Walentynki odpięknione

Doskonale widzimy, jak inni upiększają rzeczywistość. Mam znajomą, nieco młodszą ode mnie, matkę jedynaka, wychowywanego w sporze z mężem z innego pokolenia i środowiska. Wszystko, co było trudne w jej życiu, minęło i teraz ona chce widzieć rzeczywistość w różowych barwach. Syn i synowa, wspaniali w jej opowieściach, odwiedzają ją raz na pół roku i zazwyczaj wtedy, gdy czegoś chcą. Są miłymi ludźmi, ale tak nastawionymi na wyłączność wobec siebie, że reszta świata ze starzejącą się, samotną matką, nie jest im do niczego potrzebna (chyba że w czasie kolejnej zagranicznej podróży potrzebny jest ktoś do zaopiekowania się ich kolejnym pieskiem).

Niestety, sami też to robimy, zapędzamy się w marzenia i rojenia o wspaniałym świecie naszej przeszłości  i tylko z rzadka udaje nam się to dostrzec. Mnie to udało się za pomocą snu.

Ja mam od dawna obsesję na punkcie przyjaciół: jacy to są wspaniali, ile im zawdzięczam. To ostatnie może być prawdą, chociaż to, co im zawdzięczam, przyszło wprawdzie za ich sprawą, ale wbrew ich woli, zazwyczaj. Obudzili mnie ze snu. Zmusili do działania, do walki itp. Po latach chcę w nich widzieć świetlane postaci mojego życiorysu i wierzę w to gorliwie od lat, chyba że obudzę się za sprawą pewnego snu. Wiara ta potrzebna była mi przez lata, żeby jakoś znosić przeciwności losu, wierzyć że mogę odmienić go w każdej chwili, gdy tylko zechcę Teraz jej już nie potrzebuję i świat zaczyna jawić się mi takim, jakim jest.

We śnie stałam się kolejną żoną kogoś, w kim się kiedyś bez pamięci kochałam. Los tej żony stał się moją udręką i koszmarem takim, że wstałam dwie godziny wcześniej niż zazwyczaj. To był bardzo realistyczny sen. Obudziłam się i uznałam, że to, co napisałam wcześniej (poniżej), jako planowany Walentynkowy wpis,  jest jedną wielką bzdurą. Bo nie teraźniejszość z jej złudzeniami, ale przeszłość jest ważna.

Mam wieloletniego przyjaciela, który podobnie, jak ja, nie wychodzi z domu. Ja z powodu niepełnosprawności ruchowej, on z niepełnosprawności (ale nie ruchowej, tylko oddechowej)  i częściowo z powodu zahamowań. Poprosiłam go o zdjęcie jego ścian mieszkania, którego nigdy nie widziałam. Był dla nas kiedyś czas wyborów i ten czas minął  wiele lat temu.  Ongiś robił piękne fotografie mikroświata, zanim piękno kwiatów i przezroczystych skrzydełek, zjadło go, przemieliło i wypluło z przekonaniem, jak niewiele znaczy w świecie realnym. Ja się przebiłam przez ową  intelektualną kurtynę, (mimo, że  nie byłam zawsze świadomą jej istnienia), on został po drugiej stronie;  potem hodował bonsai, ostatnio próbuje rzeźbić. Wszystko po to, by nie wyjść z domu i nie zmierzyć się ze światem. Ja też tak mam, ale umiem sobie wyperswadować swoje ograniczenia (z niewidzialną pomocą innych moich przyjaciół).

Rozmawiamy o lekach przeciwbólowych, jak to babcie/dziadki, a jednak kiedyś zawdzięczałam mu najlepsze karty mojej opowieści, nagrodzonej, choć nie wydanej. Jego wierze w mój talent i jego przekonaniu, że dam sobie radę ze wszystkimi trudnościami, z oporem materii i bliskich mi osób. Jemu zawdzięczam, że obudziłam się ze snu, w jaki popadają czasem kobiety mające rodzinę i nade wszystko stawiające na dobre wykonanie, wziętych kiedyś na siebie obowiązków.

Wszyscy zresztą tak mamy, że nasze uczucia mamią nas i każą wierzyć, że mamy coś do zrobienia (na przykład za PRL-u wystać  coś w kolejkach dla dobra naszych rodzin i dzieci), że jesteśmy sprawcami naszych losów, a nie ofiarami sił, na które nie mamy wpływu.

G…no. prawda. Możemy się wspierać u schyłku, życia, żałując tego i tamtego. Ale wówczas, lata temu, czasy były zgoła inne. Świat wymuszał racjonalność, tyle było naszego, co udało się nam wyrwać wobec niesprzyjającego losu. Nie rozumieliśmy wichrów historii, mało rozumieliśmy siebie. Ceniliśmy (teoretycznie) spontaniczność, w życiu ona przerażała nas. Mój przyjaciel, gdy po zdanym egzaminie z filozofii, rzuciłam się mu na szyję, odepchnął mnie. Kobiety nie powinny przytulać facetów, z którymi nie były w związkach erotycznych – a my nie byliśmy, Miłość, to nie zawsze erotyka – to czasem  po prostu przyjaźń,  zrozumienie i akceptacja, jeśli oczywiście jest prawdziwa, nie udawana. Ale też akceptacja naszych fobii. I zrozumienie – jeśli jest.

