Centrum Zdrowego Stylu Życia – Qzdrowiu.org
Jest to jeszcze jeden przykład radosnej twórczości miłośników upraszczania powszechnej wizji świata. Któż nie zada sobie pytania: czy jestem człowiekiem sukcesu, czy porażki i ustaliwszy to sobie na podstawie rysunku, nie poprawi swojego samopoczucia, jako kogoś, kto wpisuje się/nie wpisuje, w powszechnie uznane standardy? Reklamodawcy zaś, zacierając ręce, przystąpią do dzielenia na kategorie odbiorców reklam wśród osób aspirujących do ludzi sukcesu (bo raczej, jeśli uznamy się za ludzi porażki, to tylko uzyskamy tyle, że poczujemy się zwolnieni z wysiłków, a rekruterzy wykreślą nas ze swoich list). Choć może dodam po zastanowieniu – nie pójdą ich śladem reklamodawcy, oferując na przykład chusteczki do otarcia łez; ci bowiem, jak sępy, wykorzystają z chęcią cudze strapienie.
Analizując różnice, pierwsze, co rzuca mi się w oczy, to: amatorzy sukcesu prowadzą dziennik i posiadają listy typu: „będę taki”, zaś ludzie porażki dziennika nie prowadzą (albo prowadzą na przykład coś innego, np. pamiętniki) albo, co gorzej, oszukują, (kogo?), że go prowadzą. Paskudne oszusty, chcą iść drogą na skróty! Chichot historii powoduje jednak, że czasem pamiętniki te odnoszą literacki sukces, choć w ogóle im nie w głowie rozważanie: jacy będą: jacy tacy?
Ludzie porażki ponoć krytykują, podczas gdy ludzie sukcesu komplementują. Wiadomo, źródłem sukcesu są: wiedzieć, gdzie się podczepić i umieć prawić komplementy: Jesteś taki mądry, jesteś taki wspaniały, sukces jest Ci pisany. W dodatku ludzie sukcesu są podobno wdzięczni, podczas gdy ludzie porażki – roszczeniowi. Taki roszczeniowy stary rodzic człowieka sukcesu woła: zmień mi pieluchę, a człowiek sukcesu odpowiada mu: dlaczegoś dziadku głupi, nie przekazał mi w czas majątku. Pomnożyłbym go i mógłbyś wynająć sobie tabun ludzi do zmieniana pieluchy, a tak jesteś roszczeniowy, więc zdaj się teraz na Opiekę Społeczną. Zwolennicy zdrowego stylu życia dodadzą do tego iż zazwyczaj ludzie roszczeniowi są toksyczni i należy ich unikać i że klęską można się zarazić.
Ludzie sukcesu przyznają udział innym ludziom (podobnie jak młodzi naukowcy dopisują do autorów prac swoich promotorów), ludzie porażki sukces przypisują tylko sobie. Ja sam napisałem swoją pracę, sam prowadziłem badania – twierdzą – dlaczego ktoś ma ciągnąć z tego zyski? Rozumują oczywiście logicznie, ale czyż logika nie jest ucieczką ludzi porażki, a nie ludzi sukcesu? Zresztą jakim cudem człowiek porażki odniósł sukces? – to nielogiczne.
Ludzie sukcesu czytają codziennie (tylko co? Może poradniki „Jak odnieść sukces”?), podczas gdy ludzie porażki oglądają telewizję. Zapisałam w pamięci, od dziś przestaję opłacać Netfliksa, bo może znajdę tam serial „Jak znosić porażki?”, który na zawsze skazi mój umysł wizją klęski. Słuszniej czytać poradniki i biografie celebrytów, którzy, jak wiadomo, odnieśli sukces, nie wiadomo czemu.
Ludzie sukcesu dzielą się informacją i danymi, ludzie porażki nie dzielą się (chyba). Zresztą po co mają się dzielić porażką, jak zadżumieni chorobą?
