Na pewnej serii zdjęć dzieci ze szkoły podstawowej, jeden z dzieciaków zawsze stoi z boku. Cokolwiek by grupa nie robiła, on zawsze stwarza wrażenie, że buduje między sobą, a resztą, dystans. Znam kilka takich osób, mam też takie w rodzinie i są one dla mnie trudne do rozgryzienia. Moja wiedza o nich nie bierze się ani z tego, co o sobie mówią (a mówią niewiele, w każdym razie nic istotnego), ani z obserwacji (bo nie umiem obserwować zimno, obiektywnie i z poświęceniem). Nie umiem też tworzyć teorii, skąd się ta ich postawa obserwatora bierze – jako osoba z przeciwnego bieguna, która całe życie opanowuje swoją żywiołowość.
Jednak zawsze fascynowały mnie takie postaci. Pierwszą z nich była moja koleżanka z pracy, Irmina. Doktor filozofii, piękna i zimna z pozoru kobieta, mistrzyni dystansu. Fascynowała mnie ta jej umiejętność. Nie do pomyślenia było, aby ktoś do Irminy odniósł się z brakiem szacunku, czy nadmierną familiarnością. Przy tym wszystkim wcale nie była wyniosła; lubiła śmiać się i żartować, zresztą musiała, bowiem tworzyłyśmy amatorski kabaret. Nasze role były ustalone. Ja byłam „Kaśką, wzorową traktorzystką”, Irmina odgrywała jakieś niegdysiejsze arystokratyczne damy. Było jeszcze w kabarecie kilka charakterystycznych postaci, ale w ogóle niechętnie ten okres swojego życia wspominam, ponieważ przypisane nam role jakoś przedostały się do prywatnego życia. Podczas gdy dama-Irmina, w prywatnym życiu, odrzucając zaloty pewnego mądrego i inteligentnego człowieka (w którym nieco się podkochiwałam), zgasiła papierosa na jego dłoni (czego bynajmniej nie miał jej za złe), Kasia-traktorzystka wychodziła na naiwną idiotkę, którą musiały mitygować osoby lepiej wykształcone i bardziej politycznie uświadomione (to był dość wczesny PRL, zdominowany ideologią sojuszu robotniczo-chłopskiego i kształceniem politycznym mas).
Z Irminą przyjaźniłyśmy się; wydaje się, że moja żywiołowość i naiwność podobnie fascynowała ją, jak mnie jej umiejętność podtrzymywania dystansu. Sprawa ta była tak bardzo ważna w moim życiu, że jedno z pierwszych opowiadań, które napisałam (ale nie przechowało się i nie pamiętam jego treści) zatytułowałam „Dystans”.O życiu prywatnym i rodzinie Irminy nie wiedziałam nic do czasu, aż zrozumiałam, dlaczego je ukrywała. Mieszkała pod Warszawą w rozwalającej się chałupie, otoczonej chwastami, a jej matka okazała się niechlujną, ordynarną, grubą kobietą, jakich pełno było w tamtych czasach na rozmaitego rodzaju zadupiach.
Potem spotkałam jeszcze kilka osób w rodzaju Irminy i zawsze odczuwałam wobec nich z trudem maskowane poczucie niższości, ale i fascynację. Nigdy jednak nie wiązałam poczucia dystansu z pozycją obserwatora, za bardzo może wobec tych ludzi wchodziłam w buty Kaśki-traktorzystki, pełnej podziwu, także wobec tych, którzy, jak się ostatnio mówi , kreatywnie zarządzali własną osobowością. Do głowy by mi nie przyszło, że ja mogłam stanowić dla nich obiekt obserwacji.
Pora jednak na odrobinę teorii. Pisząc felietony dla Taraki i uczestnicząc w życiu tej witryny, nie mogłam nie zetknąć się z koncepcją enneagramu. Popularyzatorką tej idei była Helen Palmer, i opisała ją w swojej książce „Enneagram” ( wyd. oryg. 1988, pol. 1992), potem twórczo rozwijana przez polskich autorów. W przybliżeniu teoria ta systematyzuje typy ludzkich charakterów wg kryteriów 1) Gniewu, wstydu i lęku – jako emocji leżących u podstaw ich stosunku do świata, 2) przejawiania się w sposobach obsługi tych emocji: prostym, ekstrawertycznym i introwertycznym, co daje łącznie 9 typów enneagramowych. Jednym z owych 9 typów osobowości była tzw. Piątka, inaczej nazywana „Obserwatorem”.
