Czasy wiktoriańskie dawno minęły, zresztą w Polsce ich nigdy nie było, chyba że nasze tzw. drobnomieszczaństwo epoki międzywojnia, utrwalone w literaturze przez Gabrielę Zapolską, zaliczać do zbliżonych tendencji. Na interesującym kobiety polu niemałe zasługi położył też lekarz i pisarz Tadeusz Boy-Żeleński. Od zarania jednak krytykowano ten zespół norm i świadomości, drwiono z niego i z nim walczono. Aż do teraz. Na fali społecznych protestów, kobiecych i nie tylko, wyłania się pewien wzór tego, co dopuszczalne, a co nie. Wracają dziwaczne konstrukcje, całkowicie nielogiczne, z pogranicza rzeczywistości i psychicznych aberracji, mające uzasadnić przekonania niezgodne z wtłoczonymi od dziecka wzorcami.
Pewna kobieta na przykład usiłuje aprobująco wytłumaczyć przekonanie o konieczności prawnego dopuszczenia aborcji z poglądem, że życie zaczyna się od poczęcia i zabójstwo zarodka jest jednocześnie zabójstwem człowieka? Nie da się? Skądże! wszystko się da. Nawet metodą drapania się lewą nogą za prawym uchem, zwisając jednocześnie, zaczepionym prawą ręką o wartości religijne, a ogonem o duchowość karmiczną . Cytuję (po koniecznych poprawkach ortograficznych):
„Dusza wie, kiedy ciało będzie abortowane i nie wchodzi w nie z tego powodu, wiec to nie zabójstwo, jak poniektórzy, a szczególnie KK próbuje nam wciskać. Wara klechom i politykom od kobiecego ciała, niech się zajmą swoją pedofilią.”
Z wiadomych względów interesują mnie jednak bardziej ograniczenia mentalne dotyczące starszych osób, zwłaszcza kobiet, chociaż nie jest pewne, czy jeszcze mają duszę, czy już je ona opuściła. Jeżeli bowiem dusza wie, kiedy wstąpić w ciało dziecka, i wstępuje weń jedynie w razie potrzeby, powinna też wiedzieć, kiedy przestaje być potrzebna, a wręcz przeciwnie, staje się szkodliwa, skoro nie ma na nic wpływu.
W piątkowych marszach stanowiły one swoiste kuriozum. godne uwiecznienia w telewizji, zwłaszcza prywatnej. Dziennikarze wyławiali je jak rodzynki ze świątecznego ciasta z czasów słusznie minionych, gdy 10 deko musiało starczyć na kilka rodzajów ciast i wydawało się, że dwa grzybki w barszcz i rodzynki w serniku to już przesada.
Starsza pani, ubrana w piękne stonowane kolory czapki i szala (prawdziwe wizualne przeciwieństwo moherowego beretu), tłumacząca się nieśmiało, dlaczego obchodzi ją sprawa aborcji, chociaż ma już córki i wnuczki. Ale co by było, gdyby miała synów? – tłumaczenie straciłoby swoją wagę? Może zresztą ma ich, tylko pominęła w rozważaniach jako czynniki nieistotne? Pan w średnim wieku przekonujący, że wspiera swoje bliskie mu kobiety – wstydliwie, zapewne dlatego, że nie jest wystarczająco agresywny w wypowiedzi, a jednocześnie ma obawy czy przesłuchujący go dziennikarz nie zastanawia się nad jego zdolnością do spłodzenia zdolnego do życia zarodka. Tfu, przepraszam, życia poczętego.
I ta cała Kaja Godek – tak pewna siebie i słuszności swoich przekonań – nieprzemakalna dla innych, niezdolna do głębszej refleksji. Wydaje się sympatyczną dziewczyną, ale słuchając jej zastanawiam się, czy w ogóle jej stopień wrażliwości pozwala na przeżywanie lub tylko rozumienie jakichkolwiek dylematów.
Moglibyśmy sądzić, że problem jest w sporze ideologicznym. G-prawda. Takie Kaje Godek stanowią mielone mięso garmażeryjne, traktowane jako półprodukt do prawdziwych kotletów. Gazeta Wyborcza ujawnia międzynarodowe powiązania prowadzące do organizacji w Polsce, sterujących nieświadomym tłumem obrońców życia poczętego.
Co więcej, ujawnia też mechanizmy zbierania podpisów pod kontrowersyjnymi projektami, a to już perfidne obrzydlistwo. Może nie obchodzi nas za bardzo, jak wygrał wybory w Stanach Zjednoczonych Trump, ale jak wygrywa w polskim sejmie określony projekt ustawy – to już nasza sprawa.
Młode dziewczyny, protestujące przeciwko zaostrzeniu prawa antyaborcyjnego nie mają zielonego pojęcia, że nie o aborcję tu chodzi. Czasami docierają do mnie strzępy informacji z innych dziedzin życia, stopniowo opanowywanych przez liderów Ordo Iuris, z wyższych uczelni, środowisk pozornie odległych od problemów religii i życia poczętego. Teorie spiskowe zdają się uzyskiwać potwierdzenie, podobnie jak dawna, nadal aktualna zasada „cel uświęca środki”. Tyle, że nie na Wschodzie, a w Brazylii nasze polskie problemy światopoglądowe wydają się mieć początek. O ile w ogóle są problemami światopoglądowymi…
Nie czuję się w pełni kompetentna, żeby mierzyć się z tym światem. Jeśli nawet wytoczę armaty pełne swojego życiowego doświadczenia, podobnie jak pani w stonowanej czapce i szalu, ujawniam się podobnie jak naiwna nastolatka, nie mająca zielonego pojęcia jak funkcjonuje ten świat. Kogo to obchodzi co ja myślę i co przeżyłam?!
Jakie znaczenie mają osobiste doświadczenia i przemyślenia, znajomość co najmniej kilkunastu historii kobiecych dramatów, wobec tego jednego schematu i gadek kobiety nakręconej, niczym automat, do głoszenia prawd absolutnych, nie przeżytych, nie odczutych, ale przez innych przeżutych?
Nasze kobiece myślenie nie jest obiektywne, nie jest naukowo doświadczalnie, zgodnie z regułami badań sprawdzone i dlatego ma niewielkie znaczenie i nikt na serio się z nim nie liczy.
Za to powyższy schemat jest już klasyfikacją, przeprowadzoną wg określonych kryteriów i może być poddany sprawdzeniu prawda/fałsz.
Ależ Kuzynko, sądząc po zdjęciach byłaś piękną kobietą, a sądząc po Twoich tekstach – nadal jesteś piękną, mądrością mądrości damą .