Niuanse tamtego, przebrzmiałego już świata, z upływem czasu coraz mniej są dla nas zrozumiałe. Jak mogliśmy budować sobie swoje własne, więzienne klatki i wierzyć, że nas ochronią? Jak nazwać kogoś, z kim nie sypiamy, kogo nie całujemy, z kim tylko rozmawiamy? Kto ma zobowiązania wobec świata, podobne naszym zobowiązaniom? Jak przekonać się o jego oddaniu, skoro nawet w siebie nie wierzymy? Świat aktualny eksponuje erotykę, ale w świecie kobiet, który znał tylko obowiązki ,ważniejsze było uczucie bliskości. Nawet wydumane. Jednak to, co nie nazwane – nie istnieje. Odpowiedzialność zabija wyczuwanie pulsu świata.

My, starzy ludzie, czasem zdajemy sobie sprawę, że nasze życie nie układa się we wzór, powszechnie uznany, opisany, i taki, w stosunku do którego odnoszą się wszelkie komentarze świata. Niektórzy z nas, uświadomiwszy to sobie, chowają się w swoją norkę, zaprzeczają sobie współczesnemu, albo chowają się za parawany niejednoznacznej przeszłości, gdy wszystko jeszcze mogło ulec zmianie. Pewna kobieta, występująca chwilowo jako dziewczyna, opowiada mi swoje przeszłe doznania językiem zranionej nastolatki, Był taki ktoś, kto zafałszował jej korespondencję i sprawił, iż nie mieliśmy już do siebie zaufania… Tak jest, bywają tacy ludzie. Jednocześnie ja dziś już wiem, że wzajemne zaufanie albo jest, albo go nie ma. Wpływ osób z zewnątrz, jeśli następuje, świadczy o tym, że to zaufanie od początku nie było zbyt mocne. Mogło być naszym złudzeniem.

Teraz mój przykład. Byłam kiedyś, jako młodziutka dziewczyna, bardzo zakochana w kimś, kto zranił mnie tak bardzo, jak tylko może zranić zakochaną kobietę obiekt jej miłości. Na moich oczach przespał się z „łatwą” dziewczyną, głupią i brzydką, możliwe, że płatną. Zrobił to świadomie, bowiem jego zdaniem tej mojej miłości było mnóstwo za bardzo i uznał, że zdrowiej będzie sprowadzić zakochaną na drogę rozsądku. Pięknie brzmi, nieprawdaż? Wiele lat wierzyłam w jego dobre intencje i słuszną kurację odwykową, aż pewnego dnia zdałam sobie sprawę, iż moja miłość i moje zaufanie ochroniło go przed więzieniem. To, że zerwał związek potem a nie przedtem, było kluczem całej sprawy. To nie jego argumenty miały sens, choć wierzyłam bardziej jemu, niż sobie.

Wybrałam życiową drogę bezpieczną   Na starość trzeźwiejemy, ale też pytamy siebie, czy nasze wybory były słuszne. Owszem, były, ale nie dawały takiej satysfakcji, jak ewentualne niesłuszne wybory mogłyby ją nam dać.

Świat nie jest pięknym filmem, ani wspaniałą powieścią, zawsze jednak wolimy czytać i oglądać piękno satysfakcjonujące, niż rzeczywistą brzydotę. Walentynki potrzebne są nam, jak jeszcze jedna iluzja, w rodzaju polubień na FB.

Walentynkowe wyznania nie noszą piętna ostateczności, jak nosiły je czasy, gdy wybory uczuciowe mogły oznaczać życie lub śmierć. Najlepsze (moim zdaniem) moje opowiadanie mówi właśnie o miłości w czasach, gdy można było zniszczyć zakochaną osobę z racji poglądów politycznych lub sytuacji rasowej. Niestety, utraciłam prawa autorskie do tego tekstu. Ale wizja tamtych wydarzeń (autentycznych zresztą) stale plącze się w moich snach. Ja i moje pokolenie żyliśmy z traumą dramatów naszych bliskich, które dziś są przedmiotem dywagacji facetów z nażelowanym czubem i pewnością siebie dzieci szczęścia. Co oni wiedzą o prawdziwym życiu, o miłości i śmierci, o wyzwaniach sumienia? Czy zdarzyło im spotkać się z uciekającą kobietą chroniącą własnym ciałem niemowlę w kartoflisku?

Nie przypadkiem zresztą w tym roku Walentynki przypadają w środę popielcową. Może to czas, żebyśmy zatrzymali się i zastanowili nad naszymi fobiami i ewentualnie posypali głowę popiołem zamiast świętować miłość wszechogarniającą?

A co do fotografii „Nasze ściany”? Przyjrzyjmy się im i zrozummy, co oznaczają. Czy powiesiliśmy na nich naszych przodków, czy na najwyższej półce „myśliciela z Bali” czy wreszcie jakieś suche gałązki przycięte tak, aby były artystycznie piękne, ale zupełnie nie wolne?. Co nasza przestrzeń mówi o nas?

IMG_6765