Zgodnie z klasyfikacją Piątka – Obserwator jest wynikiem leżącej u podstaw głównej emocji – lęku, obsługiwanej przez postawę introwertyczną. Piątkę tak charakteryzuje w swoich artykułach Wojciech Jóźwiak:
„Piątka-Obserwator stosuje unikanie, ale unika nie tyle samego źródła zagrożenia, co własnych emocji. Odcinając emocje, zyskuje to, że wśród nich odcina także lęk. Odcięcie emocji łączy się z postawą wycofania i budowaniem dystansu. Obserwator w pierwszym rzędzie dystansuje się od tego, co czuje, więc w istocie od samego siebie; dystans i uczuciowy chłód wobec innych ludzi jest już tylko kontynuacją tej postawy. Dystans wiąże się z intelektualizmem, z braniem wszystkiego na rozum.”
„Obserwator, typ nr 5. Przyjmuje on zasadę, iż emocjonalne zaangażowanie jest bolesne, zatem należy się wycofać i nie angażować, zachowując odpowiedni dystans pomiędzy sobą a rzeczywistością. Ludzie z tego typu postrzegają świat niby przez grubą szybę i trzymają pokerowe miny. Są życiowymi minimalistami.”
Sama Helen Palmer jako podstawę takiego stosunku do życia bierze sytuację rodzinną:
„[Niektóre Piątki] do tego stopnia czuły się porzucone, że zaakceptowały swój los, ucząc się odrywać od uczuć, by móc przeżyć. Drugi typ […] to ten rodzaj rodzin, które tak bardzo narzucają się psychicznie dziecku, że [ono] zmuszone jest tłumić swoje emocje, by móc się od rodziny odizolować.”
Wojciech Jóźwiak, przeprowadzając analizę enneagramowych piątek podkreśla, że stosują one pewną formę wewnętrznej emigracji – co nie wydaje mi się dobrym określeniem. Zdystansowanie nie jest równoważne wewnętrznej emigracji, bowiem będąc zdystansowanym do niektórych tylko przejawów otaczającego świata, w stosunku do innych można zachowywać postawę zaangażowaną, choć najczęściej rozsądną i bez przesady. Nie byłabym też tak radykalna w twierdzeniu, że osoby te odcięły od świata tę cześć swojej osobowości, która może być źródłem ran i cierpień: swoje odczuwanie, swoje życie emocjonalne i że wybierają samotność. Mogą samotności w ogóle nie wybierać, ale poszukiwać jej namiastek czy specyficznych form w związkach. „Stawiać granice” – jak często się robi. Mogą też w inny sposób regulować swoje potrzeby związane z dystansem wobec innych. A już nie wierzę, że nieodmiennie towarzyszy im chłód, nawet tak radykalny, jak pisze Wiktor Rumocki, porównujący go do Niflheim, jako krainy Lodu, biorąc za przykład normańską mitologię w typologii charakterów.
Ja sama nie byłam nigdy zwolenniczką teorii enneagramów. Wydawało mi się, że trzymanie się z uporem maniaka poglądu, iż człowiek przez cale swoje życie reprezentuje tylko jeden typ, jest zbytnim uproszczeniem, podobnie jak ograniczenie różnorodności ludzkich charakterów do kilku (a nawet, jak w okresie późniejszym), kilkunastu typów, stanowiących mieszankę typów podstawowych. Uważałam też, że takie klasyfikacje nie prowadzą do niczego sensownego, wszak gdy studiowałam ekonomię, każdy przedmiot rozpoczynano od teorii klasyfikacji – z czego moim zdaniem nic nie wynikało. Nie podobały mi się też nazwy nadawane poszczególnym typom, moim zdaniem często dowolne, nie oddające ich cech i z tego powodu mylące mylące. W ogóle mieszanie matematyki i geometrii z tarotem i astrologią oraz dopasowywanie tego wszystkiego do typów ludzkich charakterów, wydaje mi się zabiegiem sztucznym.
