Zbliża się koniec roku, a dla mnie czas po Sylwestrze i Nowym Roku to wszechmocny smród przepełnionych śmietników i szperacze w nocnym poszukiwaniu skarbów, wyrzucający ich zawartość na ziemię, hałasujący zgniatanymi puszkami. Święta Bożego Narodzenia to głośne i monotonne trzepanie dywanów. Trzech Króli to wylatujące przez okna drapaki choinek, a Nowy Rok to właśnie Święto Śmietników.
Kilkakrotnie pisałam o śmietnikach Europy i pokrótce przypomnę te teksty i spostrzeżenia, jakie mi towarzyszyły:
— Odcinek 97 Babci ezoterycznej „Holandia z okien samochodu i głowy własnej” http://www.taraka.pl/holandia_okien_samochodu_glowy
— Odcinek 2 Babci ezoterycznej sezon II „Graciarnie Europy — Gospodarze miejsc i czasów” http://www.taraka.pl/graciarnie_europy_1_gospodarze)
— Odcinek 4 Babci ezoterycznej sezon II „Graciarnie Europy — Wiosenne porządki” http://www.taraka.pl/graciarnie_europy_2_wiosenne
— Odcinek 7 Babci ezoterycznej sezon II „Graciarnie Europy — Dom i okno” http://www.taraka.pl/graciarnie_europy_3_dom
— Odcinek 8 Babci ezoterycznej sezon II „Graciarnie Europy — Praca” http://www.taraka.pl/graciarnie_europy_4_praca
— Odcinek 10 Babci ezoterycznej sezon II „Graciarnie Europy — Buty” http://www.taraka.pl/graciarnie_europy_5_buty
— Odcinek 13 Prababci mniej ezoterycznej „Piłeczki do sikania”
http://www.taraka.pl/pileczki_do_sikania
W Holandii przebywałam u małżeństwa, które skupowało, naprawiało i sprzedawało w Polsce używane meble i inne przedmioty, zwłaszcza naczynia oraz ozdoby domowe, w Polsce odwiedziłam kilka sklepów sprzedających te przedmioty. Na początek to, co mnie zaskoczyło w Holandii — stosunek do przedmiotów, a właściwie zupełnie inna hierarchia wartości tychże. Zaczynając od przedmiotów będących wytworem przyrody, na przykład kamieni: Holandia ma niewielki zasób tychże i są one ogromnie szanowane. Do tego stopnia, iż za ozdobę często służą kupki kamieni na trawnikach przed domami. Nie są one tym, czym np. w Polsce tzw. ogródki skalne, czyli sterty kamieni uzupełnione ziemią i posadzonymi roślinami, gdzie kamienie stanowią jedynie podbudowę, a główną ozdobą są posadzone rośliny o różnych wysokościach, przemyślanie skomponowanych kształtach i kolorach. Holenderskie kamienie same w sobie mają stanowić ozdobę i są sprzedawane w centrach handlowych typu nasz „dom i ogród”, a także na przygodnych imprezach handlowych.
Zupełnie inny stosunek do kamieni zaobserwowałam w Szwecji. Tam skał jest ogromna ilość i często architektura jest „wbudowana” w nie. Pod Sztokholmem zobaczyłam bardzo malowniczą ścianę skalistego pagórka, który niszczono, wydobywając i krusząc skały na żwir. Wyśmiano moje zastrzeżenia do likwidacji tak pięknego krajobrazu, twierdząc, że jestem chyba jedyną osobą, której żal szwedzkich kamieni.
To prawda, że lubię kamienie. Szczególny zaś sentyment mam do znalezionej po orce na jakimś polu wyszczerbionej skrobaczki pradawnej kobiety. Wstydliwie przechowuję swoją kolekcję, a każdy kamień z czymś albo kimś mi się kojarzy. Niech poświadczy to poniższe zdjęcie:
Wracając do tematu: sądzę, że przekłada się to także na stosunek do przedmiotów stanowiących wytwór rąk człowieka. Holenderskie meble są z litego drewna, ciężkie, bardzo trwałe. Wyrzucane łatwo naprawić i odsprzedać za granicę. Często przechodzą z pokolenia na pokolenie, opuszczają mieszkanie właściciela, gdy ten umiera lub jeśli jest samotny i przenosi się do domu starców.
Polskie meble wyrzucane na śmietniki to najczęściej pamiętające PRL meblościanki z płyt. Mebli z litego drewna prawie się nie spotyka, chyba że są to zagraniczne meble używane, których przydatność dobiegła kresu. Odnoszę wrażenie, że jest to odbiciem pewnego rodzaju tymczasowości panującej w świadomości Polaków.
