inwalidzkiego wózka). Ale oczywiście południowi Koreańczycy tego nie wiedzą, no bo niby skąd?
Złośliwy mój korespondent twierdzi, iż hotel ten wymyślił prokurator, który pracował 100 godzin tygodniowo i leczył w nim pracoholizm. Ja dodałabym, że prokuratorka, która po powrocie z pracy gotowała dzieciom obiady i sprzątała mieszkanie do błysku, aż ryzykując zgon zasypiała w wannie, miałaby jeszcze lepsze pomysły. Chociaż czytałam gdzieś, że w Polsce istnieje odrębna wersja „więzienia dla zmęczonych” w postaci klasztornej celi, wynajmowanej za spore pieniądze w czasie wakacji. Ale u nas wszystko musi być posypane wiarą, jak tanią przyprawą w rodzaju pieprzu ziołowego.
W klasztornej celi i w koreańskim „więzieniu dla zmęczonych” obowiązuje zakaz posiadania komputerów, laptopów, telefonów, tabletów i wszystkiego, do czego potrzeba ładowarki i choć podejrzewam, że w prawdziwym też, w Polsce obowiązkowo dostępny jest program oficjalnej telewizji z jej propagandą i serialami. Osadzeni nieźle znają się na prawie i wyczaili, że niejaka Marysia Domańska z serialu „Pierwsza miłość” za spowodowanie wypadku dostała 12 lat z art. 197par.1 kodeksu karnego, który przewiduje karę do 3 lat. Sugerowaną przyczyną takiego wyroku był stresujący rozwód sędziego.
Internetowa wieść niesie, że skoro jedna z piosenkarek twierdziła, iż ponoć ktoś napisał Biblię pod wpływem ziół, możliwa jest delikatna sugestia polityczna, iż wyrok także spowodowało użycie zioła przez sędziego, a tym samym uzasadnienie konieczności reformy sądownictwa, celem wyeliminowania ryb, które psują się od głowy i zasiadają w TK i SN. Wydaje mi się to jednak zbyt daleko posuniętą teorią spiskową, choć przymus ogladania takich seriali, moim zdaniem, nie ma walorów wychowawczych.
Jednakowoż za pośrednictwem jeszcze marniejszej telewizji można wysłać osadzonym gryps. Kosztuje to raptem 1,40 zł, a więc jest tanie bardzo, a polega na wysłanie sms z hasłem LIKE lub LOVE w określonych godzinach doby. Ponoć, jak twierdzi mój korespondent, można w ten sposób się rozwieść, to znaczy poinformować osadzonego że się go porzuca i nie trzeba czekać, aż tekst wyświetli się trzykrotnie, jak żądają tego wyznawcy Koranu.
Świat rzeczy możliwych i niemożliwych w areszcie nie przystaje do przyzwyczajeń zwykłego człowieka. Mój korespondent napisał podanie o pozwolenie na dostarczenie mu butów i wyrzucenie dziurawych. Nowe przywiozła mu rodzina, pozwolenie na zniszczenie zostało udzielone i wyglądało podobno, jak obiegówka na granicy, upstrzona pieczątkami z najważniejszą z nich: Dyrektora Aresztu. Jednak na wyrzucenie starych potrzebna jest jeszcze zgoda Prokuratury Okręgowej, więc trzeba by rozpocząć procedurę od nowa, co się nie opłaci, bowiem przy wyjściu lub przeniesieniu można wyrzucić je bez żadnej biurokracji.
Moje przerażenie budzi fakt, że jak dzieci w krajach ogarniętych wojną, preferują zabawę w strzelanie, tak osadzeni próbują we własnym zakresie stosować jakieś kary za nie dotrzymanie wymyślonych przez nich samych, często bezsensownych reguł. Ponieważ zakres swobodnego postępowania jest w takich wypadkach wąski, kodyfikacja (i kary) dotyczą najczęściej jedzenia i wydalania. Podobno proponowane są do zatwierdzenia w demokratycznym głosowaniu następujące kary: picie wody z solą lub proszkiem do prania, używanie papieru toaletowego posypanego pieprzem lub ostrą papryką. Mój korespondent twierdzi, że poczuł się jak na kolonii letniej w Broku, gdzie przebywał w II klasie szkoły podstawowej w wieku 9 lat – tyle, że savoir vivre stawiał nieco inne słownikowe wymagania przy wypowiadaniu nakazanych zaklęć. Mnie zaś cierpnie skóra na myśl, jak bardzo ludzie uczestniczący w życiu społecznym, bezkrytycznie uzależniają się od reguł panujących w tym życiu i widzę już przymus maszerowania w jakichś marszach wolności, czy niepodległości, czy czegoś tam, raz w tygodniu lub miesiącu, obowiązkowo z petardami i fajerwerkami.
Ciekawe, że za PRL uznawałam pochody 1-majowe tylko za średnio dolegliwe i to raczej z tego wzgledu, że maszerowało się wśród osób z własnego zakładu pracy (inaczej uczestnictwo nie było odnotowane), a tym samym pochód nie pozwalał na zawrcie nowych, być może ciekawych znajomości. Obecnie reguły są nieco inne, choć jakże bezpiecznie podrywać chłopaków z artykułami wybuchowymi?
Na zakończenie w biuletynie opisana została sprawa pewnego Wietnamczyka, aresztowanego za uprawę krzaków w doniczkach. Wietnamczyk ów wyraził zgodę przez telefon (zwykły, nie wideo) na ugodę w jego sprawie, a jako nie znający polskiego machnął przyzwalająco ręką, co przetłumaczył powołany tłumacz, nie znający wietnamskiego, ale znający gest machnięcia ręką. Otrzymał wymiar kary 3 lat więzienia i ucieszył się bardzo, bo w jego kraju otrzymałby za to samo karę śmierci. W ten sposób nasz minister Ziobro zyskał nowego dozgonnego wielbiciela i zdaniem owego Wietnamczyka, powinien objąć swoją funkcję w jego kraju, gdzie zyskałby opinię nadzwyczajnej łagodności funkcjonariusza.
Co do Ministerstwa Sprawiedliwości, to podobno były plany (chwilowo zarzucone) zwolnienia adwokatów z tajemnicy adwokackiej, aby mozna było ich przesłuchać na okoliczność tego, co dowiedzieliby się od swoich klientów. Redakcja Biuletynu uznała, iż powinna podpowiedzieć adwokatom, aby przyjęli dodatkowo święcenia kapłańskie (tajemnicy spowiedzi nikt nie zamierza znosić), co pomogłoby zażegnać kryzys wiary w Polsce i podniosło dochody przedstawicieli palestry. Można by dodać nakaz udania się do spowiedzi przed demonstracją i byłoby sugerowane (modne jak szampony czy ostrza do golenia) 3 albo nawet 4, czy 5, w jednym.
Przeraziłam się tego, co napisałam. Rozmaite moje żartobliwe pomysły w zamyśle satyryczne, po roku lub dwóch zyskiwały rangę ustaw. Kończę więc, żeby nie posunąć się zbyt daleko w antyproroctwach.