Kiedy w rozumieniu typów enneagramu mówi się o piątce-obserwatorze, ja widzę kogoś w rodzaju mędrca w okularach z długą siwą brodą, wyrywającego w skupieniu i na zimno, pod lupą, jakiemuś owadowi czułki czy odnóża, nie baczącego na to, że może powodować cierpienie. A przecież obserwatorzy nie muszą być tacy.
Kiedy rozmawiałam ze znajomymi o obserwatorach, zwróciliśmy uwagę na fakt, iż ludzie niechętnie znoszą poddawanie ich obserwacji, zapewne spodziewając się, że jest ona poszukiwaniem ich słabych cech i raczej obserwacją nieżyczliwą, niż życzliwą. Wspomnieliśmy nawet o tym, że dawniejsi podróżnicy po słabo poznanych krajach, niejednokrotnie stykali się ze złą reakcją na fotografowanie („kradzież dusz”), podobno jednak, gdy pozwolono im samym wziąć aparat do ręki i parę razy pstryknąć, ta niechęć mijała.
Możliwe, że ta nieżyczliwa ocena obserwatorów, przeciskająca się bokiem do opisu enneagramowej piątki, w jakiejś mierze pochodzi z tego samego źródła. W dodatku dziecinny lęk, przeżywany przez introwertyka wobec nadmiernie emocjonalnego, rodzinnego domu, moim zdaniem może wykształcić osobowość krańcowo odmienną, nie odcinającą się od uczuć, a traktującą nadmierną emocjonalność jako normę i wzór. Innymi słowy, córka matki, ciskającej w dzieci ciężkimi przedmiotami, sama zostawszy matką, równie dobrze może wobec własnych dzieci powielać to zachowanie, nie chcąc nikomu niczego wyjaśniać.
Możliwe zresztą, że na obserwatorach za mało się znam.
Zdaję sobie sprawę, że zachowanie dystansu wobec otoczenia nie zawsze jest oczywiste i widoczne na pierwszy rzut oka. Są ludzie, w towarzyskim kontakcie mili, przyjaźni, nawet „przylepni” i dopiero po jakimś czasie orientujemy się, jak bardzo twarde jądro w nich tkwi. Także pozycja obserwatora nie musi się łączyć z odczuwaniem dystansu wobec świata. Są obserwatorzy bardzo głęboko zaangażowani w obserwowaną przez siebie przestrzeń , pragną jednak stworzyć wrażenie swojego chłodu i obiektywizmu wobec niej i nie zawsze to może być nieprawdą czy pozą. Ludzie są o wiele bardziej skomplikowani, niż przewiduje to kilka, kilkanaście, czy nawet kilkadziesiąt typów, na które z upodobaniem godnym lepszej sprawy dzielą zwolennicy ujmowania swojej wiedzy w schematy.
Możliwe, że nie trzeba zjeść beczki soli z kimś, żeby go poznać; może wystarczy tylko kilogram, a może w ogóle nie poznamy go nigdy, nie przebywając z nim na stałe; a może nawet i przebywając, nie uda nam się tego dokonać. Pewnie dlatego drugi człowiek może być dla nas taki fascynujący.
Ja byłam i jestem introwertykiem. Może teraz tylko trochę mniejszym niż kiedyś. Dawniej bałam się odezwać nie pytana. Babcia kiedyś prosiła mnie, żebym poszła do jej koleżanki z sąsiedniego bloku i powiedziała jej, żeby przyszła do babci, bo się źle czuje ( babcia ). Nie poszłam. Zabrakło mi odwagi, żeby nacisnąć dzwonek i wydusić z siebie prośbę babci.
Myślę, że swoim milczeniem i nie braniem udziału w grach, zabawach grupowych mogłam się wydawać obserwatorem. Jednak dystansu do świata nie miałam. Wszystko mocno przeżywałam, choć niekoniecznie pokazywałam, co przeżywam. Czy jestem obserwatorem? Nie wiem.