Ludzie sukcesu tryskają radością, a ludzie porażki rozmawiają o innych ludziach. Zatem precz z psychologami, psychiatrami, ratownikami medycznymi, lekarzami, nauczycielami, opiekunkami małych dzieci i innym tałatajstwem, podobnie jak kimś takim, jak ja, którego inni ludzie zawsze fascynowali i fascynują z niewiadomych powodów. A także z kimś, kto tryska gniewem, bowiem jest potencjalnym rewolucjonistą, mogącym w przyszłości zmienić świat (czy na lepsze – to dopiero się okaże.) No ale bolszewików mamy gdzieś. Już ich żeśmy przezwyciężyli, nowi się nie pojawią, taka siaka ich…
No i ludzie sukcesu rzekomo wyznaczają cele i tworzą plany życiowe. Moim zdaniem to jest legenda, wymyślona post factum przez chwalących się swoim sukcesem. Zwyczajny, uczciwy wobec siebie i otoczenia człowiek sukcesu (jeżeli sukces mierzymy zyskiem finansowym lub innym), zazwyczaj opowiada, że robił to, co zawsze chciał robić i na początku kompletnie go nie obchodziło, co z tego wyjdzie. Do tego stopnia, że nawet bawił się swoim pomysłem, lub pomysł wynikł z jego potrzeby własnej, przy okazji realizacji której, chciał dodatkowo zarobić. To, że wyszło, często uznaje za przypadek, trafienie niechcący w zapotrzebowanie na produkt, wiedzę,czy coś innego w ulubionej dziedzinie. Czasami w ogóle nie myślał o zarobku, tylko tak wyszło.
Na przykładzie sukcesów literackich, które w dużej mierze są sprawą przypadku, mogę orzec, że spośród dobrych książek zwyciężają te, których autorzy nie poddają się i tkwią przy swoim pisaniu niezależnie od wszystkiego (a i to nie zawsze). Jedyną więc, prawdziwą cechą ludzi sukcesu, jest upór (chociaż ludziom klęski też go czasem nie brakuje). Prawdziwym autorem czyjegoś sukcesu jest przypadek, no ale co szkodzi zarobić na czyjejś naiwności. To tak, jak we wszystkich systemach gry, rzekomo zapewniających wygranie i oszukanie kasyna – pieniądze robią autorzy systemów, a nie gracze, którzy je stosowali. Gdyby choć jeden sposób był skuteczny – nie istniałyby kasyna. Gdyby wszyscy ludzie mieli odnosić sukcesy, nie byłoby ludzi porażki i Ziemia wyludniłaby się z braku tych, którzy zajmowaliby się czymś sensownym.
Czytam książkę okołopsychologiczną pewnego autora, opisującą problemy czterdziestoletniej kobiety, matki sześciorga dzieci. Cały rozdział poświęca temu, jak owa kobieta powinna pracować, żeby zgrać swoje ciało ze swoim umysłem, jakie ćwiczenia wykonywać, jak pracować nad swoim ego, żeby wyjść ze swoich problemów psychicznych. Moim skromnym zdaniem, powinno popracować się nad mężem tej kobiety, żeby odciążył ją od jej obowiązków, a uzyskana w ten sposób poprawa jej losu, znajdzie sama przełożenie na samopoczucie psychiczne i fizyczne. Z braku męża czy partnera, lub w trudnej sytuacji materialnej, postarać się o pomoc społeczną dla niej. Może zresztą wystarczyłyby dwutygodniowe wczasy w ładnej okolicy (bez dzieci oczywiście). Dla mnie miarą jej sukcesu jest to, że mimo wszystko ogarnia swoje gospodarstwo domowe.
Ponieważ jednak autor książki odnosi sukcesy, ucząc pracy nad sobą podobne do tej kobiety, niedługo nie będą one chciały rodzić dzieci, co zresztą i dziś czynią niechętnie, aż ludziom sukcesu zabraknie przestrzeni do ich odnoszenia i poszukają sobie innej grupy naiwnych.
Wracając zaś do autorki przytoczonej tabeli – Mary Ellen Tribby – podobno światowej specjalistki od sukcesu, nie mogę opędzić się od wspomnień jak lat temu pięćdziesiąt, tak samo patrzyliśmy z podziwem na specjalistów radzieckich, jak dziś patrzymy na specjalistów amerykańskich, bezkrytycznie spijając wszelkie mądrości z ich ust.
Ciekawe spostrzeżenia. Twórcy podziału myśleli w kategoriach czarno-białych. Tymczasem życie idzie swoją drogą o różnych odcieniach. Ludzie nie dają się tak łatwo zdefiniować.