Zauważalna bylejakość we wszystkich naszych poczynaniach także świadczy o braku stabilizacji i tradycji – szczególnie widocznych w przedmiotach, których funkcją jest ozdabianie. Eksplozja złego gustu zwłaszcza widoczna jest na śmietnikach i licytacjach drobiazgów na cele społecznie pożyteczne, np. na schroniska dla zwierząt. Zadziwiającą brzydotą odznaczają się także zabawki dziecięce, nie tylko te zużyte i wyrzucane, ale także nowe – w sklepach i na reklamach. Poniżej przedświąteczna reklama zabawek w Gazecie Wyborczej z dnia 19 grudnia b.r. Żadnej kolorystycznej subtelności, wszystkie barwy biją po oczach.
Obserwując holenderskie przedmioty pełniące funkcję ozdobną, także zabawki widoczne jest ich powiązanie z życiem codziennym. Przedstawiają ludzi zajętych pracą, życie rodzinne. Poniżej kilka zdjęć takich zabawek.
Oczywiście estetyka ich z biegiem czasu się zmienia, ale zawsze przedstawiane figurki obrazują ciepło rodzinne i codzienną pracę. Podobne tendencje widać w innych przedmiotach ozdabiających mieszkania starszych Holendrów.
Zupełnie inne zabawki widzimy na śmietnikach Polski. Najczęściej są to samochody, samoloty i inne wytwory techniki tudzież gry i przedmioty. Są tam także rozmaite stwory i wymyślone postaci, ale żadna z nich nie zajmuje się niczym konstruktywnym. Pamiętam, kiedy mój wnuk oglądał filmy z serii „Bob budowniczy”, uderzyło mnie, że prezentowane w nich maszyny budowlane np. walce drogowe, dźwigi, samochody nie służyły do wykonywania jakiejś sensownej pracy, a raczej do płatania psikusów, rozjeżdżania i niszczenia innych maszyn. Wydaje się, że tak zauroczyła nas, jako społeczeństwo techniczna możliwość osiągania czystych i jasnych barw, że sztuka ich gustownego zestawiania całkowicie poszła w kąt. Dzieci wychowane na takich zabawkach, atakowane jaskrawymi kolorami i ostrymi, głośnymi dźwiękami, tudzież szybko zmieniającymi się obrazami kreskówek są nadmiernie stymulowane, co w przyszłości zaowocuje nieumiejętnością przeżywania sztuki i brakiem refleksji, na którą w natłoku wrażeń nie ma czasu. Powszechną podatność na utopijne wizje świata, teorie spiskowe i prymitywne osądy polityków także chyba można rozumieć jako jeden z bardziej dalekosiężnych skutków ogólnej bylejakości.
I na koniec sprawa utylizacji śmieci. Jest ona coraz większym problemem świata i naszym, chociaż Polska pod tym względem ciągnie się daleko w ogonie. U nas segregujemy śmiecie na frakcję suchą, szkło i zmieszane, moja koleżanka w Holandii na sześć frakcji, w tym plastik i papier oddzielnie. Podziwiałam jej pewność i zdecydowanie, bowiem w naszych śmieciach często nie wiadomo co jest plastikiem a co papierem (np. kartony po sokach czy mleku, etykiety butelek, opakowania batonów i cukierków itp.) W dodatku jako posiadaczka domku letniskowego widzę, że mimo przymusowej opłaty śmieciowej mnóstwo ludzi wyrzuca śmieci do lasu. Czasami im się nie dziwię, bo my nasze śmieci, zwłaszcza gdy jest ich mało, najczęściej wozimy do domu z tego powodu, że jednorazowa wywózka w sezonie jesienno zimowym jest stanowczo niewystarczająca. Także nie wszędzie docierają śmieciarki; dopiero bombardowanie gminy mailami czasem pomaga. Worki pozostawiane przed domami, a zabierane w sezonie raz w miesiącu, rozwłóczą zwierzęta albo uszkodzą zawieje czy deszcze. Jednak wiezienie śmieci przez parę godzin samochodem osobowym razem z bagażami nie jest zbyt miłe, w dodatku w mieście czepiają się tego przywożenia dozorcy. Oczywiście wynika to z faktu, że zastosowano rozwiązania jedynie „dla oka”, a nie z troski o środowisko. Wnosząc opłatę śmieciową w dwóch miejscach, jestem wykorzystywana jako źródło dodatkowego zarobku gminy. Zamykanie blokowych śmietników nie przeszkadza szperaczom, za to utrudnia życie ludziom, którzy akurat nie są dysponentami kluczy od śmietnika lub nie mają ich przy sobie.
Także więc i tu widoczna jest polska bylejakość i fasadowość przedsięwzięć.