Niedawno w Holandii zmarł młody człowiek, świetny, choć nieznany i niedoceniony poeta, zagubiony w swoim wewnętrznym mroku, bezskutecznie balansujący na krawędzi rzeczywistości – Błażej Sędzikowski. Nie jestem pewna, czy pisał coś w ostatnich latach życia; mam tylko jego wcześniejsze wiersze, z okresu naszej znajomości. Porywała mnie zawsze melodia jego wyobraźni i nie mogłam zrozumieć, dlaczego nie udało mu się przebić do artystycznego świata, wszak na to w pełni zasługiwał.
Możliwe, że poezja przychodziła mu zbyt lekko, a sukces zbyt wolno; może myślał wierszami, oczekując natychmiastowego zrozumienia, a odpowiadano mu najpospolitszą prozą. Możliwe że zgubiło go miasteczko, w którym się urodził i późniejsze wojaże po Europie nie zdołały zmazać tej skazy. A ci, którzy go rozumieli, kochali jego poezje i próbowali pomóc. widać niewiele mogli, a on nie miał wystarczającej determinacji, żeby czekać. Czekać – nie wiedząc na co i nie mając żadnej pewności, że się doczeka.
...i za czym tak gonić, przed czym uciekać przecież nie goni człowieka bezpieka tu żadnej walki nikt z nikim nie toczy tylko sam z sobą bój na butelki i papierosy to wszystko już zgrane, to wszystko już było ten sen już wielu na wylot prześniło tych którzy wśród słów się błąkają jak dzieci kiedyś to byli wielcy poeci dziś już nie ważne, bo dzisiaj już nie ma tych ekstaz, pożądań, skończony poemat rockmeni igłami zdzierali tą płytę po co wciąż serce szprycować mitem ?
Od młodzieńczych wierszy, śpiewnych i poetyckich, jakby stworzonych do wykonania z towarzyszeniem gitary, poprzez pesymizm okresu, gdy samorealizacja przestała być w zasięgu ręki ( nie mógł znaleźć pracy, uczęszczał m,in na kurs spawaczy) do powiewu optymizmu, gdy stał się mężem i ojcem, jego wiersze ze szczerością i ogromną siłą sięgały głąb wewnętrznej ciemności, która nigdy całkowicie nie znikła, aż wreszcie go pokonała.
JAK POWSTAJĄ BAŚNIE I tak będzie co ma być to co stoi będzie stać deszcz cichutko będzie mżyć a ja tobie będę grać O jak pięknie pachnie maj kwitnie raj kwiatów tysiącem ty w tym raju jesteś naj długo nic a potem słońce Ty owoców weźmiesz garść będę z twoich rąk je jadł czyż ich nektar nie jest wart by go ciągle Bogu kraść Świtem uciekniemy w las po diamentach rosy gdzie korony drzew jak płaszcz jak baldachim wiecznej nocy Tam aż do utraty tchu ścieżkami zwierząt pijani tajemnicą mchu białym winem swego ciała Potem poznamy sekret wiedźm zioła, uroki, zaklęcia których magiczny karzeł strzegł tam gdzie kończy się tęcza Nie, nie wchłonie nigdy nas czarna, kosmiczna pustka fantastyczna podróż trwa w dół po drugiej stronie lustra Wiem maleńka, że to grzech lecz mnie nie nudź słów rozpaczą czasem trzeba skończyć źle żeby w ogóle móc coś zacząć I tak będzie co ma być lecz nie zrozum mnie opacznie kocham ciebie co tu kryć właśnie tak powstają baśnie TRZEBA BYŁO ROZSTRZELAĆ POETĘ Tamtego dnia pełnego stłuczonych butelek na stołach, pod łóżkiem w śmietniku na dnie mojego umysłu pęknięty bębenek upadł potoczył się sam nie wiem gdzie Dnia gdy uśpione puste listki tabletek nie zamieniły mi jawy na sen trzeba było rozstrzelać już wtedy poetę gdy cierpieć zaczynał rozstrzelać go wiem Tak trzeba było , już wtedy był powód by koła żelazne mu przypiąć do nóg albo rozpędzić widziadeł korowód i zamiast pióra do ręki dać pług Teraz za późno gdy skrzydła wezbrały powietrzem gorącym jak krew wilczych serc cierpienie minęło , lecz wiersze zostały wielkie i straszne , trujące jak rtęć
Błażej pisał także opowiadania, a jedno z nich zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Opowiadanie w zasadzie było o śmietnikowym kocie i jego towarzyszach, polujących na kocie przysmaki, reklamowane powszechnie, choć o nie jednakowej wartości; ale w istocie dotyczyło losu outsidera i postępującego procesu uzależnienia. Miało niesłychaną siłę wyrazu, szczerość, wgląd we własny, wewnętrzny świat. Niestety, wówczas, gdy go czytałam, było nie dokończone. Kilkanaście dni temu los kota został ostatecznie zapisany i potwierdzony.
Błażeja już nie ma, ale nie może przecisnąć się przez moje usta niestosowna w jego wypadku modlitwa” „Wieczny odpoczynek racz mu dać Panie”. Nie wyobrażam go sobie jako kogoś, kto chciałby odpocząć…
Mam nadzieję, że ta energia, która zawsze go niosła, przywieje teraz, choć pośmiertnie, zainteresowanie jego poezją.
Znałam Błażeja z widzenia, z jego mama wychowywalysmy się na jednej ulicy w Chełmży, ul Strzelecka. Mirka była artystyczna dusza od najmłodszych lat. To po mamie, Błażej odziedziczył ten talent. Ubolewam, szkoda młodego życia, on od dziecka zawsze odstawal od rówieśników. Artystyczna dusza. Żal matki, która musi pogodzić się że śmiercią syna. Szkoda, że nie poradził sobie z przeciwnościami losu, widocznie jego dusza była zbyt wrażliwa, dusza artysty ❤️🍀